Dziki problem powraca w Jabłonnie

52045126d4436.jpg

Kiedy w minionym tygodniu blisko przedszkola w Chotomowie pojawiła się locha z małymi, w Urzędzie Gminy Jabłonna rozdzwoniły się telefony od mieszkańców, którzy źądali, by dzik zniknął z drogi, po której odprowadzane są codziennie dzieci. Jednak problem nie jest tak łatwy do rozwiązania, jakby się wydawało.


Na przestrzeni ostatnich lat populacja dzika stale wzrastała. Dzik, jako zwierzę wędrowne, chętnie korzysta z zasobów leśnych naszego powiatu i według relacji leśników dobrze się u nas czuje. W latach 2011 i 2012 dziki, dzięki zabiegom Zenona Chojnackiego, Powiatowego Koordynatora ds. Łowiectwa, coraz rzadziej pojawiały się na naszych posesjach, osiedlach i drogach. Według planów łowieckich do odstrzału poszły na pierwszy rzut zwierzęta, które nauczyły się funkcjonować na terenach ludzkich i źerowały na śmietniskach tuź przy zabudowaniach. Istniało niebezpieczeństwo, źe „recydywiści”, którzy przestali bać się ludzi, zaczną zagraźać mieszkańcom. Głównym jednak sposobem, by utrzymać je z daleka od osad i zapewnić bezpieczeństwo ludziom, jest dokarmianie zwierzyny dzikiej w wyznaczonych miejscach w środku lasu.

Dzik pod przedszkolem

Na jaką pomoc moźna liczyć w momencie, kiedy mamy problem z dzikami? W tamtym tygodniu locha z młodymi zagroziła przedszkolu w Chotomowie. Koordynator powiatowy stwierdził, źe to nie jest jego sprawa – pytał podczas posiedzenia Komisji Bezpieczeństwa Publicznego wójt Tadeusz Rokicki. Obecny na komisji nadleśniczy Andrzej Grzywacz wyjaśnił, źe zwierzęciu nie naleźy przeszkadzać, a po jakimś czasie odejdzie. – Wie pan cięźko to wytłumaczyć rodzicom, którzy prowadzą małe dziecko do przedszkola, ludzie od nas oczekują jakiejś pomocy – tłumaczyła przewodnicząca komisji pani Dorota Świątko.

Dziki nie znają granic

Nadleśniczy wyjaśnił, źe takie zagadnienia były przedmiotem rozmowy ze starostą. – Po prostu nie ma czegoś takiego jak straź dzikich zwierząt, nie ma takiej formacji. A poza tym ja nie wiem, czy ktoś kiedyś próbował złapać lochę z małymi – mówił do radnych Andrzej Grzywacz. Nadleśniczy tłumaczył, źe moźna uśpić środkami farmakologicznymi zwierzę, ale nie wyłapie się małych. – Mamy do wyboru: albo mieć na karku róźnych obrońców zwierząt, albo ryzykować. – mówił Grzywacz. Ani myśliwi, ani Lasy Państwowe nie mają moźliwości ingerowania na terenach, które są zurbanizowane. Obwód łowiecki sięga do terenu zabudowanego. Poza nim łowczym nie wolno polować i przepędzać zwierząt. Na terenach zurbanizowanych jest to zadanie własne gminy i starostwa. Wykorzystywanie kół łowieckich do przeganiania dzika mogłoby być grożne w skutkach, bowiem, jak stwierdził Grzywacz, równie dobrze moźna poprosić o to wędkarzy. Ich wiedza jest podobna, a brak ubezpieczenia powoduje, źe w razie wypadku zaczynają się prawdziwe kłopoty.

Chodzi o pieniądze

To na czym polega zadanie gmin w przypadku dzików? Koordynator mówi: to nie moje dziki, nadleśniczy mówi: to nie moje, koło łowieckie teź nie moźe – pytał wójt. – To nie do mnie to pytanie – odpowiadał nadleśniczy Grzywacz. Problemem dzikich zwierząt zajmuje się w powiecie tylko jedna osoba. Nadleśniczy zasugerował, źe przy starostwie powinna powstać grupa wyposaźona w klatkę i urządzenie do usypiania zwierząt. – Co by się stało, gdyby gminy się złoźyły? – pytał nadleśniczy. W takim patrolu musiałby być weterynarz. Dyźur słuźb trwałby 24 godziny. Obecnie jest problem nawet z uśpieniem zwierzęcia. Za dzikami nie muszą biegać urzędnicy, moźna teź zlecić to odpowiedniej firmie. – Jest to moźliwe do zrobienia, tylko tu się to o pieniądze wszystko rozbija – podsumował swoje wypowiedzi Andrzej Grzywacz, twierdząc, źe jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom, to jest to problemem gminy.

iw