Trzy punkty znów zostają w Legionowie

52045b50edb99.jpg

Czwarty w tym sezonie mecz ligowy i czwarte z rzędu zwycięstwo drużyny Legionovii. Tym razem do grona pokonanych przez „biało-żółto-czerwonych” dołączyła ekipa Zawiszy Rzgów, które w minioną niedzielę przegrała na stadionie przy Parkowej 2:1 (2:0). Choć trzy punkty cieszą, to jednak zwycięstwo Legionovii powinno być bardziej okazałe.

Zgodnie z planem
Komplet punktów po 3 kolejkach, 10 zdobytych i 5 straconych bramek, do tego pozycja wicelidera – dawno już w Legionowie kibice nie widzieli tak dobrych rezultatów na początku rozgrywek. Zespół prowadzony przez trenera Marka Papszuna mógł w minioną niedzielę zepchnąć z pierwszego miejsca drużynę Sokoła Aleksandrów Łódzki, ale potrzebował do tego zwycięstwa różnicą przynajmniej 3 bramek. To niemało, ale przy gdyby Legionovia wykorzystała wszystkie dogodne sytuacje w meczu z Zawiszą, warunek by spełniła. Obie drużyny rozpoczęły ostatnie spotkanie w dość ospały sposób, dużo było strat i niecelnych zagrań. Po kilku minutach gospodarze w końcu „weszli w mecz” i zaczęli grać coraz składniej. W 7 minucie pierwszą dobrą okazję zmarnował Łukasz Prusik, którego strzał głową minimalnie minął poprzeczkę bramki Zawiszy. W 15 minucie o błędzie nie było już jednak mowy – po dośrodkowaniu Marcina Rawskiego z rzutu rożnego najwyżej do piłki w polu karnym wyskoczył drugi ze środkowych obrońców, Patryk Łukasik, i umieścił ją w siatce. Gospodarze starali się iść za ciosem, a obrońcy gości pozwalali im na wiele – tak jak na przykład w 22 minucie, gdy niepilnowany Kosim znalazł się sam na sam z bramkarzem. Jednak próba lobowania zakończyła się strzałem nad poprzeczką. Przyjezdni momentami nie potrafili wyjść z piłką z własnej połówki, nie potrafili też upilnować na prawym skrzydle Sebastiana Janusińskiego, który raz po raz rozrywał ich linię defensywy. W końcu w 34 minucie po świetnym przechwycie w środku pola piłka trafiła właśnie do Janusińskiego, a ten prostopadle zagrał ją na wolne pole do Kosima, który nie pomylił się i z 15 metrów uderzył w stronę dalszego słupka bramki, podwyższając na 2:0 dla gospodarzy.

Lekki niedosyt pozostał
Od początku drugiej części Zawisza nadal grała swoje…a więc beznadziejnie. Już w 47 minucie obrońcy ze Rzgowa oddali piłkę Janusińskiemu, ale podanie tego ostatniego do Karaszewskiego czekającego na 11 metrze okazało się niecelne. Potem okazje marnowali seryjnie: Broniszewski, Janusiński, Karaszewski i znów Broniszewski. W 66 minucie na murawie w miejsce Kosima pojawił się Kamil Tlaga i już po minucie miał okazję na podwyższenie wyniku – pomocnik z Legionowa sprytnym zwodem oszukał rywala na środku boiska i gdy się odwrócił, miał już przed sobą pustą połowę boiska i bramkę gości – po blisko 50-metrowym rajdzie uderzył wprost w bramkarza. Minutę później znów popędził z piłką w kierunku bramki, ale padł na murawę pod naporem goniącego go rywala – sędzia uznał, że faulu nie było, co wywołało ogromne poruszenie na ławce Legionovii. Najmocniej zirytowanego Macieja Sikorskiego, trenera bramkarzy, uspokajać musiał sędzia liniowy. Tymczasem na boisku bez zmian, najpierw okazję z wolnego miał Janusińki, ale uderzył zbyt lekko, a potem w 81 minucie przy kontrataku i sytuacji 3 na 2 szansę na bramkę zmarnował Karol Sochocki, uderzając daleko obok słupka. Gdy wydawało się, że już nic się na boisku nie wydarzy, bo Legionovia ma „zwichrowany” celownik, do głosu doszła drużyna Zawiszy. Z pozoru niegroźna akcja spowodowała, że piłka trafiła pod nogi jednego z pomocników gości, który nie zastanawiając się wiele huknął z 20 metrów, a jego strzał trafił idealnie w okienko bramki Błesznowskiego. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie, a Legionovii z pewnością pozostał niedosyt, bo mogła w tym meczu zarobić kilka bramek, które przydadzą się w ostatecznym rozrachunku. Skład Legionovii: Błesznowski, Lendzion, Prusik, Łukasik, Jasiński, Janusiński, Broniszewski, Tomczyk, Sołtys, Rawski, Kosim, a także Karaszewski, Tlaga, Sochocki, Goliński.

Tomek Piwnikiewicz