Gdy trzy tygodnie temu nikomu bliżej nieznane organizacje po raz kolejny zgłosiły pomysł wyłączenia z ruchu części ul. Piłsudskiego i zamienienia go w deptak, nikt nie spodziewał się, że wybuchnie z tego tak wielka awantura. Zagrożeni poczuli się przedsiębiorcy
prowadzący swoje działalności wzdłuż ulicy Piłsudskiego. Straty już zaczął liczyć właściciel największej liczby lokali wokół legionowskiego rynku. Nie wahał się długo – zaczął mobilizować ludzi do walki. Gra toczyła się o grube miliony.
Przeszło trzy tygodnie temu w eter puszona została propozycja zorganizowania w Legionowie referendum w sprawie przekształcenia części ul. Piłsudskiego (od Reymonta do Kopernika oraz ul. Rynek i fragmentów Sienkiewicza i Batorego). Autorstwo pomysłu przypisano Stowarzyszeniu „Razem dla Legionowa” oraz Fundacji „Nasze jutro”, a jego twarzą został Przemysław Cichocki, nieznany bliżej opinii publicznej kandydat PSL w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Błyskawiczne konsultacje i sprzeciw
Temat ochoczo podchwycił Urząd Miasta Legionowo, który w ekspresowym tempie podjął decyzję, by pomysł ten skonsultować z mieszkańcami. Konsultacje wyznaczono na 7 kwietnia. Taki rozwój wypadków zbulwersował przedsiębiorców prowadzących swoje biznesy wzdłuż ul. Piłsudskiego, a chyba najbardziej Bogdana Abramczyka. Rozpoczął on organizowanie opozycji dla stworzenia deptaka. Do akcji przeciwko konsultacjom zaprzęgnięto wynajmujących lokale, ich pracowników i resztę przedsiębiorców prowadzących działalność handlową i usługową przy ulicach, które miałyby być wyłączone z ruchu kołowego po stworzeniu deptaka. Jak poinformowali w biuletynie wydanym 7 kwietnia, pod listą sprzeciwu wobec tworzenia deptaka na Piłsudskiego podpisanych było już 700 osób (na spotkaniu tego samego dnia w ratuszu – mowa była już o 1000 podpisów). W tym samym wydawnictwie pojawiła się informacja, kto zyska, a kto straci na deptaku.
Samo sedno
Sprzeciw wobec stworzenia deptaka to faktycznie sprzeciw przeciwko utracie gigantycznych wpływów z wynajmu i handlu. Zakładając, że nieruchomości znajdujące się w obrębie ulic, które mają być przeznaczone pod deptak, warte są ok. 150-170 mln złotych, rocznie przychód z ich wynajmu i zysków z prowadzonej tam działalności gospodarczej uśrednić można do 15-20 mln. złotych. Jeżeli powstanie deptak, oznacza to straty – zwłaszcza na najmie. W Legionowie nie ma zapotrzebowania na dużą liczbę restauracji i knajpek. Lokale albo będą świecić pustkami, albo będzie je niezwykle trudno wynająć. Bankowe i apteczne eldorado mogłoby odejść w zapomnienie. A biznesy mogłyby przenieść się w inne miejsce.
Kto by zyskał?
Zyskaliby właściciele nieruchomości, gdzie łatwiejszy byłby dojazd samochodem. To tam wynajęte zostałyby kolejne powierzchnie handlowe i usługowe. Wzrosłaby wartość świecącego pustkami Błękitnego Centrum i galerii powstająca u zbiegu Mrugacza i Piłsudskiego. Zyskać mogliby też właściciele nieruchomości wzdłuż Alei 3 Maja.
Konsultacje rozwiały wątpliwości
7 kwietnia w legionowskim ratuszu odbyły się konsultacje społeczne, które miały pokazać, czy pomysłem tworzenia deptaka wzdłuż Piłsudskiego warto zaprzątać sobie głowę. Okazało się, że nie. Inicjator spotkania dość szybko wycofał się ze swojego pomysłu. Spotkanie przed totalną klapą starał się ratować prezydent Roman Smogorzewski. Zebrani w grupie około 150 osób przedsiębiorcy i mieszkańcy ul. Piłsudskiego dość szybko pokazali, jakie mają oczekiwania względem swojej ulicy. Damian Piaścik, student z SGGW w Warszawie, zaproponował, aby legionowski rynek objąć rewitalizacją. Według ustaleń ze spotkania zawiązany zostanie specjalny zespół, który ma się zastanowić nad odnowieniem legionowskiego starego centrum.
Ponadto podczas konsultacji wysunięty został jeszcze jeden pomysł. Prezydent Smogorzewski zaproponował, by kupcy zastanowili się nad stworzeniem wspólnej marki dla handlu na ul. Piłsudskiego. Zjednoczenie wedle jego wizji poprawiłoby możliwości marketingowe kupców, przez co centrum miałoby szansę stać się konkurencyjne względem budowanych i planowanych do budowy obiektów handlowych w Legionowie i okolicach.
Artykuł zmodyfikowany względem wersji papierowej.
Od redakcji:
Po naszej publikacji na łamach konkurencyjnego tygodnika, Pan Bogdan Abramczyk zamieścił ogłoszenie zarzucające nam nierzetelność. Informujemy zatem Pana Bogdana Abramczyka i osoby które przeczytały tę informację: w treści artykułu staraliśmy się oddać faktyczny stan posiadania lokali w legionowskim centrum. Opieraliśmy się na informacjach od byłych i aktualnych najemców a także zamieszczonych na stronie internetowej tabi.pl. Dając wiarę zamieszczonym tam informacjom uznaliśmy, że skoro firma przedstawia się jako „rodzinna” – Pan Bogdan przyznaje się do lokali, w centrum Legionowa.
Przepraszamy jeżeli nasza publikacja doprowadziła po Pańskiej stronie do jakichkolwiek niedogodności. Nie było to naszym zamiarem.
Aby uniknąć niedomówień, w jednym z najbliższych wydań Gazety Powiatowej opublikujemy artykuł, w którym opiszemy strukturę właścicielska wszystkich lokali przy legionowskim rynku. Zajmiemy się także okolicznych uliczkami, które mogłyby zostać objęte proponowanym deptakiem.
Redakcja Gazety Powiatowej