Jak wagarowali wasi nauczyciele? Wspomnienia sprzed lat

Pierwszy dzień wiosny nieformalnie znany jest w polskich szkołach jako dzień wagarowicza. Szkoły organizują wtedy rozmaite formy lużniejszych lekcji, źeby zatrzymać w swych murach uczniów, usiłujących złapać po mrożnej zimie pierwsze promienie słońca. Postanowiliśmy zapytać nauczycieli i waźne dla miasta osoby o to, jak podchodzą do kwestii wagarów… no i czy mają w tym temacie jakiekolwiek doświadczenie.

W poszukiwaniach osób sprawujących waźne funkcje szukaliśmy takich, które zrzucą na moment formalny płaszcz i opowiedzą o swoich wagarach. Wszak wagarować, rzecz ludzka. Nawet prezydent Kaczyński w ksiąźce „Alfabet braci Kaczyńskich” przyznał się do młodzieńczych wybryków: – Pojechałem z Tadkiem do Legionowa, bo miał wolną chatę. Jak idioci kupiliśmy sobie pomarańczówkę i wino – przyznawał się prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie. Nasze władze raczej się wystraszyły. Pytaliśmy, czy chodzili na wagary i jak je wspominają? Czy wydarzyła się podczas tych wagarów jakaś ciekawa historia? Jaki jest dziś ich stosunek do wagarów i dnia wagarowicza? Czekałam na wspaniałe historie z lat młodości, niekoniecznie mądre i rozwaźne, ale takie, które pomimo konsekwencji wspomina się z łezką w oku. Albo chociaź moment refleksji, źe na wagary się nie chodziło, ale gdyby mogło się cofnąć czas…
Oto, co na temat wagarów mówi legionowska loźa dyrektorów szkół, prezydent miasta i inne osoby związane z edukacją.

Zebrała Katarzyna Śmierciak

Joanna Bieńko, dyrektor Zespołu Szkół nr 3 w Legionowie:

Z tego, co pamiętam zdarzyło mi się raz wybrać na wagary w szkole podstawowej. Był to czerwiec, przedostatni dzień roku szkolnego, kończyłam wówczas siódmą klasę (wtedy chodziło się 8 lat). W związku z tym, źe do szkoły dojeźdźałam autobusem, tego ciepłego, wręcz letniego dnia razem z koleźanką z klasy postanowiłyśmy ominąć przystanek autobusowy wielkim łukiem. I tak teź się stało, choć, przyznaję, duszę miałam na ramieniu przez cały czas. Wybrałyśmy się zatem do pobliskiego lasu, a właściwie nad jeziorko w lesie. Kiedy siedziałyśmy na konarze drzewa i rozmawiałyśmy o szkole, nagle na horyzoncie pojawił się męźczyzna w średnim wieku. W panice zaczęłyśmy uciekać. Po chwili jednak męźczyzna zaczął krzyczeć. Ku naszemu zdziwieniu, głos okazał się znajomy. Do tego wołał do nas po imieniu… Nasza „ewakuacja” nie trwała długo, bo nieznajomym okazał jeden z kierowców autobusu, który znał nas doskonale i woził nas do szkoły od wielu lat. W związku z tym postanowił odprowadzić nas na osiedle, na którym mieszkałyśmy i nie omieszkał wspomnieć o tym fakcie naszym rodzicom, co wtedy było dla mnie wręcz traumatycznym przeźyciem.

Marta Wawrzyniak, pedagog, Szkoła Podstawowa nr 7 im. VII Obwodu „Obroźa” AK w Legionowie:
Na wagary zdarzyło mi się pójść raz, w szkole podstawowej. Cała moja klasa w ramach dnia wagarowicza wybrała się na wcześniejszą majówkę. Myślenie o wagarach to chyba przywilej młodszych etapów edukacji. Póżniej się juź chodzić na te wagary nie chciało – bardziej zaleźało na tym, źeby się czegoś w szkole dowiedzieć, niź spędzić ten czas poza szkołą nic nie robiąc. Mój stosunek do wagarów teraz? Z racji funkcji, którą pełnię, czyli pedagoga szkolnego, muszę dbać o to, by dzieci realizowały obowiązek szkolny. Jeźeli wagary się powtarzają bardzo często u niektórych dzieciaków, to zwracamy wtedy na to uwagę i staramy się temu zapobiegać. Z perspektywy czasu na tyle miło wspominam szkołę, źe spotykałam się ze znajomymi i te relacje były na tyle waźne, źe nie czułam takiej potrzeby, źeby to przenosić poza teren szkoły w czasie lekcji. Wiem jednak, źe jak się zaczyna prawdziwa wiosna, to dzieciakom trudno jest wysiedzieć w murach szkoły, bo jest ładnie i ciepło na zewnątrz.

Małgorzata Sujak, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 w Legionowie:

Wagary to dość odległy dla mnie termin. Kiedy chodziłam do szkoły podstawowej, naleźałam do przykładnych uczniów i nie chodziłam na wagary, czego nie mogę powiedzieć o moich rówieśnikach. Moźe dlatego, źe moja mama pracowała blisko szkoły, więc mogłaby bardzo szybko dowiedzieć się o moich wagarach i odpowiednio zareagować. Wolałam tego unikać. Jeźeli chodzi o szkołę licealną, no to cóź, jak to nastolatki, przechodziliśmy okres buntu, ale nasilonych wagarów raczej nie było. Jako studencka wiara – kaźdy moment był dobry, źeby zerwać się z wykładów. Chętniej przebywaliśmy we własnym gronie, prowadząc rozmowy na naszym zdaniem ciekawsze tematy niź te, poruszane na wykładach. Niestety, póżniej przed egzaminem trzeba było to wszystko nadrobić. Jeźeli wagary nie są nagminne i czasem się zdarzą – to cóź, błądzić rzecz ludzka. Ale trzeba z tego wyciągnąć wniosek.

Krzysztof Wołejko, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1

Dzień wiosny dawał szansę na trochę więcej bezkarności w szkole. Nie traktowaliśmy jednak tego dnia jako okazji do wagarów, lecz przedniej zabawy w szkole. W mojej szkole podstawowej i średniej był taki zwyczaj, źe pierwszego dnia wiosny władzę w szkole przejmował Samorząd Uczniowski. Nauczyciele wcielali się w rolę uczniów, a my mieliśmy jedyną okazję oficjalnie przejąć nad nimi panowanie. Na sali gimnastycznej odbywały się róźne zorganizowane przez nas konkurencje dla nauczycieli: konkursy wiedzy, piosenki, plastyczne, sprawnościowe, itp. Zwieńczeniem imprezy był mecz w siatkówkę nauczyciele – uczniowie. Tego dnia wszyscy byli przebrani w róźne, barwne, pomysłowe stroje. Duźym powodzeniem cieszył się teź dedykowany nauczycielom koncert źyczeń – dowcipne dedykacje dla wybranych nauczycieli i piosenki. Jednym z hitów tego dnia była teź Galeria Szkolnych Postaci – czyli wystawa karykatur nauczycieli i pracowników szkoły oraz tak zwane „złote myśli” – czyli zbiór najbardziej charakterystycznych powiedzonek i komentarzy wypowiadanych przez nauczycieli podczas lekcji. Sądzę, źe ucieczka z lekcji tego dnia jest pójściem na łatwiznę, bo, źeby coś fajnego w szkole przygotować, trzeba w to włoźyć sporo pracy. Osobiście nie źałuję, źe nie chodziłem na wagary. Wspomnienia, które pozostały mi po obchodach dnia wiosny w szkole, do dziś wywołują uśmiech na twarzy. Przykro by mi było, gdyby moi uczniowie zamiast stworzenia i udziału w kolejnej fajnej imprezie w szkole, wybrali pójście na wagary.

Roman Smogorzewski, prezydent Miasta Legionowo:

Niestety nie mam krwistych informacji dla Gazety Powiatowej. Nie chodziłem na wagary, byłem bardzo grzecznym, odpowiedzialnym i pilnowanym przez mamusię chłopcem. Gdy młodzi ludzie chodzą na wagary, to naraźają się na pewne niebezpieczeństwa, świat jest dzisiaj przecieź pełen pokus alkoholowych i narkotykowych. Wyrwanie się spod kurateli rodziców lub szkoły niesie pewne zagroźenia. Do wagarów mam bardzo negatywny stosunek. Szkoła jest miejscem, gdzie trzeba zdobywać wiedzę i umiejętności i nie powinno się z niej uciekać. Dobrą tradycją stało się, źe po cięźkiej zimie dzień wagarowicza jest lużniejszym dniem w szkołach. Myślę, źe to jest dobra formuła, źe są lużniejsze zajęcia, źeby nie naraźać młodzieźy na róźne niebezpieczeństwa i głupoty, które są domeną młodego wieku. Na pytanie, czy prezydent ma czasami ochotę zrobić sobie wagary od bycia prezydentem Roman Smogorzewski odpowiedział: – Tak, zdecydowanie tak. I myślę, źe wcześniej czy póżniej pójdzie albo podziękują mu za pracę.

Anna Skłodowska-Wiśniewska, zastępca dyrektora Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej w Legionowie:

W moich czasach licealnych, a były to lata 70. nie obchodzono hucznie pierwszego dnia wiosny. 21 marca był kolejnym dniem w kalendarzu. Na lekcji geografii wiedzieliśmy, źe przyszedł czas astronomicznej wiosny. Ja uczyłam się w szkole średniej na Mazurach, więc tam wiosnę czuło się jeszcze wcześniej niź w Legionowie. Nie było czegoś takiego jak dzień wagarowicza. Fala ucieczek i to, co myślimy, źe całe klasy wychodzą ze szkół w tym dniu, przewaliła się w latach 90. Natomiast w tej chwili u nas wygląda to tak, źe od paru lat z inicjatywy Samorządu Uczniowskiego robimy inną od codziennej formułę tego dnia. Jest to absencja przeciętnie 7% mniejsza niź codziennie, a są klasy w których jest 100 % obecnych w tym dniu. Od lat 90. nie było takich sytuacji, źeby klasa cała wyszła, uciekła do Warszawy, nad Wisłę, organizując przy tym niebezpieczne zabawy i niekontrolowane happeningi, gdzie pojawiłby się alkohol, bijatyki. Przygotowujemy w tym dniu zajęcia nie sensu stricte dydaktyczne, tylko takie, gdzie moźemy być razem, gdzie moźemy siebie nawzajem pooglądać z innej strony niź ława szkolna. W naszej szkole odbywa się przegląd młodych talentów, podczas którego młodzieź moźe wykorzystać swoją wiosenną energię.