W piątek 13 listopada o 13.00 z lotniska w Modlinie na wizytę roboczą do Włoch wyleciał wójt gminy Jabłonna Jarosław Chodorski. Na ten sam dzień i godzinę komisję budżetową zwołał przewodniczący rady Witold Modzelewki.
Radni mieli obradować o tym, czy wójt miał prawo samodzielnie wydać pieniądze na bilety lotnicze.
O sporze wokół delegacji z gminy Jabłonna do gminy Vignanello we Włoszech pisaliśmy w poprzednim (GP 10.11.2015) wydaniu Gazety Powiatowej. Podczas sesji 28 października przewodniczący Witold Modzelewski zapytał wójta Jarosława Chodorskiego, czy to prawda, że gminna delegacja wybiera się w najbliższym czasie do Włoch. Domagał się, by to rada decydowała, którzy radni będą ją reprezentować podczas wizyty roboczej. Samodzielna decyzja wójta w tym zakresie była dla niego jak policzek. Tym bardziej, że na delegatów wybrano radnego spoza „dziewiątki” Mariusza Grzybka i Arkadiusza Sygułę, który do niedawna był „wiernym giermkiem” Modzelewskiego. Syguła z bezkrytycznego „fana” przewodniczącego przeobraził się w „orędownika prawdy”, kiedy został kierownikiem zespołu kontrolującego CEKS. Choć radnego nie ominęła krytyka za brak kompetencji do tego rodzaju działalności, od tego momentu stał się samodzielną jednostką w Radzie Gminy, uniezależnioną od wytycznych „szefa”. Modzelewski z kolei wielokrotnie publicznie krytykował kontrolę CEKS, a nawet wspominał o długich spacerach, do których mobilizowały go działania w kierunku sporządzenia i upublicznienia protokołu.
Determinacja
W niedzielę (8 listopada) do późnych godzin wieczornych przewodniczący rady Witold Modzelewski zbierał podpisy radnych, aby zwołanie Komisji Budżetowej było możliwe. – Mówię oficjalnie, ktoś złośliwie zwołał sesję o 13:00 wiedząc, że o 13:00 my wylatujemy. Bardzo mi przykro – mówił ok. południa przed wylotem radny Syguła. Punktem, który miał być rozpatrywany na piątkowej Komisji Budżetowej, było: określenie wysokości sumy, do której wójt może samodzielnie zaciągać zobowiązania. Przewodniczący pod dokumentem upoważniającym go do zwołania sesji zebrał 9 podpisów. Spośród członków słynnego już „nieformalnego klubu 9 radnych”, nie podpisał go jedynie Arkadiusz Syguła. Podpis złożył natomiast radny Paweł Krajewski. – Jeżeli Komisja chciała się zebrać, to ja wychodzę z założenia, że zawsze warto rozmawiać. Nie jestem jednak zwolennikiem projektu uchwały, którą radni mieli zaopiniować – mówi. Okazuje się jednak, że radny składając podpis na prośbę Modzelewskiego nie pamiętał o tym, że termin Komisji pokrywał się z terminem wylotu delegacji gminy na wizytę roboczą do Włoch. – Patrzyłbym na to inaczej – wyjaśnia.
„Gdyby Witek nie krzyczał…”
Przewodniczący Witold Modzelewski oraz radni z Komisji Budżetowej zanim rozpoczęli procedowanie nad kontrowersyjnym projektem uchwały, zażądali od urzędników dokumentów związanych z wyjazdem na wizytę roboczą do Włoch. Modzelewski powołał się na „jawność organów gminy”. Przewodniczącemu nie chodziło jednak o udostępnienie dokumentów w ogóle, ale o wykonanie tej „prośby” natychmiast. Statut Gminy Jabłonna określa termin realizacji podobnych żądań (§ 71). Zapewnienia mecenasa Sławomira Markowskiego, że Modzelewski ma pełne prawo domagać się tych dokumentów, jednak jest na to określony czas, nie przekonywały. Przewodniczący powoływał się na sytuacje w tej kadencji, gdy wielokrotnie urzędnicy udostępniali dokumenty podczas komisji, mimo że wcześniej nie kierowano podobnych próśb (zgodnie ze Statutem) z wyprzedzeniem. – Ja panu powiem, dlaczego się tak działo. Ludzie się boją, że pan będzie na nich krzyczał – wyjaśniła sekretarz Joanna Gwadera. Wypowiedź ta spotkała się z wielkim sprzeciwem Witolda Modzelewskiego. – Czy ja kiedykolwiek podniosłem głos? – mówił. Zaskakujące, biorąc pod uwagę, że kiedy wreszcie urzędnicy wyszli, aby wydrukować dokumenty radna Marta Lipińska wyrażała swoją wdzięczność właśnie za to, że krzyczał. – Gdyby Witek nie krzyczał, to byśmy nic nie wiedzieli – mówiła.
Udostępniono dokumenty
Trudno nazwać posiedzenie, które toczyło się w ostatni piątek dyskusją na argumenty. – Panie, daj pan to i nie bijmy piany po próżnicy. No, daj pan to – przekonywał Witold Modzelewski mecenasa. Radni argumentowali, że decyzja, jaka ma zostać podjęta, dotycząca określenia wysokości zobowiązań, które wójt mógłby samodzielnie zaciągać, miała być uzależniona od tego czy wójt „kłamał” na sesji. Ostatecznie po przerwie radni otrzymali od urzędników świeżo wydrukowane informacje, które po złożeniu wniosku i tak musiałyby być udostępnione.
Nie było kłamstwa
Przedstawione dokumenty mówią o tym, że rezerwacja i płatność zostały dokonane 23 października, czyli przed sesją (28 października). Za lot 4 osób reprezentujących gminę Jabłonna zapłacono 3 020 zł. 3 listopada (po sesji) przebukowano jeden bilet. Na wizytę roboczą do Włoch miała pojechać inspektor ds. zamówień i pozyskiwania środków zewnętrznych Karolina Mąkal, ale dokonano zmiany. Jej miejsce zajął kierownik referatu marketingi i komunikacji społecznej Michał Smoliński. Zmiana ta kosztowała 520 zł. Ostatecznie koszty jednak się nie zwiększyły, ponieważ wcześniejsza rezerwacja powodowała oszczędności rzędu 500 zł. Zmiana została spowodowana, nie jak sądzili radni podczas komisji, tym że na sesji Witold Modzelewski sugerował, że powinien pojechać ktoś z referatu marketingu i komunikacji społecznej. Już przed sesją ważyły się losy wyjazdu Karoliny Mąkal. – Na dzień dzisiejszy nie mamy ostatecznego składu delegacji – mówił wójt podczas sesji 28 października i była to prawda. Na pytanie Witolda Modzelewskiego: – Czy trwają rozmowy z radnymi, wójt odpowiedział: – Nie tylko z radnymi – co również jest prawdą. Mało tego, Jarosław Chodorski nie mówił nic o terminie wyjazdu, który był rzeczywiście znany. Ponadto przyznał, że radni poznają szczegóły dopiero po powrocie zespołu roboczego. – Jak będziemy znali szczegóły, to po przyjeździe na pewno je państwu przedstawimy – powiedział podczas sesji 28 października.
Ach, ta transparentność…
Transparentność pracy urzędu była jednym z głównych punktów deklarowanych w kampanii wyborczej wójta Chodorskiego. Prace Rady Gminy Jabłonna są udostępniane w internecie, co jest ewenementem na skalę naszego powiatu, ale pytanie tylko, czy w innych działaniach urząd nie dopuszcza się na tym polu zaniechań. Przewodniczący Rady Gminy podczas sesji 28 października mówił o tym, że kwestia wyjazdu nie była omawiana na żadnym z posiedzeń komisji merytorycznych, nie wspomniano o nim również w sprawozdaniu z działań wójta. Robienie tego rodzaju niespodzianek dla radnych to ryzykowny pomysł, zwłaszcza gdy większość radnych nie ma najmniejszego zaufania do wójta. Z drugiej strony, trudno stwierdzić, czy w warunkach, gdy deprecjonuje się większość jego pomysłów, działanie takie w ogóle jest możliwe. – „W dzisiejszych czasach rekonesans gminy można zrobić zdalnie”, „po co nam gmina partnerska we Włoszech” – to wypowiedzi z komisji rady gminy, które świadczą o wątpliwym poparciu w temacie wizyty roboczej.
„Ubezwłasnowolnienie” wójta
Do czego zmierza rada? Wszyscy mają jeszcze żywo w pamięci historię z „traktorkiem” i wielką awanturę związaną z tym, że kosiarka została wypożyczona na okres próbny do koszenia terenu wokół CEKS. Radni nie zgodzili się na jej zakup. Do kompetencji wójta należy bieżące gospodarowanie. Ustalanie bardzo niskiej kwoty do samodzielnego zarządzania blokuje mu taką możliwość. Większość jego decyzji musiałaby uzyskiwać zgodę Rady Gminy, która w obecnej kadencji nie należy do szczególnie zgodnych. Bazując na doświadczeniach innych samorządów, można dojść do wniosku, że takie praktyki nie powinny być stosowane – Przekazanie pewnych spraw do kompetencji rady gminy jest wyjątkiem, który musi być interpretowany ściśle i nie może prowadzić do swobodnego przejmowania przez radę do rozstrzygania w drodze uchwał wszystkich spraw ważnych z punktu widzenia gospodarki gminy – brzmi wyrok w podobnej sprawie, który zapadł przed WSA we Wrocławiu z 31 stycznia 2008 r. (sygn. akt II SA/Wr 554/07).
Co wolno wojewodzie, to…
11 listopada 2009 roku miała miejsce podobna delegacja do Włoch. Wtedy nie wzbudziła ona tyle kontrowersji. Jak wspominają radni poprzednich kadencji, wójt Olga Muniak sama zdecydowała, kto znajdzie się w składzie delegacji i nie miała z tego powodu żadnych kłopotów. Potwierdza to m.in. Tomasz Wodzyński i Agata Lindner. – Nie konsultowała tej decyzji, wybrała sobie palcem tych, których chciała. Nie było z tego powodu żadnej afery, bo taki powód, to żaden powód. Radni, którzy w poprzedniej kadencji puszczali mimo uszu grube sprawy, w tej czepiają się każdego drobiazgu – mówi jedna z osób związanych z samorządem.