Na temat trzech aktywnych lat kadencji w poselskiej ławie, indywidualnych problemów ludzi oraz aktywności kaźdego posła z Zenonem Durką rozmawiała Magdalena Gabrysiak-Kędzierska.
Minęły trzy lata sejmowej kadencji. Dlaczego nie ma Pana w telewizji?
Bo jestem posłem, a nie aktorem, dziennikarzem czy prezenterem. Bycie posłem to jednak, przede wszystkim, praca w sejmie. Kandydując skutecznie do parlamentu w 2007 roku, zawarłem z moimi wyborcami kontrakt na dwie rzeczy: źe będę moźliwie najlepiej jak umiem uczestniczył w tworzeniu i zmianie ustaw i źe będę dostępny dla wszystkich, którzy przy mojej pomocy chcą rozwiązać swoje duźe czy małe problemy. Uczestniczę zatem w posiedzeniach sejmu, w pracach dwóch komisji, spotykam się z wyborcami w moim biurze poselskim w Legionowie i staram się im pomagać.
I nie tęskni Pan za obecnością w mediach?
To nie jest kwestia tęsknoty, tylko racjonalnego wyboru. W kaźdym klubie parlamentarnym – a klub PO liczy 258 posłów i senatorów – jest stosunkowo nieliczna grupa, która obarczona jest „medialnym” dyźurem. Ci ludzie prezentują w publicznej debacie stanowisko klubu i partii, mają z reguły 5 lub 10 letni staź w Platformie, są posłami od dwóch, trzech kadencji. Dla czytelności debaty muszą być rozpoznawalni, rotacja by się tu nie sprawdziła. W naszym klubie jest to 15, moźe 20 osób. Jak Pan widzi, arytmetyka bywa pomocna w źyciu dla wyjaśnienia wielu sejmowych niuansów.
Mówi Pan o kontrakcie z wyborcami, kontrakcie obejmującym dwie dziedziny: prace ustawodawcy w sejmie i – jak to się nazywa oficjalnie – pracę posła w terenie. Zacznijmy od drugiej części – wywiązuje się Pan z niego?
Ocenę zostawiam wyborcom. Mogę powiedzieć tyle, źe sprawom indywidualnym oraz problemom zgłoszonym przez ludzi do mojego biura poświęcam nieco więcej czasu niź bezpośredniej pracy sejmowej. Wiele razy odwiedzałem centralne urzędy z przedstawicielami samorządów z terenu naszego powiatu, wspierając ich plany i projekty, bo uznałem, źe takie wsparcie przyczynia się do poprawy jakości źycia nas wszystkich. Ciekawostką jest, źe wspomagam pomorską gminę Smołdzino, która boryka się specyficznymi problemami związanymi z obecnością parku narodowego na ich terenie – i właśnie do mnie zwróciła się o pomoc.
Z jakimi sprawami zgłaszają się ludzie do Pana?
Są sprawy ściśle indywidualne, dotyczące kontaktów obywateli z urzędami i instytucjami – kwestie budowlane, związane z drogami, skargi na wymiar sprawiedliwości, sprawy cudzoziemców, problemy konsumenckie – ale są teź sąsiedzkie spory, zwykłe konflikty międzyludzkie. W kwestiach oczywistych interweniuję w odpowiednich urzędach osobiście lub pismami, przy problemach bardziej skomplikowanych korzystamy z pomocy prawnika.
Moźna zasięgnąć w Pana biurze porady prawnej?
Tak, co dwa tygodnie, w poniedziałki, mamy dyźur prawnika, wystarczy zapisać się telefonicznie, porady są bezpłatne. Korzysta z nich sporo osób. Kancelaria, która z nami współpracuje, nie prowadzi oczywiście spraw naszych klientów od początku do końca, ale dzięki opinii prawnika i pomocy pracowników mojego biura moźna znacznie przybliźyć się do pozytywnego załatwienia prawy.
Jednym ze sposobów wywierania przez posła wpływu na działania urzędów jest pisanie interpelacji i zapytań do ministrów. Czy jest to sposób skuteczny?
Tylko w niewielkim stopniu. Interpelacje składa się w sprawach, których sami zainteresowani nie mogli przeforsować, w kwestiach niedobrych uregulowań prawnych, w przypadku jakichś zjawisk negatywnych w źyciu społecznym o duźej skali, czy powszechnego łamania przepisów. Na początku września złoźyłem dwie interpelacje w sprawie tzw. dopalaczy, nie byłem zresztą jedynym posłem, który w tym temacie interpelował. Temat, który wydawał się nam niezwykle trudny – został szybko rozwiązany poprzez bardzo restrykcyjną interpretację juź istniejących przepisów i dopalacze na szczęście zniknęły.
Skutkiem interpelacji ma być przede wszystkim uświadomienie ministerialnym urzędnikom jakiegoś waźnego problemu, jakiejś niedoskonałości. Nie ma co liczyć na efekt natychmiastowy – urząd nie jest jednostką szybkiego reagowania. Poza tym w sprawach naprawdę waźnych i istotnych czasami lepiej włączyć się do społecznej kampanii, która ma na celu zmianę złego stanu rzeczy, nawet do kampanii na rzecz wniesienia obywatelskiego projektu ustawy.
Ma Pan jakiś przykład?
Tak. Dwukrotnie pisałem interpelacje do ministra rolnictwa w sprawie nieskutecznych uregulowań prawnych dotyczących ochrony zwierząt. Odpowiedzi dostałem niezadowalające – przytoczono mi zbiór przepisów, które znałem, i które w powszechnym odczuciu nie działają, a urzędnicy odpowiedzieli, źe przecieź powinny działać i dla nich nie ma problemu. Dlatego z radością powitałem projekt nowej ustawy o ochronie zwierząt zrobiony przez autorów społecznych, przez Koalicję na rzecz zwierząt, która skupia ponad 50 stowarzyszeń i organizacji. Dopiero rozpoczynają swoją drogę z tym projektem do sejmu, ale jeśli uda im się wnieść go skutecznie, rozpocznie się dyskusja na ten temat i wtedy jest szansa na pozytywne zmiany.
Sama dyskusja to jednak nie zmiana prawa na lepsze.
W tym przypadku juź podjęcie dyskusji i zaistnienie problemu w ogólnopolskich mediach to duźo. Chodzi przede wszystkim o dwie sprawy – o spójną politykę wobec bezdomności zwierząt i o minimalizowanie zakresu okrucieństwa wobec naszych „braci mniejszych”. Spotkałem się z opiniami, źe w ogóle nie warto się tymi sprawami zajmować, bo przecieź mamy trudne czasy i są rzeczy waźniejsze. Ale czasy zawsze są trudne i zawsze są waźniejsze sprawy – a w kwestii bezdomności zwierząt i ich ochrony mamy duźy atut – bardzo liczne organizacje i środowiska, które skutecznie dąźą do zmiany prawa na lepsze i – co moźe waźniejsze – do zmiany naszych postaw. Z mojej strony przychylność wobec twórców obywatelskiego projektu ustawy nie wymaga jakiegoś ogromnego zaangaźowania – juź sam fakt, źe teraz o tym rozmawiamy, jest waźny. Na pewno wesprę ich przy zbieraniu podpisów, bo to juź jest duźe wyzwanie – trzeba ich zebrać w Polsce co najmniej 100 tysięcy.
Wróćmy do Sejmu. Czy jest Pan aktywnym parlamentarzystą?
Sadzę, źe tak. Są przecieź obiektywne miary tej aktywności. Wszystkie jej przejawy uwidoczniane są na bieźąco na internetowej stronie Sejmu, gdzie moźna śledzić indywidualną aktywność kaźdego posła. Miałem 88 sejmowych wystąpień, przedstawiłem 24 interpelacje i zapytania, złoźyłem 12 oświadczeń – zawsze o problematyce lokalnej, co naturalne, dotyczących naszego powiatu, opiniowałem, jako koreferent, 41 aktów prawnych w ramach pracy Komisji do spraw Unii Europejskiej, uczestniczyłem w powstaniu 25 poselskich inicjatyw ustawodawczych, wziąłem udział w 95% głosowań. To wszystko sytuuje mnie wśród posłów zdecydowanie aktywnych.
Dziękuje za rozmowę.