Powstanie Warszawskie – powstańcze love story

Legionowscy Romeo i Julia - Henryka Narostkówna i Antoni Grabowski

Legionowscy Romeo i Julia - Henryka Narostkówna i Antoni Grabowski

Powstańcze love story nie ma szczęśliwego zakończenia, jak to bywa w hollywoodzkich produkcjach. Jest za to prawdziwe i osadzone w polskiej historii – historii Powstania Warszawskiego na ziemiach Powiatu Legionowskiego.

Ona Henryka Narostkówna, mieszkanka Legionowa. On Antoni Grabowski, zamieszkały w Chotomowie. Henia była piękną dziewczyną o „typowo polskiej urodzie”. Oczy niebieskie, jasne włosy, wysoka sylwetka o pełnych kształtach. Antoni był niewysokim, wysportowanym i barczystym mężczyzną. Miał czarne, falujące włosy i ciemną karnację.

Ona

Henryka Narostkówna mieszkała na nieistniejącej już dzielnicy Cegielnia. Teraz znajduje się tam osiedle Sobieskiego. Jej ojciec był kolejarzem i zginął w wypadku kolejowym, tuż przed wybuchem wojny. Miała dwoje młodszego rodzeństwa i przyrodnią siostrę Wacławę, która zmarła przedwcześnie. Siostra została postrzelona przez niemieckiego żołnierza i po długiej chorobie przyszła śmierć.

Henryka zaraz po ukończeniu szkoły w Jabłonnie, musiała ciężko pracować, aby pomóc matce. Mimo tego, jest wspominana jako tryskająca życiem, wesołością i dowcipem dziewczyna. Mieszkała z matką i rodzeństwem w drewnianym domku przy ulicy Granicznej. Zajmowali dwa pokoje a pozostałe wynajmowali lokatorom, co poprawiało nieco ich ciężką sytuację materialną. Przed wojną Henryka pracowała w sklepie u pana Franciszka Korcza, blisko dworca kolejowego w Legionowie. Po wkroczeniu Niemców właściciel „przemienił się” nagle we Frantza Kortzena. Młoda Narostkówna, jako wielka patriotka, zrezygnowała natychmiast z pracy. Decyzja ta miała poważne konsekwencje, gdyż była ona jedyną żywicielką rodziny. W rodzinie zapanował głód. Jedynym ratunkiem był „szmugiel”, czyli nielegalny transport żywności z „zagranicznych” wsi: Janówka, Bożej Woli i Trzcianki. A że Antoni również był szmuglerem, pojawiła się druga konsekwencja decyzji o rezygnacji z pracy – miłość…

On

Rodzina Grabowskich to ród tak stary, jak sama wieś Chotomów, licząca ponad 600 lat. Antoni miał troje rodzeństwa. Rodzice zmarli przedwcześnie, dlatego dzieci były zmuszone same sobie radzić. Prawie cała rodzina Grabowskich należała do ruchu oporu. Antoni był wychowankiem Stefana Krasińskiego, który jest patronem chotomowskiej szkoły. Jest wspominany jako wesoły chłopak, pięknie grający na gitarze. Grabowski marzył o tym, żeby pójść na wojnę. Jednak w 1939 roku był jeszcze za młody i nie przyjęto go. W konspiracji zaczął działać jako jeden z pierwszych w swoim środowisku. Jego dowódcą plutonu był podporucznik Zygmunt Dąbrowski. Antoni wykonywał nawet najbardziej ryzykowne zadania, zlecane mu przez niego.

Zakochani

Zakochani nie kryli się ze swoją miłością. Mówili bliskim o uczuciu i o tym, że zamierzają się pobrać. Na temat tych planów można przeczytać odmienne relacje. Jedna z nich mówiła, że ślub był już zaplanowany. Inna, że miało to nastąpić po zakończeniu wojny. Według relacji z książki A. Lewandowskiego pt. „Legionowo. Ludzie i wydarzenia” Antoni mówił jednej ze swoich ciotek: Ciociu, wiesz jak ją bardzo kocham, ale to naprawdę nie ma sensu. Niemcy zabiją mnie, a ona ma zostać wdową? Gdy tylko wojna się skończy natychmiast pobierzemy się. Oboje byli w organizacji powstańczej, choć o tym się nie mówiło.

Tragiczne skutki powstańczej walki

1 sierpnia 1944 r. na granicy Legionowa i Chotomowa w okolicach dzisiejszej ulicy Kolejowej, grupa powstańców rozkręciła szyny. Na skutek tego wykoleił się niemiecki pociąg wojskowy. Spowodowało to zablokowanie ważnego szlaku strategicznego do Warszawy. 3 sierpnia Niemcy wysłali w to miejsce swoje oddziały. Wspierał je pociąg pancerny. Uzbrojenie powstańców było bardzo „nędzne”. W wyniku natarcia Niemców, siły polskie zmuszone były wycofać się w kierunku Legionowo – Przystanku. Potem było jeszcze gorzej, ponieważ zbliżył się pociąg pancerny i otworzył ogień z broni maszynowej i ciężkiej. Dodatkowo na powstańców ruszyła niemiecka piechota. Jak relacjonuje Zdzisław Grabowski: – Rozpętało się piekło (op. cit. A. Lewandowski, Legionowo. Ludzie i wydarzenia). Wtedy zginął porucznik Krasiński. Powstańcy zaczęli się wycofywać w głąb Legionowa. Antoni i dowódca plutonu obsługiwali karabin maszynowy. Prawdopodobnie podczas ostrzału z pociągu pancernego, próbowali poprawić taśmę z nabojami lub chcieli zmienić pozycję. Odsłonili się. Obaj dostali serię z pancerki. Antoni zginął na miejscu, natomiast jego towarzysz Zygmunt Dąbrowski został ciężko ranny. Potem przybyła pomoc z Legionowa. Kampania pod dowództwem porucznika „Znicza” (por. prof. Bolesława Szymkiewicza). Na skutek ich interwencji, Niemcy wycofali się wraz z pociągiem pancernym do Nowego Dworu.

Poszła po śmierć

Wiadomość o śmierci Antoniego dotarła do innych oddziałów, również do Henryki. Była w rozpaczy. Z perspektywy czasu trudno ocenić motywy jej dalszego działania, wiadomo jednak, że w obliczu takiej straty, trudno o rozsądek. Na „szosie warszawskiej”, przy skrzyżowaniu z torami kolejowymi, stał pojedynczy czołg. Z relacji świadków wynika, że Henryka wzięła karabin od jednego z powstańców. Niektórzy twierdzą, że miała też butelkę z benzyną. Podeszła do czołgu i zaczęła krzyczeć. Niemiec strzelił w jej kierunku tylko jeden raz. Zginęła na miejscu.

Wspólna mogiła

Suknię na pogrzeb Henryki uszyła sąsiadka. Była biała i długa – jak do ślubu. Henryka Narostkówna i Antonii Grabowski zostali pochowani we wspólnej mogile, na cmentarzu w Chotomowie. Do dziś mówi się o nich: – Romeo i Julia czasów wojny.