Na kilka dni przed balem Fundacji Trzciany jej prezes Monika Chodorska znalazła dla nas czas, aby porozmawiać o pierwszym roku jej działania bez Jarosława Chodorskiego u steru.
W rozmowie m.in. o „nieodwołalnej” rezygnacji z prowadzenia świetlicy w Jabłonnie, niewielkiej tremie przed balem oraz o tym, czy trudno być prezesem fundacji i jednocześnie żoną wójta.
Za kilka dni odbędzie się bal charytatywny. Czy towarzyszy temu wydarzeniu trema?
Oczywiście. Jak każdy organizator denerwuję się tym, czy wszystko się uda. Najważniejsze jest to, żeby goście byli zadowoleni – żeby muzyka się podobała, jedzenie smakowało… Każdy gospodarz chciałby, aby wszyscy po prostu dobrze się bawili.
Minął rok od kiedy objęła Pani prezesurę nad Fundacją Trzciany. Jak wiele udało się zrobić od tego czasu?
W Domu Kultury „Świt” w Warszawie na ul. Wysockiego odbył się koncert m.in. Lory Szafran. Wejściówki stanowiły cegiełki na budowę centrum rehabilitacji. W trakcie przeprowadzono także aukcję rysunków Edwarda Lutczyna. Zostało to zorganizowane dzięki inicjatywie członków klubu Rotary Warszawa Józefów. Oprócz tego prowadziliśmy działalność świetlicową w Jabłonnie i Nowym Dworze Mazowieckim. W Jabłonnie ta działalność już się zakończyła.
Nieodwołalnie?
Nieodwołalnie. Fundacja Trzciany brała również udział w wielu piknikach gminnych. Nie zbieraliśmy jednak podczas ich trwania żadnych pieniędzy dla fundacji, a jedynie wspieraliśmy je organizacyjnie i promowaliśmy naszą działalność. Udało nam się w 2015 r zbudować ogrodzenie działki o powierzchni 6 tys. metrów, na którym powstanie Centrum Rehabilitacji i wyrównać teren.
Na samą budowę potrzeba ok. 2,5 mln zł.?
Tak. Przed nami jeszcze daleka droga.
Proszę mi przypomnieć, na co przeznaczono pieniądze w poprzednich latach.
Akty Notarialne, mapy i prace geodezyjne, projekty, pozwolenie na budowę i na drogę dojazdową.
Czy to jest ta sama fundacja co przed rokiem?
Z jednej strony tak, jej cele się nie zmieniły ale z drugiej nie. (cisza) Fundacja wie teraz na kogo może liczyć i nie chodzi tutaj o finansowe wsparcie. Co nas nie zabije, to nas wzmocni (uśmiecha się).
Czyli, jest ciężej?
Po części tak. Jednak myślę, że kłody rzucane nam pod nogi być może były potrzebne. Takie sytuacje też czegoś uczą. Mój mąż już nam nie pomaga, ale mogę liczyć na inne członkinie fundacji (przyp. red. – Agnieszka Ilska i Małgorzata Żarko). Staramy się być ze sobą w kontakcie na bieżąco i przekazywać sobie ważne kwestie związane z fundacją. Wszystkie pracujemy charytatywnie dla szczytnej idei, jaką jest stworzenie Centrum Rehabilitacji dla niepełnosprawnych dzieci. Mamy przed sobą cel, a trudności są po to, aby je przezwyciężać.
Czy w tym roku na konto fundacji sponsorzy wpłacali jakieś znaczące kwoty?
Każda złotówka od sponsorów jest dla nas znacząca. Wiele osób, przyjaciół, które znają naszą działalność i cel, wspierają fundację od lat. Z każdej kwoty jesteśmy zadowoleni, bo w całości możemy spożytkować ją na realizację celów.
Czy wśród tych osób jest właściciel myjni przy Feniksie? Przepraszam, że o to pytam, ale w kontekście drogi w jednej trzeciej finansowanej ze środków gminnych, której kulisy powstania są nieco kontrowersyjne, to może to mieć znaczenie. Z drugiej strony każdy ma prawo wspierać fundację, choć akurat w tej sytuacji mogłoby to rzucać cień na całą sprawę.
Nie było takiej wpłaty. Osobiście znam właścicieli myjni przy Feniksie, jednak nie łączę w żaden sposób spraw Fundacji z gminą. Co ma wspólnego droga gminna z fundacją? Według mnie nic.
Na początku 2015 r. pojawiło się wiele wątpliwości na temat tego, czy żona wójta powinna prowadzić fundację. Komisja Rewizyjna przeprowadziła analizę zgodności z prawem „funkcjonowania Wójta Gminy Jabłonna w kontekście podpisania umowy na realizację zadań publicznych z zakresu pomocy społecznej w 2015 r. z Fundacją Trzciany”. Czy tego rodzaju sytuacje Panią zaskoczyły?
Tak, przeżywałam to bardzo wspólnie z rodziną, jednak sytuacja została wyjaśniona. Nie budzi żadnych zastrzeżeń, a domysły i spekulacje jednostek, komentatorów czy mediów, wprowadzają często w błąd opinię publiczną. Z pewnością było to powodem pogorszenia wizerunku organizacji, którą reprezentuję.
Tak, chodzi o negatywny odbiór społeczny. Oczywiście nie wszystkich.
Spodziewałam się tego. Tak naprawdę od stycznia, kiedy zaczęłam obserwować to wszystko, co się dzieje w gminie, i to odczuwać – brałam pod uwagę, że to może się tak potoczyć.
Jednak Zespół Kontrolny Komisji Rewizyjnej w dniu 5 listopada ostatecznie stwierdził, że wójt działał zgodnie z obowiązującym prawem, a tym samym nie zostały naruszone przepisy o samorządzie gminnym, a także ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby publiczne. Czy opinia wydana przez Komisję Rewizyjną ucięła spekulacje na ten temat?
Myślę, że mimo tego że sprawa jest zamknięta, część osób myśli tak jak myślała. Krew się nie polała…
Zdarza się, że ktoś prosto w oczy mówi Pani, że żona wójta nie powinna być prezesem fundacji?
Nigdy nikt nie powiedział mi czegoś podobnego. Nikt szczerze nie wyraził się w ten sposób mówiąc – nie podoba mi się to. Otrzymałam za to wiele głosów wsparcia. Ludzie mówią, żeby nie przejmować się negatywnymi opiniami i robić to, co jest słuszne.
Nie przejmuje się Pani?
Przejmuję się (śmiejemy się). Każdy miewa jakieś kryzysy. W moim przypadku jest on nieco inny. Wbijanie tzw. „szpili” może być pewnie bardziej obciążające psychicznie niż np. brak pieniędzy w kasie fundacji. Nie jest to jednak jakaś rozpacz. Mam osoby, które mnie wspierają. Wszystkie my członkinie zarządu fundacji jesteśmy silne. Najważniejsze jest to, że celem działania fundacji jest coś dobrego. Budowa Centrum Rehabilitacji, które jest ogromnie potrzebne. Wszystkie rodziny dotknięte niepełnosprawnością wiedzą, jak dużym problemem w Polsce jest brak wystarczającego dostępu do rehabilitacji. Dla wielu niepełnosprawnych rehabilitacja jest jedyną możliwością poprawy ich stanu fizycznego i psychicznego, lub utrzymania go. Mamy dziecko niepełnosprawne i zawsze może znaleźć się ktoś, kto zarzuci mi interesowność. Robię to jednak nie tylko dla mojego dziecka. Każdy, kto choć chwilę się zastanowi, wie, że wiele szlachetnych idei zrodziło się w momencie, gdy ktoś w życiu osobistym napotkał przeszkody. Przykładów fundacji, które powstały w ten sposób jest mnóstwo, a osoby reprezentujące są rozpoznawane w mediach.
Zgadza się. Weźmy na przykład fundację Ewy Błaszczyk „Akogo?”założoną po tym, jak jej córka zapadła w śpiączkę. Ze środków zabranych przez nią wybudowano Klinikę BUDZIK działającą przy Centrum Zdrowia Dziecka. Przykłady na mniejszą skalę można mnożyć. No dobrze, jest Pani przekonana o słuszności idei fundacji. A jednak świetlica w Jabłonnie została zamknięta. Deklaruje Pani, że w gminnym konkursie nie weźmie już Pani udziału, póki mąż jest wójtem. Dlaczego?
Nie chcę, aby to zabrzmiało złośliwie. Myślę, że przyszedł czas, aby ktoś inny się wykazał.
Zarzuty były zbyt bolesne?
Tak. Poza tym nie chciałbym dodawać kłopotów mężowi.
Wasz wkład w tę świetlicę był bardzo duży. Remont, wyposażenie kuchni. Nie żal było tego zostawiać?
Oczywiście, że było żal. Jednak nie mebli, a tego co udało się zbudować w kontekście społecznym. Kilku rodziców poruszało ten temat z paniami na świetlicy mówiąc, że szkoda, iż odchodzimy.
W ostatnim czasie zadzwoniłam do wójta Wieliszewa Pawła Kownackiego. W Wieliszewie jest analogiczna sytuacja. Kownacki był prezesem Stowarzyszenia EMKA, kiedy został wójtem prezesurę objęła jego żona. Pytałam, czy towarzyszył temu negatywny odbiór społeczny. Odpowiedział, że nie. Były wprawdzie jakieś nieliczne głosy krytyki, ale zupełnie nieporównywalne z sytuacją w Jabłonnie. Mało tego znalazłam informację na Facebooku EMKI, że „grzecznościowa sprzedaż biletów” na organizowany przez to stowarzyszenie walentynkowy koncert charytatywny, odbywa się w Referacie Promocji Urzędu Gminy Wieliszew. Wójt wyjaśniał, że to nie sprzedaż a tylko odbiór biletów, za które zapłaciło się już przelewem. Czy myśli Pani, że analogiczna sytuacja byłaby możliwa w Jabłonnie?
Nie. Myślę, że właśnie w naszej gminie byłoby to źle odebrane przez mieszkańców i niektóre media, które nawet trudno nazwać mediami. A to błąd, bo właśnie tak powinna wyglądać współpraca organizacji z mieszkańcami i gminą. To powinno być partnerstwo, a nie domysły i szukanie sensacji. Do tej pory zawsze informacja na temat balu znajdowała się na stronie gminy. Jednak w tym roku tak się nie stało. Zdecydowałam, że tak będzie lepiej. Może za rok. Tym bardziej nie odważyłabym się proponować, aby Urząd i mąż był poddawany medialnej krytyce.
Ta gmina jest specyficzna?
Tak. Nie jest to jednak wina mieszkańców. Ta gmina funkcjonowała inaczej niż inne gminy. Odbudowanie zaufania społecznego nie jest takie proste.
Wracając do rozmowy z wójtem Kownackim. Mówił o tym, że w Wieliszewie dopiero teraz jakaś fundacja dojrzała do tego, aby prowadzić tam świetlicę. Uważa, że Fundacja Trzciany robi dużo i za dużo wokół niej polityki. Zaapelował nawet do mieszkańców i samorządowców, cytuję: „Jabłonna powinna wziąć przykład z Wieliszewa. Chodzi o to, aby nie rozwalić kapitału społecznego”. Mówił również o tym, że najłatwiej jest uderzyć w rodzinę, a „po owocach ich poznacie”. Co Pani o tym myśli?
Naprawdę bardzo cenne jest dla mnie Jego wsparcie w tym momencie.
Wójt Wieliszewa miał też radę dla wójta Jabłonny – odciąć się zupełnie od spraw fundacji. Kownacki deklaruje, że tak zrobił.
Mój mąż również odciął się od spraw fundacji i jako wójt zajmuje się wyłącznie sprawami gminy.
Już teraz pojawiają się krytyczne komentarze dotyczące balu. Na przykład tego typu, że wójt nie ma czasu zająć się oblodzoną drogą, bo szykuje się na bal. Czy śmieszą Panią podobne komentarze?
Teraz już tak (śmiejemy się). Mąż poświęca się gminie cały w 100%. Zawsze jest jednak mały niepokój z tego powodu. Jak powiedział Joseph Goebbels „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”.
Jakie są najbliższe plany fundacji?
Najpierw będzie udany bal. Potem zrobimy zebranie zarządu i omówmy nasze pomysły. Jest ich sporo. Na razie nie chciałabym ich zdradzać.
Czy trudno jest być prezesem fundacji i jednocześnie żoną wójta?
Myślę, że tak. To był trudny rok. Mam jednak nadzieję, że najgorsze za nami.
Dziękuję za rozmowę.