Od trzech lat podczas czerwcowych wieczorów w Dąbrowie Chotomowskiej pod krzyżem spotykają się mieszkańcy. Po raz kolejny na rozstaju dróg Lipowej i Kolejowej uczestniczyli w codziennych nabożeństwach czerwcowych. Nie wszyscy wiedzą, że w ten sposób kultywują oni polską tradycję modlitwy do Serca Jezusa.
Pierwsze nabożeństwo czerwcowe było sprawowane w Polsce 1 czerwca 1857 r. w Kościele Sióstr Wizytek w Lublinie. Pomysł zrodził się we Francji, ale szybko przyjął się w naszym kraju, otwartym na głęboką ludową pobożność. Dwa lata później bł. Pius IX polecił sprawowanie tego nabożeństwa na terenie całej Polski, będącej wówczas pod zaborami. Papież był zagorzałym obrońcą sprawy polskiej i miłośnikiem naszego kraju. W 1873 r. nabożeństwo do Serca Jezusa zostało zatwierdzone jako oficjalna modlitwa całego Kościoła.
Przyjezdni inicjatorzy
Ci, którzy myślą, że nabożeństwa w Dąbrowie Chotomowskiej zostały zainicjowane przez starsze panie związane z tym miejscem od lat – bardzo się mylą. Pomysł zrodził się w głowach małżeństwa – Basi i Krzysztofa, które jeszcze całkiem niedawno mieszkało w Warszawie. Dąbrowa ich zauroczyła do tego stopnia, że postanowili się tutaj przeprowadzić. Wcześniej brali udział w nabożeństwach organizowanych w Kościele, ale późne powroty z pracy to im uniemożliwiły. – Kiedy Barbara zobaczyła tu krzyż, w jej głowie zrodził się pomysł. Zaczęła pytać okolicznych mieszkańców, czy się spotykają. Okazało się, że nie i zwyczajnie zaproponowała żebyśmy spróbowali. Rozmawialiśmy z księdzem proboszczem na ten temat, żeby nie myślał, że robimy mu konkurencję. Wsparł nas. Tak to jakoś poszło – opowiadał Krzysztof po jednym ze spotkań. – To jest jakaś iskra Boża, że tutaj mamy się spotykać. Dlaczego do Serca Pana Jezusa? Bo to nabożeństwo jest chyba najbardziej zaniedbane – dodała wówczas Basia.
Urok prostoty
Przy skrzyżowaniu dróg krzyż. Na ogrodzeniu okalającym go zawieszony niewielki obraz Serca Jezusa przyniesiony przez sąsiadów. W prowizorycznych wazonach bukiety polnych kwiatów. Ludzie w swobodnych ubraniach. Żadnego zadęcia. Najpierw litania, potem radosne śpiewy przy gitarze. Co jakiś czas w spotkanie wdziera się „wrzeszczący” pociąg, bo tory kolejowe są bardzo blisko. Wszyscy na chwilę milkną, po czym nabożeństwo toczy się swoim rytmem. Tak w kilku słowach można streścić te bardzo zwyczajne sąsiedzkie spotkania. – Ludzie czują potrzebę przychodzenia tutaj. Gdyby to było coś sztucznego, coś na siłę, to by nie przychodzili. Jest autentycznie, a najbardziej autentyczne są tutaj dzieci. Cały czas od nich czerpiemy – mówiła Basia.
Tradycja
Większość osób pytana o to, po co tutaj przychodzi, mówiła, że po prostu „fajnie jest tutaj być”. Niemal wszyscy przyznawali, że cenią sobie również nawiązanie do polskiej tradycji. – Mieszkam tutaj niedaleko. Zaczęłam przychodzić w tym roku. Większość ludzi, którzy się tutaj gromadzą pouciekała z Warszawy. Te wszystkie „wsiowe” tradycje trzeba kultywować, bo to jest po prostu piękne. Zimą chodzili tu kolędnicy z turoniem – od chałupy do chałupy. Poznajemy się i czujemy się bezpiecznie – opowiadała pani Ewa. – Wszyscy przychodzą, to i ja – wyjaśniał ze śmiechem pan Czarek. – Miliony ludzi przede mną przychodziło na nabożeństwa czerwcowe, a miliony za mną. Ludzie zarówno na wsiach jak i w miastach modlili się przed kapliczkami. Nie jest to żadna nowość, ani ewenement – mówił. Z kolei pani Patrycja przyznała, że również w Anglii, gdzie mieszka od jakiegoś czasu, Polacy kultywują tradycje nabożeństw czerwcowych. Wiekowi uczestnicy natomiast podkreślali, że kiedy przychodzą pod krzyż w Dąbrowie Chotomowskiej, to jest tak jak gdyby cofnął się czas. – Ja jestem wychowana na wsi. Zawsze na „majowe” i „czerwcowe” chodziło się pod figurkę. Było tam dużo dziewcząt i chłopców – wspominała jedna z pań.
Nadzieja i tęsknota
Wiele osób uczestniczących w nabożeństwach w Dąbrowie Chotomowskiej przyznawało również, że przychodziło tu z konkretną intencją. – W każdej rodzinie bywają trudne sprawy i beznadziejne sytuacje. Każdy przychodzi z jakąś nadzieją – po ukojenie duszy i serca. Rzuca się w kąt robotę w domu i modlimy się – mówiła inicjatorka spotkań. Czasem intencje wypowiadane były na głos, innym razem skrywane we własnych myślach. – Kiedy nie przyjdę, po prostu czegoś brakuje – wyjaśniał jeden z uczestników. Ktoś inny mówił, że gdy nie może uczestniczyć w spotkaniu myślami jest właśnie tam, zastanawia się jak ono przebiega, ile osób przyszło.
Słodko-gorzko
To były bardzo radosne nabożeństwa. Dzieci pytane, czy lubią przychodzić, głośno mówiły tak, potakując entuzjastycznie główkami. Nie potrafiły natomiast odpowiedzieć dlaczego. Z wyrazu ich twarzy można było wyczytać, że usłyszały najdziwniejsze pytanie na świecie. Z wielkim entuzjazmem śpiewały, radością odpowiadały na głośny klakson siostry Ireny, która zawsze robiła „wielkie wejście”, były cukierki, pluszaki. „Najfajniej” było jak strasznie lało i wszyscy musieli się zmieścić na przystanku autobusowym. Czasem bywało też smutno. Wiadomość siostry Ireny o tym, że odchodzi do Gdańska na początku przyjęły z powagą. Widząc jednak jej uśmiech, odpowiedziały tym samym. Na szczęście na otarcie łez siostra przywiozła monstrualnej wielkości pizze.
Jak co roku po ostatnim nabożeństwie wszyscy uczestnicy zostali zaproszeni na ognisko. Były kiełbaski i „składkowe” własnoręcznie wykonane przysmaki. Dzieci wraz z siostrą robiły kwiaty z papieru i słomek, a dorośli snuli plany na kolejny rok. Nowy sezon nabożeństw do Serca Jezusa rozpocznie się w czerwcu 2016 r. Organizatorzy zapraszają wszystkich.