Przemek Romanów mieszka z rodziną w Rajszewie od czterech lat. Dla jego synka Mikołaja Rajszew jest pierwszym i jedynym domem. Przemek opowiedział mi o swojej pasji – ultramaratonach.
Jesteś ultramaratończykiem. Co się kryje za tym określeniem?
Oznacza to, że ukończyłem przynajmniej jeden bieg o długości powyżej 42 km, a dokładniej ponad dystans maratonu. Najpopularniejsze trasy to 60- 120 kilometrów, jednak zdarzają się wielodniowe imprezy liczące np. 260 kilometrów.
Jak wyglądają biegi ultra?
Przeważnie odbywają się w górach, gdzie warunki są bardzo trudne – duże przewyższenia, strome zbocza, zmrok, niepewna pogoda. Biegacze często ruszają przed świtem; z latarką na głowie i małym plecaczkiem, w którym mają wodę, trochę jedzenia i kilka innych rzeczy, niezbędnych by przetrwać wiele godzin na górskim szlaku. Co kilkanaście kilometrów w specjalnym punkcie, tzw. ‘przepaku’, można uzupełnić zapasy i chwilkę odpocząć.
Jaka była Twoja motywacja, by podjąć się takiego wyzwania?
Biegam już od dłuższego czasu, jednak do zmierzenia się z ultramaratonem zachęciła mnie lektura książek o tej tematyce. Malownicze i dramatyczne opisy biegów sprawiły, że ultramaratony jawiły mi się przede wszystkim jako wspaniałe przeżycie, niezapomniana przygoda, ale również walka ze słabościami. Również perspektywa obcowania z naturą przez tak długi czas i w tak bezpośredni sposób wydawała mi się zupełnie wyjątkowa.
Czy Twój pierwszy start potwierdził te oczekiwania?
Było dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałem. Mimo że jak na debiut dystans był długi, 83 kilometry po mocno pofałdowanym terenie, od początku wiedziałem jedno – że dotrę do mety, mimo że nie byłem pewien czego mogę się spodziewać na trasie.
Oczywiście, pod koniec byłem wyczerpany, ale podczas biegu cieszyłem się ruchem i pięknym otoczeniem. Przebiegnięcie takiego dystansu okazało się łatwiejsze niż się wydawało, choć wcale nie chcę powiedzieć, że było łatwo.
Wiem, że to doświadczenie zachęciło Cię do dalszych startów.
Od czasu tej imprezy, która odbyła się w lipcu, przebiegłem jeszcze dwa ultramaratony, ostatnio 60 kilometrów w Beskidach. Bardzo ciężki bieg.
Czy na co dzień również biegasz tak dużo?
Staram się biegać w większość dni, zwykle kilka lub kilkanaście kilometrów po okolicznych lasach. Cieszy mnie, kiedy przemierzając leśne ścieżki wciąż znajduję nowe miejsca i zakamarki. Okolice Rajszewa to raj dla biegacza.
Mam nadzieję, że Twoja historia zachęci naszych sąsiadów do biegania. Czy masz jakieś porady dla tych, którzy chcieliby zacząć?
Potrzebne Ci tylko odpowiednie buty. Załóż je i wyjdź z domu. Zacznij od krótkich dystansów przerywanych marszem. Organizm szybko przyzwyczaja się do wysiłku, jednak warto zwiększać dystans i tempo stopniowo. Przede wszystkim chodzi o przyjemność. Zapewniam, że można ją mieć biegając nawet w jesiennej lub zimowej aurze.
Dla osób, którym zależy na szybkości, dobrym pomysłem są starty w biegach ulicznych. Element rywalizacji motywuje do pokonywania barier. Można też zastanowić się nad przystąpieniem do jakiegoś klubu biegowego. Ja jestem członkiem stowarzyszenia Trucht Tarchomin Team.
Nie myślałeś o zorganizowaniu biegu dla mieszkańców naszej okolicy?
Podoba mi się pomysł zorganizowania biegu sztafetowego na niewielkiej pętli dla np. 5-osobowych drużyn z naszego sąsiedztwa. Organizujemy tego typu bieg z naszym klubem. Zawsze jest świetna zabawa, atmosfera, a przede wszystkim doskonała integracja. Jeśli będą chętni, chętnie pomogę w przygotowaniu takiej imprezy.
Dziękuję za rozmowę i powodzenia w realizacji planów biegowych
Agnieszka Wójcik