17 kwietnia tego roku opublikowaliśmy wywiad z Hubertem Krzemińskim, młodym Legionowianinem, który wtedy planował wyprawę na Pik Awicenny (7134m n.p.m.). Teraz przypominamy tę rozmowę, a w najbliższym wydaniu Gazety Powiatowej, wywiad z Hubertem, z którego dowiecie się jaki był finał i jaki przebieg miała wyprawa w góry Kirgistanu.
Nazywam się Hubert Szczepan Krzemiński i moją pasją jest wspinaczka wysokogórska – tak zaczyna rozmowę ze mną ale także i swojego bloga 24-letni legionowianin, którego jednym z marzeń jest umieszczenie flagi Legionowa na szczycie ponad 7-tysięcznej góry. Ze sportowcem, harcerzem i marzycielem rozmawia Iwona Wymazał.
Kim jest Hubert Szczepan Krzemiński i kiedy rozpoczęły się jego przygody związane z górami?
W Legionowie mieszkam od około 1990 roku, kiedy mój ojciec, żołnierz zawodowy, skończył służbę w Białobrzegach i dostał tutaj przeniesienie. Jestem instruktorem w Hufcu ZHP Legionowo. Działam w Kapitule Stopni Wędrowniczych, zajmującej się decyzjami o zatwierdzaniu wyższych stopni harcerskich. Prywatnie jestem na etapie poszukiwania pracy. Interesuje mnie szeroko pojęty outdoor. Moje przygody z górami zaczęły się w 2002 roku na obozie wędrownym zorganizowanym przez legionowskich harcerzy i druha Tomonia. Jednak, kiedy wszedłem na Rysy, stwierdziłem, że „niska ta góra” i poczułem, że to pasja, która pozwoli mi „latać” po wyższych szczytach.
Co może Pan powiedzieć o najbliższym projekcie wyprawy?
Wyprawa odbędzie się w tym roku w góry Pamir w Kirgistanie. Planuję zaatakować Pik Awicenny dawniej Lenina (7134m n.p.m.). Pomysł narodził się podczas wyprawy w Alpy, w Wysokie Tatry. Po powrocie z Kirgistanu chciałbym do 2014 roku zdobyć ośmiotysięcznik. Określiłem sobie ścieżkę rozwoju i plany wypraw na kolejne lata i na zimy. W minionym roku byłem na Piku Korżeniewskiej (7105m n.p.m.). Wprawdzie nie zdobyłem szczytu ze względów zdrowotnych, ale zdobyłem bezcenne doświadczenie.
Jak duża grupa będzie zdobywać ten szczyt? Jak wygląda plan wyprawy?
Na tę wyprawę wybierają się pasjonaci, którzy poznali się z przez Internet. To około 12-13 osób z całej Polski. Większa grupa oznacza większe bezpieczeństwo. Jestem w trakcie przygotowywania dokładnego planu wyprawy. 4 lipca to data rozpoczęcia podróży. 7 lipca zamierzamy spotkać się w Osz i przedostać się na Ługową Polanę, gdzie znajduje się Base Camp. Jest to główna baza wypadowa, skąd ruszymy na Pik. Trasa to wiele etapów składających się z wyjść aklimatyzacyjnych. Musimy się zatrzymywać, by przystosować organizm do panującego ciśnienia. Zaplanowane są 3 obozy. Mamy 18 dni na wyjście i powrót do bazy.
Co oznacza wspinanie się i cofanie do baz?
Specyfika wspinaczki wysokogórskiej polega na aklimatyzacji, czyli zdobywaniu wysokości poprzez stopniowe podejścia pod szczyt małymi kroczkami. Po osiągnięciu obozu często nocujemy na miejscu, po czym schodzimy na niższe wysokości, po to, by organizm mógł się zregenerować. Wspinaczka wymaga wiele wysiłku, wiele zależy od warunków na drodze. Do takiej wyprawy przygotowuję się przez cały rok i nawet dłużej. Codzienna dbałość o kondycję, udział w Półmaratonie Warszawskim, Półmaratonie Klubu Wysokogórskiego Warszawa, którego jestem członkiem – to tylko niektóre z zajęć, dzięki którym zachowuję formę.
Czy taka wyprawa to duże koszty dla uczestnika?
Miło by było, gdyby znalazł się jakiś sponsor, bo każda pomoc jest mile widziana. Jeśli chodzi o przygotowania finansowe, trzeba wziąć pod uwagę zakup biletu lotniczego do Biszkeku i przejazdu do Osz. Sama podróż to około 3 tysięcy złotych. Pozwolenia wykupuje się w agencji turystycznej. To koszt około 200 euro, co zapewnia pobyt w strefie przygranicznej i podstawowy pakiet. Ubezpieczamy się sami, ale to nie są duże kwoty. Przez ostatnie lata regularnie kompletuję sprzęt. To kurtka puchowa, buty wysokogórskie, namiot, specjalistyczna kuchenka. Gdyby to kupić naraz, wydałoby się ponad 30 tysięcy złotych. Oczywiście nie liczę prowiantu, który jest niezbędny na każdej wyprawie.
Czym odżywia się Pan w trakcie wspinaczki?
Pijemy wodę zmieszaną z „pluszami” i herbatę w dużych ilościach. Wodę wnosimy sami, ale w wyższych obozach już jest śnieg, który rozpuszczamy i gotujemy. Liofilizaty to dania gotowe np. kurczak curry, makaron po bolońsku. Zalewamy je wodą, odczekujemy chwilę i powinny być gotowe do spożycia. Na tych wysokościach trudno uzyskać wrzątek, ale wystarczy gorąca woda. Na śniadanie jem musli, w trasie czekoladę lub batony, a coś ciepłego na kolację. Cały plecak waży 28 kg. Taki jest niestety limit linii lotniczych, także kurtkę i buty wnosiłem na sobie. Prowiantu nie dźwigamy cały czas, ale podczas wędrówki zostawiamy w obozach. Z powrotem znosimy tylko śmieci. Jestem partnerem fundacji 1% for the Planet, także dbanie o planetę jest dla mnie dosyć ważne. W górach za często widujemy śmieci. Boli mnie to, zwłaszcza kiedy widzę na nich polską etykietę. To nie jest miłe uczucie, kiedy na Piku Korżeniewskiej widzi się opakowania po gorącym kubku czy słodkiej chwili na 5100 m n.p.m.
Dlaczego chce Pan spędzać czas właśnie w ten sposób?
Zaczęły mnie pasjonować dużo wyższe szczyty. To rodzaj uzależnienia. Zaczęło się od 2002 roku od Polski, Karpat, Alp, Gór Norweskich, Tadżykistanu. Wędrówka na Rysy to dla mnie punkt zwrotny, najwyższy szczyt Polski i przejście do następnego etapu. Stworzyłem sobie kilka takich punktów, m.in. planuję do 2014 roku zdobyć szczyt Cho Ouy w Nepalu 8201 m n.p.m. Moim marzeniem jest zaatakowanie zimą K2.
Jak wybiera Pan towarzyszy podróży?
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, następna wyprawa odbędzie się na przełomie stycznia i lutego 2013 na Elbrus, najwyższą górę Europy. Chętni do wyprawy są, ale jeszcze za wcześnie na rozmowę o tym. Podczas wcześniejszych wypraw, na przykład treningowych w Tatry, sprawdzaliśmy się wzajemnie. Nie tylko zwracaliśmy uwagę na kondycję, ale też na psychikę i to, czy można będzie na kimś polegać. Jeśli wymagają tego warunki, wspinamy się spięci parami. To od towarzysza zależy nasze życie. Jeśli jeden spadnie, to jest duże prawdopodobieństwo, że i drugi z nas może zginąć. O przygotowaniach do wyprawy opowiadam na Facebooku oraz na blogu http://hubertszczepan.blog.pl. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do czytania.
Wbije Pan flagę Legionowa na Piku Awicenny na 7134 m n.p.m.?
Jeśli Prezydent Smogorzewski zechce objąć wyprawę swoim patronatem, będzie to dla mnie zaszczyt.