Legionowo. Odejść w porę trzeba umieć! Rozmowa z Ryszardem Gawkowskim, który od 30 lat kieruje Strażą Miejską

Ryszard_Gawkowski

 

W Legionowie nie ma chyba osoby, która nie znałaby Ryszarda Gawkowskiego, choćby z widzenia. Ten stojący od blisko 30 lat na czele Straży Miejskiej (SM) wciąż krzepki pan jest nietypowym szefem. Nie lubi pracy za biurkiem, kręci go natomiast praca w terenie. Stąd niewątpliwie jego popularność. Wkrótce to się jednak zmieni. – Odejść w porę trzeba umieć! – sygnalizuje sam zainteresowany, zapowiadając zarazem swoje odejście na emeryturę.
W maju nie zobaczymy już umundurowanego Ryszarda Gawkowskiego na legionowskich ulicach. Szef SM 29 kwietnia przechodzi na emeryturę. Co wtedy będzie robił, jak podsumowuje swoją blisko 30-letnią służbę na rzecz legionowian, co jest jego sukcesem, a co porażką zawodową – na te i inne pytania odpowiedzi szukajcie poniżej.
Magdalena Siebierska: Legionowska SM miała i jeszcze przez kilka tygodni będzie miała tylko jednego szefa. Podjął się Pan tej funkcji jako jeden z pierwszych w kraju. Proszę opowiedzieć, jak to się wszystko zaczęło?
Ryszard Gawkowski: W 1990r. wróciłem z Ameryki, gdzie m. in. podpatrywałem pracę tamtejszej policji. Tuż po moim powrocie, odwiedził mnie jeden z ówczesnych miejskich radnych i zaproponował utworzenie SM w Legionowie. – Rysiu, czy Ty sobie poradzisz? – pytał mnie wtedy. Szybko podjąłem to wyzwanie i tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 1990r. pomyślnie przeszedłem rekrutację i dostałem angaż. Powierzono mi wówczas funkcję komendanta tej formacji. Razem ze mną angaż dostał mój ówczesny zastępca, Tadeusz Połeć. Pracę rozpoczęliśmy już w styczniu 1991r. od rekrutacji strażników miejskich. Przez pierwsze dwa miesiące szkoliliśmy przyszłych legionowskich strażników miejskich i ustalaliśmy zadania, którymi powinni się oni zajmować. Wraz z ówczesnym prezydentem Legionowa, Wojciechem Jeute opracowaliśmy statut SM, bo w kraju nie było wtedy jeszcze żadnej ustawy. Przez ponad 6 lat polskie straże miejskie działały na bazie odrębnych przepisów, stosowna ustawa powstała zaś dopiero w 1997r. Oprócz opracowania statutu legionowskiej SM, najważniejsze było przeszkolenie funkcjonariuszy tej formacji. O pomoc poprosiliśmy oficerów z Centrum Szkolenia Policji (CSP), w czym nam zresztą pomogli. W duchu działań wspomagających pracę ówczesnej policji opracowaliśmy program szkolenia. W ten sposób stworzyliśmy wzorce dla innych SM formujących się w kraju. Do dziś dnia z wzorców tych korzystają ośrodki szkolące strażników miejskich. Oficerowie CSP przeszkolili pierwszych łącznie 18 legionowskich strażników miejskich. To było pierwsze tego typu szkolenie w Polsce, potem dołączyły inne miasta, takie jak m. in. Poznań i Nowy Dwór Mazowiecki. Po szkoleniach i pomyślnie zdanych egzaminach ruszyliśmy w miasto. Stało się to w marcu 1991r.

 

 
Czy tak szybko zawiązana formacja równie szybko zyskała zaufanie wśród legionowian?

Już na starcie zmagaliśmy się z wieloma problemami. Jeden z nich dotyczył umundurowania, ponieważ w przeciwieństwie do czasów współczesnych w latach 90. nie było żadnych prawnych wytycznych w tej materii. Jak ich ubrać? – wspólnie zastanawialiśmy się z ówczesnym prezydentem. Podpowiedziałem mu wtedy, że byłem w Ameryce i widziałem ośmiokątne czapki. Pojechaliśmy zatem do Teatru Wielkiego w Warszawie, bo tam miałem znajomą krawcową, która uszyła nam te czapki. Jednak pomysł ten okazał się nie do końca udany, ponieważ czapki te były zbyt luźne i wielu funkcjonariuszom opadały na uszy. Również nasze ciemnogranatowe mundury nagminnie mylono z umundurowaniem straży pożarnej. W tych dawnych czasach nie było też bloczków mandatowych – ja sam musiałem je drukować. Dosyć sporym problemem, który ujrzał światło dzienne już w pierwszych miesiącach funkcjonowania SM w Legionowie, było spożywanie alkoholu przez strażników na służbie. Problem ten wypłynął przez m. in. zbyt szybki proces rekrutacji i brak możliwości sprawdzenia takowych skłonności kandydatów. W pierwszych miesiącach działalności SM musiałem zwolnić połowę przyjętej kadry. Alkohol na służbie źle rzutował na mój, całej formacji i ówczesnego prezydenta wizerunek. Teraz mamy więcej czasu na weryfikację takich skłonności, a alkohol na służbie w SM jest wciąż nie do przyjęcia. Mogę też dodać, że z tej pierwszej kadry, zostałem tylko ja, zaś reszta funkcjonariuszy albo została zwolniona, albo już dawno przeszła na emeryturę.
Jak przez te wszystkie lata zmieniały się kompetencje SM w Legionowie?

W latach 90. poruszaliśmy się pieszo. Pierwszym wyzwaniem, do którego podjęcia zostaliśmy zobowiązani było uporządkowanie terenu targowiska miejskiego. Chodziło tu zwłaszcza o parkowanie i handel, bo wtedy handlowano wszystkim i gdzie popadnie. Przez kilka dni – perswazją, a nie mandatami – walczyliśmy z tymi nieprawidłowościami, aż wreszcie nauczyliśmy legionowian prawidłowego parkowania. Na targowisku, zresztą od samego naszego zarania zdarzały się różne dziwne interwencje. Mieliśmy na przykład przypadki handlu mięsem bez właściwej higieny i w niewłaściwych miejscach. Co tu zrobić, żeby taki handlarz nie potruł nam ludzi? – zastanawialiśmy się. Wymyśliłem wtedy szpaler. Ustawiłem 6 strażników obok takiego handlarza i żaden kupiec do niego nie podchodził. Handlarz wreszcie się poddał i zwinął swój interes. Na początku interweniowaliśmy na piechotę, teraz jeździmy albo na rowerach, albo samochodami. W przeszłości chodziliśmy po Legionowie z bronią, teraz nie możemy. Podkreślę, że była to jednak broń gazowa, która nie zabijała. Pamiętam jak tę broń załatwiłem na terenie Niemiec. Przywieźli mi ją do Gubina w teczce w 18 egzemplarzach. Odebrałem ją na granicy i pociągiem przywiozłem do Legionowa. Kiedyś broń gazową można było kupić jak kanapki w sklepie. Nie potrzebne były żadne zezwolenia, tylko po jej nabyciu trzeba było zgłosić jej posiadanie. Właśnie z taką bronią kiedyś chodziliśmy po ulicach Legionowa. Pamiętam też, w jakich okolicznościach została użyta – był to jedyny raz, ale tylko i wyłącznie w obronie własnej funkcjonariusza. Strażnicy stali na przystanku na osiedlu Piaski i zauważyli zygzakiem jadący autobus. Weszli do tego autobusu i zobaczyli pijanego kierowcę. Podjęli próbę jego zatrzymania i przekazania go policji. Kiedy pierwszy strażnik skuwał go w kajdanki, on był na tyle sprytny, że wyrwał mu z kabury pistolet i oddał strzał w kierunku drugiego strażnika. Ten zaś, zgodnie zresztą ze sztuką podbił bandycie rękę do góry i dzięki temu nie doszło do tragedii. Interwencja zakończyła się sukcesem, ponieważ kierowca autobusu – który okazał się groźnym przestępcą poszukiwanym listem gończym – został aresztowany przez policję. Na dzień dzisiejszy, krajowe straże miejskie mogą mieć broń palną, ale tylko do konwojowania środków płatniczych, czy też do zabezpieczania mienia gminnego. Patrolując ulice miasta, funkcjonariusze nie mogą się tą bronią posiłkować. We współczesnych czasach możemy też korzystać z dwóch rodzajów paralizatorów m. in. tych przypominających broń palną bezpośrednio powalających na ziemię. Tych niebezpiecznych paralizatorów SM w Legionowie nie ma. Korzystamy z tych łagodniejszych.
Podczas której interwencji podjął Pan największe ryzyko? Czy bał się Pan wtedy o swoje zdrowie lub życie? Co się wtedy wydarzyło?

Nie boi się tylko głupiec. Każdy człowiek myślący czuje strach. Tylko ten strach trzeba pokonać. Przez te blisko 30 lat pracy w legionowskiej SM było wiele niebezpiecznych sytuacji i akcji, w których uczestniczyłem. W pamięci utkwiło mi jedno takie zdarzenie. Było to kilkanaście lat temu, kiedy jeszcze siedziba SM mieściła się w dawnym ratuszu, który znajdował się w okolicach stacji kolejowej. Kiedy po odprawie około południa jechałem ulicą Marszałka Józefa Piłsudskiego zobaczyłem idących chodnikiem dwóch podchmielonych mężczyzn. Jeden trzymał pod marynarką dubeltówkę – tak przynajmniej mi się wtedy wydawało, ponieważ wyraźnie widziałem wystającą z marynarki czarną lufę tej broni. Przez radio wezwałem na pomoc załogę policji, a sam zacząłem jechać za tymi mężczyznami. Kiedy byłem pewien, że policja jest już odpowiednio blisko, a podejrzani mężczyźni wchodzą do znajdującego się na wysokości studni oligoceńskiej banku zbliżając się do kasjerki, podjąłem decyzję o samodzielnej interwencji. Oceniłem, że zanim rozpocznie się strzelanina i na miejsce dotrze policja, sam poradzę sobie z pijanym mężczyzną posiadającym broń. Zaryzykowałem. Zostawiłem samochód na światłach awaryjnych, wyskoczyłem z niego, pchnąłem drzwi wejściowe do banku, podbiegłem do jednego z mężczyzn i tę dubeltówkę wyszarpnąłem mu spod marynarki. Byłem bowiem przekonany, że on za chwilę otworzy ogień do kasjerki. Jak wyrwałem mu tę dubeltówkę, do banku wkroczyła policja. Funkcjonariusze zakuli mężczyznę w kajdanki, a ja tę dubeltówkę wciąż trzymałem w ręku. W pewnym momencie spojrzałem na broń i ujrzałem przedwojenną drewniano-metalową zabawkę dla dzieci. W międzyczasie policja podbiegła do drugiego mężczyzny, który stał przy kasie. Ten również został zakuty w kajdanki, zaś po jego przeszukaniu okazało się, że ma przy sobie plastikowego colta. Do dziś nie wiem, co ci panowie chcieli zrobić? Czy chcieli napaść na bank przy pomocy zabawek przypominających broń palną? Wiem, że potem tłumaczyli się, że to był tylko żart. Po tej całej akcji, żona mnie mocno skarciła. Miała żal, że nie zaczekałem na policję. Powiedziałem jej wtedy, że jakby te typki wybiły mi tyle ludzi, to ja bym ich wszystkich miał na sumieniu. Za tę interwencję podziękowała mi policja, za to bank zapomniał o podziękowaniach. Może po przeczytaniu tej rozmowy, ktoś od nich do mnie przedzwoni i podziękuje.
Które chwile najmilej Pan wspomina, a o które wolałby Pan zapomnieć? Czy może Pan zrobić bilans swoich zawodowych wzlotów i upadków?

Najbardziej utkwił mi w pamięci początek tej formacji. Początek jest zawsze najtrudniejszy, najbardziej skomplikowany, ale za to później najmilej się go wspomina. W latach 90. wykonaliśmy kawał ciężkiej roboty i to odbieram jako mój największy sukces na tym stanowisku. Jeżeli wtedy nie udałoby mi się, to prezydent albo zwolniłby mnie, albo rozwiązałby tą formację z uwagi na niespełnienie oczekiwań społecznych. Sukces zawsze ma wielu ojców, a o porażkach – które na pewno były – chcę w tej chwili zapomnieć. Nie ma tak, że przez te blisko 30 lat nie popełniłem żadnego błędu i aby wszystko mi wyszło na szóstkę. Błędy każdy popełnia, ale nie chcę do tego wracać, bo nie chcę rozmawiać o smutnych rzeczach. Zapewniam jednak, że nigdy w życiu, przez myśl mi nie przeszło, abym chciał zmienił fach. Pokochałem tę robotę, bo uważam, że jest ona bardzo ciekawa. Gdybym nie był w wieku emerytalnym, to na pewno jeszcze bym pracował. Odejść w porę trzeba umieć.
W legionowskiej SM mało kto chce obecnie pracować. Czy w przeszłości też mieliście podobne problemy z rekrutacją?

To prawda, od kilkunastu miesięcy brakuje rąk do pracy w szeregach SM w Legionowie. Problemy zaczęły się stosunkowo niedawno, zaś ich powodem jest z pewnością tzw. rynek pracownika, a nie pracodawcy. Podobnie zresztą jest w policji. W garnizonie warszawskim brakuje ponad tysiąc osób i mimo zmniejszenia wymagań wobec kandydatów, nie ma chętnych do pracy. Z podobnymi problemami kadrowymi zmagaliśmy się na początku swojej działalności. Potem SM w Legionowie rozkwitła – jakieś 10, czy nawet 5 lat temu mieliśmy wielu chętnych do służby w naszych szeregach.
Czy nie obawia się Pan, że wraz z Pana przejściem na emeryturę, podległa Panu formacja także przejdzie w stan spoczynku?

Nie ma ludzi niezastąpionych. Przez te prawie 30 lat staraliśmy się pomagać społeczeństwu. Jak tylko sięgnę pamięcią, od tych blisko 30 lat, zawsze mówiono o likwidacji SM – nie tylko tej legionowskiej, ale również tego rodzaju służb działających w innych miejscowościach. Przyznam, że takie plotki trochę mobilizują funkcjonariuszy do lepszej i efektywniejszej pracy. Ale żeby ich zupełnie nie zniechęcić, nie może być ich zbyt wiele. Moim zdaniem SM jest bardzo potrzebna. Sam jestem mieszkańcem Legionowa i oczekiwałbym, żeby ta straż w moim mieście jednak była. Kto by się zajął tymi wieloma, drobnymi sprawami? Kontrolowaniem spalania, problemami z psami, a wcześniej z dzikami, parkowaniem, zaśmieceniem działek, dróg i chodników, czy też chuligaństwem i zakłócaniem spokoju mieszkańców? Ja nie powoływałem SM, ja nie będę jej odwoływał! Od tego jest rada miasta. Uważam, że SM nie należy likwidować – nie tylko w Legionowie, ale również i w całym kraju. W mojej skromnej ocenie, SM powinna się przekształcić w policję miejską lub policję municypalną, na których to formacji codziennym wyposażeniu powinna się znaleźć broń palna. Dzięki takiej transformacji, funkcjonariusze zyskaliby większe uprawnienia i tym samym większe oddziaływanie na obywateli nieprzestrzegających prawa.
Czego życzy Pan swoim lada dzień już byłym podwładnym i czym się Pan zajmie na emeryturze?

Wszystkim strażnikom miejskim z Legionowa życzę wytrwałości, mniej stresów i nerwów. Jestem pewien, że podołają tym wyzwaniom. Sam się zajmę swoim hobby – pracami w domu i w ogrodzie. Mam też wnuki i żonę, którym to osobom teraz wreszcie będę mógł poświęcić o wiele więcej uwagi i czasu. Do tej pory praktycznie większość weekendów miałem zajętych, bo pracowałem.
Dziękuję za rozmowę.
Foto: Ryszard Gawkowski, Komendant Straży Miejskiej w Legionowie, fot. Straż Miejska w Legionowie

Podziel się tą informacją ze znajomymi

Facebook
Google+

komentarze: 21

  1. Ale bujda…
    Rysiu a gdzie pracowales wczesniej…
    …bylem komendantem milicji w serocku ale tego nie piszcie.
    A jakie masz wyksztalcenie…
    …zawodowke

    • Hmm.. A nie chodził przypadkiem do szkoły oficerskiej we Wrocławiu? Oj Panie Ździśku bujdy to Pan piszesz. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w nauce

      • … a chodził, chodził, ale niestety krócej niż trzeba było i zabrakło szczęścia by skończyć WSO we Wrocławiu

  2. Tam tylko w tej formacji nie pija niepelnosprawni z jeszcze ledwo istniejacego monitoringu ha ha ha ha

  3. Pracowalem to wiem – masakra!
    Ale czego sie nie nasciemnia zeby byc herosem.
    Niestety prawde znaja Ci co mieli z tym tam do czy nie moja.

    • Bogdan, po starej szkolnej znajomości, puść trochę farby o tej pracy w SM 😉
      Ps. Oczywiście pozdrowienia dla brata!

  4. Zapytajcie jak ludziom premie cofal za bzdurne wykroczenia.

    • No to prawda inwigilował podwladnych i zabieral nagrody po to zeby sie tylko wykazac, tylko czym ? Chyba glupotą.

  5. Moim zdaniem straż miejska jest potrzebna tylko nie z ludzi po protekcji i bez wykształcenia. No a ilu faktycznie strażników ma szkole ? Tylko nie liczymy pułdupska za pieniądze bo to nie szkola

  6. Nie mogę tego czytać bo to smieszne. Jak pogadać z mundurowymi prywatnie po pracy to większość macha ręką i się śmieje z herosa

  7. Byli milicjanci nie powinni być na stołkach kierowniczych. Po drugie o tym że komendancie pobudował pensjonat w Zakopanem jakoś się nie chwali…

  8. Wiadomo jak jest, no i co tu dużo gadac. Lepiej mają teraz tacy właśnie, niż Ci co uczciwie pracują. Popatrzeć tylko na to kogo żona/mąż pracuje w tej samej firmie czy równoległej i na jakim stołku albo jest radnym.
    Zawsze tak było że kolesiostwo było i nic na to nie poradzimy.

  9. Zwykły chwalipięta i cwaniak. Za bzdury czepiał się własnych pracowników. Za straznikami jeździł za w czasie pracy szpiegując ich co robią. Siedział na stołku nie mając wyksztalcenia. Jego podwładni (strażnicy) teraz odetchną. Nękał niepełnosprawnych na monitoringu zabierajac im premie za pierdoły. Nigdy nie interesował się własnymi podwładnymi. Szkoda gadać.

  10. Boguś brawo wreszcie ktos powiedział prawde !!
    Teraz jeszcze Pawełek zastepca został ale to juz mniejsze zlo choc to tez byly wzorowy milicjant i syn super radnego z ,,przystanku,,

  11. Gratulujemy Panu Ryszardowi za służbę miastu teraz niech nowi włodarze się martwią bo naprawdę ogarnąć 30stu 40stu ludzi to sztuka- a wszystko albo „plecaki” którzy byli i są nie do ruszenia albo nic nie robiący olewacze.. Bo w sumie kto za taką kwotę będzie się narażał… wysilał a Gawkowski ich pilnował kontrolował-sam widziałem nie raz bo pracowałem w sąsiednim budynku. No teraz mundurowi będą mieli wolną amerykankę!

  12. Hmm.. A nie chodził przypadkiem do szkoły oficerskiej we Wrocławiu? Oj Panie Ździśku nieprawidłowości Pan piszesz. Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w nauce

    • Myster Tadku z milicyjnych piaskow ja wiem ze to wasza szarza i bedzieta sie kryc bo razem balowaliscie

    • … a chodził, chodził, ale niestety krócej niż trzeba było i zabrakło szczęścia by skończyć WSO we Wrocławiu

  13. Jaka bujda – Rysio nie ma wyższego wykształcenia. Nawet matury nie ma.
    A po drugie to gowno prawda ze pilnowal swoich strażników. Rysio z klanu jezdzil za nimi i ich łapał na pierdolach zeby sie wykazac i cofac pieniadze z premi do urzedu ktorych nie wydal na te premie, To juz taki milicyjny nawyk…

    • Uważaj na słowa, bo piszesz o funkcjonariuszu w stopniu podpułkownika.

  14. Tomek moze zamiast wyglaszac jaki to dobry milicjant to moze pogadaj z niepelnosprawnymi ktorzy tam pracuja czy pracowali i zapytaj sie ich jak ich ten super kome-diant traktował – wtedy pogadamy kto ma sie bać…

Dodaj komentarz