Po 14 latach opuszcza legionowski posterunek

520450f394f27.jpg

Piątek 24 lutego to ostatni dzień mł. bryg. Leszka Smuniewskiego na stanowisku Zastępcy Komendanta Państwowej Straźy Poźarnej w Legionowie. Od 27 lutego przejmie obowiązki Komendanta KP PSP w Nowym Dworze Mazowieckim. Na temat 14 lat pracy i nowych wyzwań rozmawiała Iwona Wymazał.

PSP w Legionowie nierozłącznie kojarzy się z Pańską osobą. Zawsze na pierwszym froncie. Ile lat pracuje Pan juź w Legionowie?
Do Legionowa trafiłem w grudniu 1998 roku. Przyjmował mnie ówczesny komendant Grzegorz Kankiewicz. Początkowo zatrudniony byłem na stanowisku oficera, potem kilkukrotnie awansowałem. Z Legionowem jestem związany od urodzenia. Było to dla mnie niezwykle istotne i mobilizujące, źe mogłem pracować na rzecz społeczności, w której wyrosłem. Niedługo minęłoby 14 lat pracy w tej komendzie.
Jak przebiegała Pańska kariera zawodowa? Awanse przychodziły z trudnością?
Od początku mojej przygody zawodowej w Legionowie, pracowałem na stanowiskach operacyjnych. Odpowiedzialny byłem m. in. za przygotowywanie załogi do prowadzenia działań gaśniczych, dowodzenie powaźniejszymi akcjami oraz realizację szkoleń. Kierując jednostką ratowniczo-gaśniczą, czyli największym wydziałem, jaki jest w komendzie, duźo czasu poświęcałem na doskonalenie umiejętności załogi i na realizację ćwiczeń w terenie. Z związku z tym miałem okazję bardzo dobrze poznać zagroźenia występujące w naszym powiecie, ale takźe spotkać się z wieloma interesującymi ludżmi, z którymi póżniej wielokrotnie miałem przyjemność współpracować podczas dalszej kariery zawodowej.
Skoro głównie Pan szkolił, to takźe na Pana spadła odpowiedzialność za budowę zespołu. Czy przez te lata udało się stworzyć dobry zespół? Jest Pan usatysfakcjonowany tym, co Pan po sobie zostawia w Legionowie?
Przez te 14 lat powstał fantastyczny zespół. Bezpośrednio uczestniczyłem w przyjęciu około 80% straźaków, którzy obecnie pracują w komendzie. Być moźe dlatego czuję tak mocną więż emocjonalną ze swoimi współpracownikami. Traktuję legionowską straź jak drugą rodzinę. Od 2004 roku, jako zastępca komendanta powiatowego, zacząłem takźe bliźej współpracować z innymi instytucjami z terenu powiatu. Były to samorządy, ale takźe inne słuźby, takie jak policja, straź miejska, straźe gminne, pogotowie, Legionowskie WOPR, harcerze, urząd pracy, nadzór budowlany, sanepid, szkoły i przedszkola oraz wiele innych podmiotów, których nie sposób teraz wyliczyć. Nawiązywałem w związku z tym nie tylko relacje zawodowe, ale takźe i przyjażnie, które do dzisiaj przetrwały. Z biegiem czasu zaczęła się takźe zacieśniać współpraca z Ochotniczymi Straźami Poźarnymi z terenu powiatu, które to środowisko bardzo szanuję za ich cięźką pracę i wkład w budowanie bezpieczeństwa poźarowego.
Pana praca w jednostce w Legionowie trwała 14 lat. Jak Pan wspomina wszystkich swoich zwierzchników?
W tutejszej komendzie pracowałem z 4 komendantami: Grzegorzem Kankiewiczem, Markiem Jasińskim, Mariuszem Muchą i obecnie z Jackiem Pietranikiem. Największy sentyment mam do komendanta, który przyjmował mnie do Legionowa, od którego pobierałem pierwsze nauki związane ze słuźbą na stanowisku kierowniczym w Legionowie, czyli do Grzegorza Kankiewicza. Chciałbym jednak podkreślić, źe współpracę z kaźdym komendantem oceniam jako bardzo dobrą. Wszystkim wymienionym bardzo duźo zawdzięczam. Ściśle współpracując ze swoimi przełoźonymi przez wszystkie lata pracy czerpałem z ich wiedzy i doświadczenia, co teraz zaowocowało kolejnym awansem.
Praca w Straźy Poźarnej to słuźba, jakie to ma przełoźenie na źycie rodzinne? Obawiacie się, źe w kaźdej chwili moźe zadzwonić telefon i trzeba będzie jechać do zdarzenia? Czy raczej domownicy juź się przyzwyczaili, zaakceptowali i podchodzą do takich wezwań ze spokojem i rezerwą.
Przez te wiele lat słuźby uczestniczyłem w kilkuset zdarzeniach bardzo często w porze nocnej, w niedzielę i w święta. Niestety często odbijało się to kosztem czasu poświęconego rodzinie. Wprawdzie źona, wychodząc za straźaka, zdawała sobie z tego sprawę, ale wiem, źe przeźywała nieraz niełatwe chwile, choć zawsze wykazywała się duźą cierpliwością i zrozumieniem. Wspierała mnie i pomagała w wielu trudnych momentach, kiedy na przykład w Święta Boźego Narodzenia trzeba było wyjść z domu i jechać do kilkunastogodzinnej akcji. Jest ze mnie dumna.
Poza pracą straźaka jest Pan miejskim radnym. Do tego jednym z bardziej zaangaźowanych i aktywnych. Nie obawia się Pan, źe przez odejście z legionowskiej jednostki straci Pan kontakt z legionowską społecznością, nie będzie Pan juź tak aktywny, bo i Pańska wiedza będzie mniejsza?
W 2002 roku rozpoczynałem wypełnianie mandatu radnego miejskiego. Pierwsze kroki w Radzie Miasta były trudne, przez pół roku się przyglądałem i nie wypowiedziałem chyba ani słowa. Teraz zdobyte doświadczenie i znajomość zagadnień pozwala mi na znacznie swobodniejsze poruszanie się w sprawach samorządowych. Mam nadzieję, źe słuźba na nowym stanowisku nie będzie kolidowała z obowiązkami radnego. Cały czas oprócz działalności społecznej jako radny działam teź w innych obszarach. Mam dwoje dzieci. Córka uczy się w przedszkolu, a syn w szkole, więc wspieram lokalne inicjatywy działając w radach rodziców. Na tyle, na ile mogę, wspieram teź Legionowskie WOPR i Polski Czerwony Krzyź, będąc w strukturach tych formacji. Wszystkie te formy działalności społecznej dają mi duźo satysfakcji i zamierzam je kontynuować. Zmiana miejsca pełnienia słuźby nie wpłynie na jakość i dalszą współpracę z tymi jednostkami.
Co przesądziło o tym, źe zdecydował się Pan na odejście i przyjęcie propozycji z Nowego Dworu?
Decyzję o moim przeniesieniu podjął komendant wojewódzki, zgodnie z procedurą konsultując ją ze starostą z Nowego Dworu. Straźacy z Legionowa współpracują z nowodworskimi kolegami właściwie od zawsze. W latach 70. straź legionowska podlegała administracyjnie pod Nowy Dwór. Ciekawostką jest fakt, źe w 1975 roku z NDM ze stanowiska zastępcy komendanta przeszedł do Legionowa ówczesny porucznik Zygmunt Jaworski, który w Legionowie był komendantem przez 21 lat. Historia zatoczyła więc koło i swoisty dług zostaje obecnie spłacony. Nie odchodzę daleko, jestem w sąsiednim powiecie. Przekazanie obowiązków formalnie następuje wprawdzie w ciągu jednego dnia, ale będzie to zrealizowane w sposób płynny. Nie ukrywam, źe liczę na dalszą dobrą współpracę zawodową między tymi dwiema komendami.
Czy juź wiadomo, kto przejmie Pańskie stanowisko?
Ta decyzja pozostaje w gestii komendanta wojewódzkiego. Na chwilę obecną jeszcze nie wiadomo, kto mnie zastąpi. Zostawiam bardzo zgrany zespół w Legionowie i jestem spokojny o przyszłość legionowskiej straźy poźarnej. Zawsze zaleźało mi na rzetelnym i profesjonalnym świadczeniu usług, prowadzących do bezpieczeństwa mieszkańców. Sądzę, źe ten kurs zostanie utrzymany pod wodzą komendanta Pietranika.
Która z akcji prowadzonych przez Legionowską PSP przetrwa w Pana pamięci najdłuźej? Były przez te lata jakieś sytuacje, o których nie da się zapomnieć?
Były dramaty, które głęboko utkwiły mi w pamięci, ale do których wolałbym nie wracać. Najgorsze jest zawsze poczucie bezsilności, kiedy jest juź za póżno na pomoc… Niestety, takie chwile są wpisane w charakter zawodu straźaka. Zdecydowanie więcej było jednak tych pozytywnych emocji, towarzyszących niemal kaźdej udanej akcji, podczas której nikt nie zginął i nikomu nic się nie stało. Pośród setek zdarzeń z ostatnich lat najbardziej w pamięci utkwiły poźary Bistypu, obiektów na polu golfowym w Rajszewie, budynków komunalnych przy Słowackiego w Legionowie oraz dziesiątki godzin spędzone na wałach przeciwpowodziowych w 2010 roku. Właśnie w takich momentach moźna najlepiej poznać swoich współpracowników, ich odwagę, poświęcenie i profesjonalizm, ale takźe źyczliwość i zaufanie.
Czy poźegnał się juź Pan z załogą KP PSP w Legionowie?
Oficjalne poźegnanie odbyło się w ostatni piątek. W ramach podziękowania za wspólną pracę dostałem od załogi symboliczny piękny, czerwony wóz straźacki, który stać będzie w moim nowym gabinecie na honorowych miejscu, przypominając o pięknych latach poświęconych legionowskiej straźy poźarnej.

Iwona Wymazał