Gdy w ostatnią niedzielę zrobiło się ciepło, pani Agata zabrała swoją 2-letnią córkę na Plac Wodny przy ul. Królowej Jadwigi. Zabawa skończyła się poparzeniami II stopnia i szpitalem. Teraz nikt nie chce ponieść odpowiedzialności za niezabezpieczenie terenu.
Plac Wodny to wspaniałe miejsce do spędzenia ciepłego, wakacyjnego dnia, dla tych którzy muszą pozostać w mieście. Dookoła zielona trawa, na której można rozłożyć koc i chłodna woda dająca odrobinę wytchnienia i mnóstwo zabawy najmłodszym. Tak jeszcze do niedzieli myślała pani Agata, kiedy wybrała się tam ze swoją córeczką.
Tylko się bawiły
Dziewczynka bawiła się w strumieniach wody i grała w piłkę. – Dziewczynki moje dwie, 7-latka i niespełna 2-latka, biegały po tym placu na bosaka, zresztą tak jak i inne dzieci – opowiada pani Agata. Kiedy piłka wyleciała na trawę, młodsza z dziewczynek, Majaka, pobiegła za swoją zabawką. Po drodze przebiegła przez metalowy właz, znajdujący się na trawniku. – Mimo że wczoraj nie było aż takiego upału, to to wieko nagrzane od słońca zadziałało jak żelazko. Moja córka praktycznie się do tego przykleiła. Ma poparzenia II stopnia na obu stopach – relacjonuje pani Agata.
Poważne konsekwencje
W Legionowie dziewczynce udzielono pierwszej pomocy. Obecnie Maja przebywa w szpitalu na ul. Niekłańskiej w Warszawie, gdzie założono jej stały opatrunek na poparzenia. Jeśli wszystko będzie dobrze szło, to po kilku tygodniach dziewczynka wróci do zdrowia. Niestety w przypadku poparzenia u tak małego dziecka problemem będzie utrzymanie go w miejscu i zabronienie stawania na chorych nóżkach. To może spowodować, że rany będą goiły się znacznie dłużej. Lekarze mówią też o ryzyku utraty czucia w stopach i ewentualnej potrzebie przeprowadzenia specjalnych zabiegów, by je przywrócić.
Bez wyobraźni
Pomimo tego że do miejsca, w którym doszło do zdarzenia, prowadzi chodnik z terenu fontann, blacha nie była do tej pory w żaden sposób zabezpieczona. – Nie miałabym do nikogo pretensji, jakby moje dziecko weszło na coś ostrego leżącego w trawie, bo to jest zmienna sytuacja i temu nie da się zapobiec. Ale jeśli chodzi o ten właz, to dało się wcześniej przewidzieć – komentuje pani Agata. Kiedy jeszcze w poniedziałek zjawiliśmy się na miejscu, nie udało się odnaleźć żadnej informacji o zagrożeniu, a regulamin tego terenu nie zabrania chodzić dzieciom boso. Dopiero po południu właz oddzielono taśmą ostrzegawczą.
Brak odpowiedzialnego
Według naszych ustaleń właścicielem Palcu Wodnego jest UM Legionowo i to on powinien zadbać o zabezpieczenie znajdującej się tam infrastruktury. Jednak pani Agata dostała z magistratu zupełnie inną informację. – Pani Katarzyna Lament oddzwoniła i poinformowała mnie, że odpowiedzialny jest pan z PWK. Jest konserwatorem i odpowiada za użyte materiały i za bezpieczeństwo również. Właścicielem terenu jest urząd, ale za bezpieczeństwo i konserwację odpowiada PWK i ta klapa też jest ich własnością – poinformowała nas pani Agata. Wszystkiemu zaprzecza jednak jeden z dyrektorów PWK Legionowo. – My tego Placu Wodnego nie eksploatujemy, myśmy to wydzierżawili i eksploatacją i konserwacją tego Placu Wodnego zajmuje się UM – mówi Piotr Zberowski, dyrektor pionu techniczno-eksploatacyjnego.
O sprawie poinformowana została Straż Miejska. W niedzielę na miejsce przyjechał patrol, który miał ocenić, jakie niebezpieczeństwo dla bawiących się na placu dzieci stwarza feralny właz. Mimo kilku prób do momentu zamknięcia wczorajszego papierowego wydania gazety, nie udało nam się uzyskać w tej sprawie oficjalnej informacji z ratusza. Dopiero po zakończeniu pracy redakcji z urzędu miasta przyszła następująca odpowiedź. – Zwróciliśmy się z prośbą do Policji o wyjaśnienie tej sytuacji. Urząd Miasta Legionowo zleci także specjalistyczną ekspertyzę, która pozwoli na ustalenie faktów. Jednocześnie wyrażamy głębokie ubolewanie z powodu stanu dziecka – napisała Tamara Mytkowska, kierownik Referatu Komunikacji Społecznej Urząd Miasta Legionowo.
Ciąg dalszy w tej sprawie TUTAJ