Pod czujnym okiem legionowskich policjantów i strażników miejskich wciąż pozostają spółdzielcze śmietniki na Osiedlu Sobieskiego. Tuż po serii ich podpaleń, mieszkańcy wraz z Spółdzielnią Mieszkaniową Lokatorsko-Własnościową (SMLW) coraz częściej i głośniej donoszą o regularnym odnajdowaniu w osiedlowych altankach śmietnikowych zużytych opon oraz innych niewiadomego pochodzenia części samochodowych i motocyklowych.
Podczas snu mieszkańców kamerom brakuje zasięgu
Podrzucanie przeróżnych kłopotliwych odpadów do przyblokowych śmietników jest od lat praktykowane nie tylko na spółdzielczym Osiedlu Sobieskiego w Legionowie ale również na większości podobnych blokowisk w całym kraju. Ostatnio jednak, oprócz serii podpaleń spółdzielczych altanek śmietnikowych przy ulicach Pałacowej i Wilanowskiej, mieszkańców Osiedla Sobieskiego dość mocno zaczęły też niepokoić podrzucane do nich regularnie coraz większe ilości zużytych opon, zderzaków, błotników, tapicerek oraz innych akcesoriów samochodowych i motocyklowych. Póki co, żaden z lokatorów nie zauważył jeszcze, kto podrzuca niewiadomego pochodzenia części motoryzacyjne do osiedlowych śmietników. Cały nielegalny proceder prawdopodobnie odbywa się w nocy, kiedy większość spółdzielców śpi i dotyczy śmietników nie objętych zasięgiem 3 osiedlowych kamer monitoringu zainstalowanych przy rondzie na ulicy Zwycięstwa oraz na skrzyżowaniach ulic Jana III Sobieskiego z Warszawską i z Piłsudskiego.
Rzucają podejrzenia na nieuczciwych mechaników samochodowych
– Boimy się podwyżki opłat za wywóz śmieci. Podrzucanych do śmietników odpadów, nikt przecież nie segreguje – martwi się 57-letnia emerytka zamieszkała przy ulicy Pałacowej 4. – Na nasz koszt jakiś nieuczciwy przedsiębiorca regularnie pozbywa się niepotrzebnych części motoryzacyjnych – sprzeciwiają się takim praktykom mieszkańcy Osiedla Sobieskiego, sugerując zarazem, że za wyrzucaniem tych konkretnych odpadów do spółdzielczych śmietników stoi właściciel jakiegoś w pobliżu działającego szrotu, zakładu blacharskiego, czy też warsztatu samochodowego.
Śmieciowe „status quo” na koszt spółdzielców
– Nie ma tygodnia, w którym nie dostajemy sygnałów od mieszkańców o odpadach motoryzacyjnych nagminnie odnajdowanych w osiedlowych śmietnikach – mówi Agnieszka Borkowska, kierowniczka Administracji Osiedla Sobieskiego w SMLW i zarazem legionowska radna. Administratorka nie ukrywając skali i wagi narastającego problemu tłumaczy, że każdorazowo za straty finansowe spółdzielni powstałe na skutek przeniesienia podrzuconych odpadów motoryzacyjnych z osiedlowych śmietników do utworzonych w mieście punktów ich zbiórki płacą sami lokatorzy. Legionowska SMLW odpowiadając za „status quo” w osiedlowych śmietnikach, pod groźbą dotkliwych kar finansowych i niezależnie od okoliczności musi bowiem uprzątnąć nielegalnie podrzucone jej odpady do punktów, z których dopiero ostrołęckie MPK zajmujące się kompleksową zbiórką miejskich śmieci ma obowiązek je odebrać i to w dodatku w ściśle wcześniej określonych terminach.
Robią szum wokół „kukułczych” śmieci motoryzacyjnych
– O regularnie powtarzających się incydentach podrzucania niewiadomego pochodzenia części samochodowych i motocyklowych do altanek śmietnikowych na ulicach Pałacowej i Wilanowskiej informowaliśmy komendanta legionowskiej policji już podczas majowej debaty społecznej o bezpieczeństwie – sygnalizuje Agnieszka Borkowska, szefowa spółdzielczego Osiedla Sobieskiego w Legionowie. Powzięcie tej informacji podczas debaty potwierdza też asp. Emilia Kuligowska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji (KPP) w Legionowie, zapewniając mieszkańców ulic Pałacowej i Wilanowskiej zarazem, że dzielnicowi podczas swej codziennej służby zwracają szczególną uwagę na tereny wokół osiedlowych śmietników, zwłaszcza pod kątem ich podpaleń i dewastacji oraz wykrycia przedmiotów mogących pochodzić z przestępstwa. – Policjanci kontrolują działalność punktów motoryzacyjnych takich jak np. warsztaty samochodowe, zakłady blacharskie, czy też serwisy wulkanizacyjne dopiero w przypadku powzięcia informacji o możliwości popełnienia w nich przestępstwa. Podejmując czynności operacyjne, pod kątem ewentualnego pochodzenia np. z kradzieży sprawdzają tylko te części samochodowe, które na ogół rejestrowane są w policyjnych bazach – tłumaczy asp. Emilia Kuligowska z legionowskiej KPP.
Lepiej pstryknąć fotkę i spisać podejrzaną rejestrację
Ci którzy zauważą, kto stoi za podrzucaniem tych oraz innych kłopotliwych odpadów do spółdzielczych altanek śmietnikowych, powinni jak najszybciej zawiadomić legionowskie służby, policję bądź straż miejską. – Nasza szybka reakcja zwiększa szanse zatrzymania przestępcy na gorącym uczynku – przekonuje spółdzielców rzeczniczka legionowskiej policji. Biorąc tą zachętę za dobrą monetę, warto jednak pamiętać, że bez twardych dowodów w ręku, takich jak np. zapis monitoringu, fotografia sprawcy, czy też znajomość numerów tablic rejestracyjnych podejrzanego auta, żadna z tych służb nie podejmie skutecznie dalszych kroków.
„Eko-moto” czyli śmieciowe przepisy motoryzacyjne
Do legalnej działalności np. warsztatów samochodowych, oprócz prowadzenia rocznej ewidencji wytwarzanych odpadów, niezbędne jest też zawarcie umów np. na odbiór zużytego oleju silnikowego, brudnego czyściwa oraz złomu. Zlecenie usunięcia odpadów firmie, nie posiadającej zezwolenia, lub też pozbycie się ich na własną rękę np. poprzez ich spalenie, zakopanie, wlanie do kanalizacji, czy też podrzucenie do cudzego, nie przystosowanego do tego celu śmietnika jest wykroczeniem, zagrożonym wysokimi sankcjami, a nawet aresztem.
Kukułeczka kuka „dziupli” sobie szuka?
Zużyte opony, błotniki, zderzaki, elementy tapicerek oraz inne części samochodowo-motocyklowe obecne na Osiedlu Sobieskiego w kilku spółdzielczych śmietnikach, wśród wielu mieszkańców niejako z automatu budzą podejrzenia nielegalności tej bliżej nie nazwanej działalności motoryzacyjnej prowadzonej w ich bliskim sąsiedztwie. Lokatorzy zapytani o adres najbliższego np. warsztatu samochodowego, tego typu fach często łączą z garażami leżącymi przy ulicy Pałacowej. Dopytani o szczegóły, nie potrafią jednak wskazać żadnego konkretnego garażu, w którym można zdiagnozować bieżące usterki w swoim aucie. Lokatorskie skojarzenia garażów z mechaniką pojazdową albo wywołane zostały żywymi wspomnieniami z przeszłości, albo rzeczywiście znów coś jest tu obecnie na rzeczy…
Wołomiński gang „Dąbala” w garażach urządził sobie dziuple
W przeszłości w garażach przy ulicy Pałacowej w Legionowie co najmniej 2-krotnie ujawniono bowiem 2 niezależne dziuple samochodowe. Zatrzymując w styczniu 2013r. w Kobyłce, już wielokrotnie karanego herszta wołomińskiego gangu złodziei, 34-letniego Artura D. „Dąbala”, stołeczna samochodówka odkryła przy okazji w innych miejscowościach aż 5 paserskich dziupli, w tym 2 zlokalizowane w garażach przy ulicach Pałacowej i Sybiraków w Legionowie. W wynajętych na fikcyjne osoby i w oparciu o sfałszowane dokumenty „dziuplach”, śledczy odnaleźli m. in. nowoczesne akcesoria złodziejskie, w tym drogi sprzęt elektroniczny i specjalne łamaki, zapas fałszywych tablic rejestracyjnych oraz 2 wcześniej ukradzione ze stołecznej Białołęki auta, forda mondeo i nissana qashqaia z kompletem kijów golfowych w środku. Policjanci szacowali również, że dobrze im znana grupa „Dąbala” w ciągu raptem jednego roku ukradła ponad 100 samochodów.
Boom garażowej mechaniki pojazdowej na Pałacowej?
Inną z kolei dziuplę samochodową działającą w garażu przy ulicy Pałacowej w Legionowie, kryminalni rozbili ponad 6 lat temu, tuż po tym, jak w lutym 2008r. na jednej z sąsiadujących z nią posesji przy ulicy Granicznej, zdemaskowali to główne pierwsze i większe nielegalne paserskie „gniazdo”. W ręce policji wpadli dwaj paserzy, 50-letni Józef B. i jego 21-letni syn Rafał B. Ich wspólnikowi tj. starszemu synowi Józefa B. udało się zaś skutecznie ukryć przed organami ścigania. W 2 rodzinnych paserskich dziuplach, śledczy zabezpieczyli wówczas 12 tablic rejestracyjnych pojazdów wcześniej skradzionych w stolicy, ich silniki, elementy karoserii m. in. skody i należącego do obywatela Ukrainy luksusowego audi Q8 oraz jeden z nowszych modeli hondy accord. Aresztowanym za rozbiórkę na części aut skradzionych na łączną kwotę w wysokości przeszło 800 tys. zł groziło wówczas nawet 5 lat więzienia.