Wanda umierała przy muzyce nowoczesnej płynącej z radia. W chwili śmierci ważyła około 30 kg. Jej bliscy nie winią nikogo, jednak ogromny żal, jaki pozostał po jej śmierci, spowodował, że poprosili, by spisać ich
opowieść. Prosili też, aby pomóc innym, którzy zostali w tym domu opieki.
Historia ta rozpoczęła się w 2012 roku, kiedy to pani Maryla Chojnacka i jej córka Magda pomogły 96-letniej Wandzie Struczyńskiej przenieść się z Warszawy do Legionowa. Kobieta trafiła do Domu Opieki Społecznej Kombatant w Legionowie. Samodzielna, ale samotna kobieta chciała poznać więcej osób w jej wieku, mieć profesjonalną opiekę lekarską oraz być bliżej rodziny. – Babcia cieszyła się z każdej chwili. Była zadowolona z pobytu w DPS Kombatant – opowiada Maryla. – To fantastyczny dom. Przy tych pieniądzach można było spodziewać się dobrej opieki – potwierdza Magda. Obie kobiety, uzupełniając się nawzajem, opowiadają historię babci Wandy.
Przeprowadzka do DPS Kombatant
Zaczęło się bardzo wesoło. W sierpniu 2012 roku rodzina babci Wandzi, jak nazywano wciąż jeszcze bardzo żywotną 90-latkę, przywiozła meble, obrazy, zasłony i urządziła przytulny pokój na parterze. Magda poprosiła dyrekcję, by babcia została w tym pokoju na stałe, żeby nie dokwaterowano jej nikogo. Przystano na prośbę, jednak po 2 miesiącach obietnicę złamano. Babcię przeniesiono. Rodzina przyjechała, by powbijać gwoździe, zawiesić firanki i przewiesić obrazy w kolejnym pokoju. – Starszej osoby nie powinno się przenosić – mówi Magda. Babcia była jednak zadowolona. Poznała ciekawe osoby, z którymi wspólnie urządzała imieniny i spędzała czas.
Zabiją mnie
– Jesienią 2012 roku zauważyliśmy, że babcia Wandzia zaczęła się dziwnie zachowywać. Widziała duchy, mgły, zjawy – opowiada Maryla. Bała się kąpać. Zaniepokojona zwróciłam się do personelu z pytaniem, czy widział ją lekarz, czy konsultowano się z psychiatrą. W końcu sama zabrała Wandę do Kliniki Mediq, gdzie kobietę zbadano. Okazało się, że stan staruszki spowodowany jest podawaniem zbyt silnych leków psychotropowych. – Nie wiedziałam, kto zlecił te środki – mówi Maryla. Na prośbę rodziny lekarka napisała list do lekarza DPS Kombatant z zaleceniem zmniejszenia dawki do 1/5. Maryla poprosiła personel DPS o przekazanie zaleceń lekarzowi. – Komentarz pielęgniarek mnie zaskoczył – opowiada, jak przyjęły wiadomość. – Będzie afera, (babcia – przyp. red) będzie latać – miały powiedzieć opiekunki. W grudniu Wanda święta spędziła z rodziną. Stany lękowe już nie wracały.
Kiedy pieniądze się kończą
Wanda na początku traktowana była jak królowa. Póki miała pieniądze. Potem… Za powieszenie firanek, za obcięcie paznokci, za powieszenie wieszaczka, naprawienie zamka, za pilota do telewizora, za chodzik – za wszystko trzeba było płacić. Bez kawy i czekolady babcią zajmowano się niechętnie. Ale nie wszystkie opiekunki były złe. Niektóre były uprzejme, pomagały staruszce, rozmawiały wesoło i czesały włosy. Kilka z nich już nie pracuje. Czasem na prośbę Wandy któraś skoczyła do sklepu po zakupy, owoce czy ciastko. – Trzeba było mieć drobne, bo na resztę nie było co liczyć – komentuje Maryla. Nie mogła wyjaśnić, jak rozchodzą się pieniądze babci. Postanowiła, że zakupy będzie robić sama. Zostawiła dla personelu kartkę, by nic nie kupować. Raz, dwa razy dziennie Maryla albo Magda wpadały z odwiedzinami. Ale owoce i inne produkty nazajutrz znikały, jak tłumaczył personel wyrzucano je, ze względów higienicznych, bo muchy latały.
Wyciszyć ją
Babcia była osobą energiczną, pogodną i samodzielną. Do lipca 2012 roku mieszkała przecież sama. Jednak w 2013 roku coraz częściej leżała. Trudno się temu było dziwić. W końcu miała ponad 90 lat. Kiedy jednak nie reagowała już w dzień, Maryla bardzo się niepokoiła. Ile można spać? Martwiła się, bo czasem jedzenie zastawała w pokoju zimne, nietknięte. Jak staruszka była prawie nieprzytomna, a nikt jej nie karmił, to traciła na wadze. – Wtedy już codziennie woziłam jej obiad – mówi Maryla. Prosiliśmy o jej karmienie. Zwracaliśmy uwagę, żeby się nie zadławiła, żeby głowę miała wyżej. – Prowadziłam wojnę o to kilkanaście razy. – Po co jest ten czerwony proszek? – zapytała kiedyś pielęgniarkę. – Dla wyciszenia – usłyszała odpowiedź. Tylko po co?
Kradzieże
Przez te kilka miesięcy Wanda mówiła, że zaczyna jej brakować pieniędzy. Ginęły jej kwoty mniejsze i większe. Zniknęły pieniądze spod materaca. Zniknęły też grosiki z portfela, opowiada Maryla i ukradkiem wyciera łzy: – Przecież nie można tak traktować bezbronnych starszych ludzi. Kiedy już leżała, powiedziała, że chyba ma śliski palec. Wtedy zorientowała się, że zniknął złoty pierścionek. Jak? Kiedy? Kto? Nie wiadomo. Trudno oskarżać personel czy innych pensjonariuszy, bo można komuś zrobić krzywdę: – Nikogo za rękę nie złapałam.
Walka o waciki i pieluchy
– Ile ja walczyłam o zmianę łóżka? – wzdycha Maryla. Wanda miała ogromne odleżyny. Kupiłam piankę i prosiłam o smarowanie ran, by tak nie cierpiała. Kupiłam krople do oczu, by pielęgniarki mogły jej przemywać. Opakowanie było nietknięte. Okazało się, że problemem był brak wacików. –Pojechałam, wydałam kilka złotych, zostawiłam w pokoju – mówi gorzko. Podobnie było z pieluchami. Przecież osoba leżąca powinna dostawać na receptę pampersy dla dorosłych, a lekarz nie chciał wypisać. Dlaczego? Twierdzono, że powinien je przepisać psychiatra. – Przecież to może zrobić zwykły felczer… Kupowałam pampersy. Potem miałam receptę. Mimo to opiekunki nadal czasem żądały pieniędzy, twierdząc, że kupiły, bo brakowało.
Po co, ona i tak umiera
By dostać się do lekarza, trzeba było zgłosić ten fakt 2 tygodnie wcześniej. Trzeba było przyjść na godzinę 9 rano w czwartek i czekać, ale żadnej gwarancji nie było, że lekarz przyjmie. Magda była uparta. Babcia chudła w oczach. Co jej po kanapkach leżących koło łóżka? Zrobiła awanturę, bo Wanda była odwodniona. Dopiero wtedy przepisano jej 23 kroplówki. – Przecież lekarz powinien wcześniej zareagować – mówi Magda. Prosiła o specjalne środki, bardziej kaloryczne, odpowiednie dla osoby leżącej, bo babcia jadła mało, tylko 3-4 łyżki na śniadanie. – Po co? – usłyszała. Była oburzona, że lekarz krzyczał nad chorą i głośno mówił przy niej, że przecież umiera. – Powiedziałam wtedy, niech ona sobie spokojnie umrze, ale nie z głodu – mówi Magda.
Dyskoteka u Wandy
Wanda często słuchała ulubionych polek. Miała swoje kasety. – Tyle razy prosiłam, by nie włączać jej radia, a ile razy przychodziłam znów grało i znów przypominałam. Ona nie cierpi muzyki nowoczesnej Nie cierpiała – poprawia się Maryla. – Umierała przy rmf-ie. Kiedy się wprowadzała do nowego domu, ważyła około 60-65 kg. Maryla rozżaliła się. – Żegnałam 30 kg szkielet. W zasadzie nie wiem, na co umarła. Miała 90 lat, więc lekarz w przychodni wypisał bez problemu akt zgonu nawet nie widząc ciała. Ale w karcie nie było nic konkretnego.
Pusto i cicho
16 grudnia w poniedziałek, dzień po cichej śmierci Wandy, Magda ze swoim mężem poszła do domu opieki, by prosić tamtejszego księdza o wypisanie dokumentów. Trzeba było szybko załatwić wszystkie formalności związane z pogrzebem. Około godziny 17.00 wpuścił ich do domu jeden z pensjonariuszy. Przez 20 minut szukali po korytarzach personelu. – Nikogo nie znalazłam – mówi Magda. – Jak to możliwe?
Maryla ma żal do niektórych osób z personelu z powodu ich zachowania. – Usłyszałam, co pani sobie wyobraża, że babcia będzie żyła 200 lat? Jak można tak powiedzieć? – pyta Maryla. Najbardziej jednak zabolało ostatnie zdarzenie, które przelało czarę goryczy. – Przyszłam, żeby zabrać z szafy przygotowane nowe ubrania. Przeszukałam cały pokój – mówi Maryla. – Wie pani, oni jej ukradli nawet majtki, rajstopy i koszulkę, którą miała przygotowaną do trumny – mówi zapłakana Maryla.
Teraz można o tym mówić
– Teraz już można o tym mówić – opowiadała Maryla. Przedtem bałam się, że to wszystko może jakoś wpłynąć na traktowanie Wandy. Ona odeszła. Proszę pomóc innym. Oni boją się o tym mówić.
Informacje na temat wydarzeń, jakie miały miejsce w DPS Kombatant w Legionowie dotarły do naszej redakcji w połowie ubiegłego roku. Na prośbę rodzin pensjonariuszy nie decydowaliśmy się na publikację. Po naszej interwencji o sprawie Pani Wandy od października wiedziały władze samorządowe (Starostwo Powiatowe w Legionowie). Co zrobiły w tej sprawie – opiszemy w jutrzejszym wydaniu Gazety Powiatowej.