Arkadiusz Kardyka, prezes KPR Legionowo, w rozmowie z Tomkiem Piwnikiewiczem podsumowuje pierwszy rok spędzony przez legionowski klub w Superlidze piłkarzy ręcznych. Odważne słowa prezesa udowadniają, że powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej pozostaje kwestią czasu, a drużyna już jest głodna tego sukcesu.
Rozmawialiśmy przed sezonem i stwierdził Pan wtedy, że KPR w Superlidze nie będzie chłopcem do bicia. Minęło dziewięć miesięcy – ta opinia jest aktualna?
W ostatniej części sezonu nie byliśmy chłopcem do bicia, zespół scementował się, pokazał charakter i za to chce podziękować chłopakom i sztabowi trenerskiemu. Pomimo bardzo złej pierwszej rundy podjęli rękawice i walczyli do końca, pokazali charakter.
Jest sens szukać winnego tego słabego startu?
My, jako Polacy, zawsze szukamy jednego winnego… umówmy się, że byłem nim ja. Nie chce oceniać pracy trenerów, nasze plany są dalekosiężne, a obecnie chcemy pracować z Robertem Lisem i to się liczy, bo zespół pod jego wodzą gra coraz lepiej.
W naszej poprzedniej rozmowie podkreślał Pan też, że istotna dla zespołu będzie atmosfera. Wynik był słaby, ale czy odpowiedni klimat się pojawił?
W tej chwili jest idealny. Patrzę na drużynę i widzę żołnierzy, którzy poświęcą się za siebie nawzajem. Pod tym względem nie ma możliwości, żeby coś nie zagrało. Wszyscy chcą z nami zostać i grać tutaj. Być może mają inne oferty, ale wola pozostania jest bardzo silna.
Wszystkie transfery były strzałem w dziesiątkę? Wypaliły w stu procentach?
Tak, wszystkie były trafione. Ale nie powiem Panu, kto moim zdaniem okazał się tym najlepszym, bo tak, jak kiedyś wspominałem, u nas nie ma indywidualności – liczy się zespół. Cieszę się ze wszystkich wzmocnień, jakie zrobiliśmy.
Wspomniał Pan, że nikt nie zgłasza chęci zakończenia przygody z KPR-em. Czy zatem klub ma wystarczające środki, żeby płacić zawodnikom pierwszoligowym tyle, co w Superlidze?
Tak, podkreślam, wszyscy chcą kontynuować swoją karierę u nas, w Legionowie. Jednak drużyna odniosła się ze zrozumieniem do tego, że spadek pociąga za sobą obniżenie stawek. Pieniądze nie są dla nich najważniejsze, chcą budować siłę lokalnego szczypiorniaka w naszym mieście. I to jest budujące, że ci ludzie stawiają na sport, a nie tylko na zarobki. Tutaj w końcu ktoś ich docenił, pokazał że są ważni i że jesteśmy z nich dumni.
Czy dziś jesteście samowystarczalni pod względem finansowym i nie potrzebujecie pieniędzy z Urzędu Miasta?
Jesteśmy świadomi tego, że dotacja może się zmniejszyć. Oczywiście w tym miejscu należą się podziękowanie naszym sponsorom – firmom Mediq, Rasan, Urzędowi Miasta i wielu innym, za dużą pomoc przy budowaniu dobrej kondycji klubu. Ale trzeba zwrócić uwagę na to, że jako klub nie patrzymy jedynie na ten rok. Naszym celem jest powrót do Superligi, plany są długookresowe. Wszyscy, którzy angażują się z sprawy finansowe, będą patrzeć na horyzont, a nie tylko pod nogi. Klub, który istnieje ledwie kilka lat, a już grał w najwyższej lidze, ma potencjał do tego, żeby zaistnieć w niej na stałe.
Czyli będziecie faworytem do wygranej w pierwszej lidze?
Wiele tych spotkań, które przegraliśmy minimalnie, na minuty przed końcem, pokazuje, że nasz zespół, szczególnie po drugiej rundzie, zasługuje na Superligę. Uważam osobiście, że gra w niższej lidze pozwoli naprawić błędy w funkcjonowaniu i jeszcze bardziej złączy zespół. Zmiana kadry jest czymś bardzo negatywnym, jeśli chodzi o atmosferę w zespole, bo faceci muszą się naprawdę dobrze poznać, żeby mieć do siebie zaufanie – i to stuprocentowe zaufanie widzieliśmy w tych kilku ostatnich meczach.
Frekwencja na trybunach była dla Pana zadowalająca? Czy profil kibica był odpowiedni?
Tych stałych mamy coraz więcej. Nie mówię o meczach z Vive, czy Wisłą Płock, bo wiadomo, że wtedy przychodzili oglądać gwiazdy, natomiast uważam, że również te mecze miały w sobie sporo emocji. Każdy, kto je widział, pamięta, że KPR nie położył się, ale stawiał opór faworytom, co w kontekście gier innych zespołów z Vive i Wisłą, stawia nas na naprawdę dobrym miejscu.
W pierwszej lidze wejście na mecz było darmowe, potem bilety pojawiły się w Superlidze. Czy w takim razie od nowego sezonu znów je zniesiecie?
Nie, bilety będą, nie wiemy jeszcze w jakiej wysokości. Oczywiście będą też karnety. Szanujemy wysiłek naszych zawodników. Sądzę, że każdy, kto przychodzi na mecze i chce w jakiś sposób wesprzeć zespół, odniesie się do tego ze zrozumieniem, bo przecież wiadomo, że najgorsze rzeczy rozdaje się za darmo, a piłka ręczna do takich nie należy. Wielu kibiców gratulowało nam gry do samego końca. Na nasze mecze przychodzą też ludzie, którzy do tej pory nie interesowali się piłką ręczną, a nagle stwierdzają: „to jest świetne”.
Zatem jakie są plany na najbliższe dni, tygodnie?
Tak, odbędzie się jeszcze kilka treningów, a potem zaczynamy zajęcia od drugiej połowy lipca. Nie wiemy jeszcze, czy będziemy grać na wyjazdach, czy zorganizujemy też coś u siebie – na pewno chcemy grać z zespołami z Superligi, więc będziemy też musieli się dostosować do ich kalendarza, ale tylko ten poziom nas interesuje.