O tragedii pod Kauflandem: „Niebieska Karta nie załatwi wszystkiego”

aleksandra-nalewajek

Aleksandrą Szewera- Nalewajek (fot. GP/am)

Mieszkańcami Legionowa wstrząsnęła historia małżeńskiej awantury, która zakończyła się śmiercią jednego z małżonków i poważnymi obrażeniami drugiego. Wszyscy zastanawiają się, jak do tego mogło dojść.

Para była objęta procedurą niebieskiej karty, co znaczy, że w przeszłości miały już miejsce incydenty przemocy. Dlaczego trwali w takim związku? Jak funkcjonują rodziny dysfunkcyjne i jak im pomóc? Na te i inne pytania znajdziemy odpowiedź w rozmowie ze specjalistą do spraw przemocy w rodzinie – Aleksandrą Szewera- Nalewajek.

 

Posiada Pani rekomendację Stowarzyszenia Niebieska Linia do pracy z osobami stosującymi przemoc, pracuje Pani także jako kurator dla dorosłych i terapeuta dla osób uwikłanych w przemoc domową w Wieliszewie. Czy jako specjalista może mi Pani powiedzieć, czy tej tragedii można było zapobiec?
Trudno powiedzieć, ale czasem niewiele trzeba. Kiedy widzimy kobietę z podbitymi oczami, nie wierzmy, że się znowu uderzyła. Informujmy policję albo pomoc społeczną o każdym takim incydencie. Aby zgłosić kogoś do „niebieskiej karty”, nie trzeba nawet podawać swoich danych personalnych.

Rodzina z os. Piaski była objęta programem „niebieskiej karty”, jak widać to nie pomogło.
Niestety „niebieska karta” nie załatwi wszystkiego. Rodzina objęta tą procedurą jest pod stałym nadzorem Policji, ośrodka pomocy społecznej. Funkcjonariusz ma obowiązek sprawdzania, co dzieje się w takim domu. Przychodzi co jakiś czas i sprawdza, ale czy trafi akurat na awanturę to inna sprawa. Na pewno świadomość, że jest się obserwowanym przez policję może w jakimś stopniu zniechęcić osobę stosująca przemoc do dysfunkcyjnych zachowań. Kluczowe znaczenie ma terapia, na którą są kierowane osoby z tym problemem – zarówno stosujący przemoc jak i jej doznający.

Jakie ma Pani doświadczenia z „niebieską kartą” ?
Ja jako terapeuta, nie uczestniczę w procedurze, natomiast przychodzą do mnie ludzie, którzy mają założoną niebieską kartę. Najczęściej są to osoby kierowane przez policję, pracowników socjalnych lub inne upoważnione do tego organy np. Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Czy te osoby przyznają się do tego, że są krzywdzone?
Przemocy doznają najczęściej kobiety i zazwyczaj jest to widoczne. Mam tu na myśli siniaki i inne obrażenia. One w większości potrafią się do tego przyznać. Mężczyźni mają z tym większy problem. Warto też zaznaczyć, że w grę wchodzi nie tylko przemoc fizyczna, ale także psychiczna, seksualna i inne formy.

Jak ocenia pani funkcjonowanie „niebieskiej karty”, czy to rzeczywiście działa?
Osobiście uważam, że pomysł jest bardzo dobry. Łatwiej jest pracować w rodzinie, w pomoc której zaangażowane są różne środowiska typu: pracownik socjalny, dzielnicowa, pedagog. Każdy robi wtedy coś swojego, ale robią to razem. Prawda jest taka, że są różni policjanci, różni pracownicy socjalni itd. i rzeczywista pomoc rodziną z problemami w dużej mierze zależy właśnie od tego. Podam przykład pozytywnego zadziałania niebieskiej karty. Kobieta doznawała przemocy, choć przemoc fizyczna była tam tylko w znikomym stopniu. W związku były dzieci, które były świadkami awantur. Była założona niebieska karta, zwołana grupa robocza – kurator, pedagog, pracownik socjalny i dzielnicowy. Te osoby spotkały się i rozmawiały, co każda z nich może zrobić, aby pomóc w tej sytuacji. Wzięto pod uwagę to, czego chce kobieta, a nie chciała być już z tym panem. Nie mogła odejść, bo zwyczajnie nie miała gdzie pójść. Nie sztuką byłoby ją stamtąd wyrwać i umieścić w Domu Samotnej Matki. Sprawę udało się tak załatwić, że kurator sporządził wniosek i pan otrzymał dokument zmuszający go do opuszczenia lokalu. Pani w normalnej sytuacji zostałaby bez grosza aż do zasądzenia alimentów, wtedy wkroczył pracownik socjalny. Pomógł w sprawach dotyczących kwestii majątkowych. Potem do akcji włączył się pedagog i zaopiekował się dziećmi, ponieważ dzieciom zawsze trudno zrozumieć tego rodzaju sytuacje. Dzielnicowa dopilnowała, żeby wszystko dobrze się zadziało i po dwóch tygodniach było już po sprawie. Zebrała się odpowiedzialna grupa osób i to po prostu „poszło”. Gdyby bił mnie mąż chciałabym, aby ktoś pomógł mi w ramach niebieskiej karty.

Dlaczego w przypadku rodziny z os. Piaski to nie zadziałało?
Dzielnicowy nie może być z rodziną dysfunkcyjną 24 godziny na dobę. Aby rzeczywiście sytuację poprawić, potrzebna jest wola współpracy. Dzielnicowego można np. nie wpuścić do domu. To samo jest jeśli wzywa się małżeństwo – osobę doznającą przemocy i stosującą przemoc. Jeśli one nie przyjdą, nie ma możliwości ściągnięcia ich na siłę. Jeśli do tego sąsiedzi nic nie powiedzą, to nie ma pola do działania.

Na czym polega terapia takich osób?
Ja pracuję w nurcie podejścia skoncentrowanego na rozwiązaniach. Kiedy przychodzi do mnie klient, próbujemy sprecyzować, czego on potrzebuje. Bardzo często jest tak, że osoby, które doznają przemocy, potrzebują, aby zwiększyć swoją samoocenę i w ten sposób nabrać sił do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Czasami dopiero wtedy są w stanie otworzyć się na pomoc innych. Te kobiety nie mają siły, nie mają odwagi, nie mają wiary.

Czy to oznacza, że trwanie w takim związku wynika z niskiej samooceny?
Osoby doznające przemocy mają rzeczywiście niską samoocenę, poczucie braku mocy, sprawczości. Nad takim stanem rzeczy najczęściej bardzo długo pracuje osoba, która krzywdzi.

Czy to dotyczy zwłaszcza kobiet, które nie pracują lub rodzin z problemem alkoholowym?
Przemoc jest bardzo demokratyczna i może dotyczyć każdego. Nie zawsze jest też związana z nadużywaniem alkoholu. W pracy z osobami doznającymi przemocy pracuje się nad tym, aby odzyskały „moc”, a z osobami stosującymi przemoc, aby potrafiły w inny sposób rozwiązywać problemy. Inaczej związek będzie w swoistym cyklu przemocy: narastające napięcie – przemoc fizyczna – poczucie winy – tzw. miesiąc miodowy. Aby z tego wyjść należy nauczyć taką osobę innych sposobów osiągania swoich celów czy realizowania potrzeb.

Czy to rzeczywiście pomaga?
Ja wierzę ,że tak.

Czy miała Pani przypadki, że osoba stosująca przemoc przestała to robić?
Tak.

Co pani myśli o zainteresowaniu mediów sprawą tragedii pod Kauflandem?
Uważam, że dobrze, że się o tym mówi. Jednocześnie przestrzegałabym przed pisaniem bzdur. Jeżeli śledztwo jest prowadzone w sprawie zabójstwa, to wcale nie znaczy, że ta kobieta będzie miała postawiony zarzut zabójstwa. To nie jest jednoznaczne. Przestrzegałabym przed zamieszczaniem niesprawdzonych informacji, ponieważ można w ten sposób zrobić krzywdę najbliższym tej rodziny, potęgując i tak już ogromny ich ból.

Rozmawiała Agnieszka Mosakowska