Dwie sesje nadzwyczajne Rady Gminy zwołane jednego dnia, to już dosyć nietypowa sytuacja. Jednak dwie sesje w odstępie pół godziny i to w różnych miejscach, to wygląda na kiepski żart. W jaki sposób doszło do tego absurdu?
Najwyraźniej jest to kolejna odsłona złośliwości, jakimi obdarza się wójt z częścią radnych. Sesja we wtorek 11 kwietnia o godzinie 16:00 została zwołana na wniosek grupy czterech radnych. Odbędzie się ona w GCKiS. Druga sesja zwołana jest tego samego dnia na 16:30 na wniosek wójta Jarosława Chodorskiego, ma ona odbyć się w budynku UG.
Jak dzieci w piaskownicy
Jak mogło do tego dojść, skoro obie sesje zwołał przewodniczący Rady Gminy Jabłonna? – Pan wójt jako pierwszy złożył wniosek o zwołanie sesji nadzwyczajnej, jednak ten wniosek, zgodnie ze statutem, był niekompletny. Poinformowałem pana wójta. Zanim wójt go uzupełnił, wpłyną kolejny wniosek, tym razem od grupy radnych, był kompletny, więc zwołałem sesję – tłumaczy Witold Modzelewski. Wójt uzupełnił swój wniosek w wymaganym terminie, jednak nie zmienił godziny i miejsca zwołania sesji. Zapewne wiedział, bo taka informacja była nawet na stronie UG, że już jedna sesja jest zwołana, dlaczego więc nie dokonał korekty w swoim wniosku? Dlaczego przewodniczący Rady Gminy nie zwrócił na to uwagi? – Pan wójt poprosił, więc zrobiłem tak jak prosił – mówi Witold Modzelewski. Nie jest tajemnicą, że panowie za sobą nie przepadają. Wystarczy obejrzeć materiał z sesji Rady Gminy, by dostrzec, że Chodorski i Modzelewski wykorzystają każdą sytuację, by czynić sobie złośliwości z uśmiechem na twarzy.
A można się było dogadać
Radni podczas pierwszej z sesji postanowili przepytać wójta ze stanu realizacji programu budowy ścieżek rowerowych. Na Jabłonnę posypał się ostatnio grad krytyki ze strony pozostałych partnerów programu. Ich zdaniem Jabłonna stanowi zagrożenie dla realizacji całego przedsięwzięcia. Nic dziwnego, że Jarosław Chodorski chciałby taką sesję skrócić do niezbędnego minimum. Wójt zaś wnioskował o sesję, by przyjąć program rewitalizacji gminy Jabłonna. Konieczność ta wynikała z potrzeby dotrzymania odpowiednich terminów, wynikających z warunków programu. Tylko czy nie można się było dogadać? Wystarczyła odrobina dobrej woli chociaż jednej ze stron tego konfliktu. Tylko kto pierwszy powinien ustąpić?
Jaki będzie koniec?
Jak się ta sytuacja zakończy, okaże się we wtorek. Czy wójt w ogóle pojawi się na pierwszej sesji? Czy radni zdążą dotrzeć na drugie posiedzenie? Jest jeszcze możliwość podziału sił politycznych, co może doprowadzić do nieodbycia się obu sesji ze względu na brak kworum. Pytanie tylko, komu taka sytuacja ma służyć? To nie jest przecież jednostkowy przypadek walki między radą a UG. Bez względu na to, ile osób stanie po jednej i drugiej stronie barykady, przegranym i talk pozostaną mieszkańcy.