Według śledczych prezydent Legionowa Roman Smogorzewski nie popełnił przestępstwa nie zgłaszając w oświadczeniu majątkowym zegarka marki Omega. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Północ dała wiarę słowom prezydenta, który stwierdził, że nie pamięta, gdzie i za ile kupił zegarek.
Przypomnijmy, legionowska afera zegarkowa ujrzała światło dzienne na łamach „Gazety Powiatowej” już na początku stycznia. Wraz z artykułem pt. „Roman Smogorzewski – dlaczego ukrył zegarek?” opublikowaliśmy zdjęcie prezydenta z cennym zegarkiem na nadgarstku. Autorem fotografii jest Łukasz Adamczyk. Według niego na własnoręcznie sfotografowanym przez niego w 2012r. prezydenckim przegubie widnieje chronometr marki Omega 41 mm Seamaster 300 m z tzw. wychwytem, warty nawet po superokazyjnie niskich cenach np. w sieci co najmniej 11 tys. zł. Tego cennego sprzętu legionowianin nie odnalazł jednak w prezydenckich oświadczeniach majątkowych z kilku ostatnich lat. – Zegarka prezydent Roman Smogorzewski nie ujął w oświadczeniach majątkowych. Przejrzałem wszystkie, począwszy od tego z 2007r. Zegarek pojawia się zaś na jego nadgarstku już w 2011r. Miał go też w 2012r. i na początku 2013r. – wyliczał Łukasz Adamczyk. Podniósł tam również, że tyle wart akurat ten konkretny czasomierz jest składnikiem obowiązkowo ujawnianego co roku przez samorządowców mienia ruchomego o wartości powyżej 10 tys. zł.
Po naszej publikacji nikt z organów ścigania specjalnie się nie przejął. Dopiero w marcu, tuż po głośnej publikacji pt. „Drogi zegarek może zakończyć karierę prezydenta Legionowa” stołecznej „Gazecie Wyborczej” (15 lutego 2014r.) legionowska Prokuratura Rejonowa oficjalnie wszczęła śledztwo w tej sprawie. Do czerwca, kiedy to w celu uniknięcia zarzutów stronniczości, dochodzenie przekazano w ręce wołomińskich policjantów, a następnie stołecznych prokuratorów, w Legionowie oprócz podejrzanego prezydenta i kilku innych świadków, przesłuchano jeszcze tylko „wścibskiego fotografa”. Spisując w policyjnym protokole jego zeznania, nawet nie poproszono go o dołączenie do niego jako dowodu w sprawie karty pamięci z zapisanym i skrupulatnie wówczas przez śledczych badanym „podejrzanym” fotosem.
Pismaków werbowali na świadków
Kiedy akta sprawy znalazły się poza granicami miasta, śledczy z komendy przy ulicy Jagiellońskiej 49 w Warszawie rozpoczęli poszukiwania tej konkretnej fotografii oraz innych zdjęć prezydenta Romana Smogorzewskiego, na których noszona przez niego Omega dałaby się lepiej zidentyfikować m. in. wśród legionowskich pismaków prasowych, po kolei wzywając ich na przesłuchania w charakterze świadków. Co najśmieszniejsze, jeszcze w połowie lipca najwięcej problemów przysporzyło im zdobycie kontaktu do dziennikarki, która na łamach „Gazety Powiatowej” popełniła otwierający całą tę prezydencką aferę zegarkową materiał prasowy i najlepiej, bo od przysłowiowej podszewki poznała jej kulisy.
Omegę zniszczył mu syn na oczach żony
Według wyjaśnień złożonych przed prokuratorem przez prezydenta Romana Smogorzewskiego, w posiadanie markowego zegarka wszedł on w kwocie na pewno niższej niż 10 tys. zł w jednym z bezcłowych sklepów na lotnisku w Moskwie, albo w Pekinie, 6 albo 8 lat temu. Na obecną chwilę nie dysponuje on jednak, ani żadnym dowodem potwierdzającym zakup zegarka, ani też samym markowym czasomierzem. Na rok przed styczniowymi doniesieniami prasowymi, prezydencka Omega przypadkiem znalazła się w rękach jego 4-letniego wówczas syna, który bawiąc się nią na oczach prezydenckiej małżonki niechcący upuścił ją na podłogę w holu, na skutek czego uległa ona całkowitemu zniszczeniu.
Prokuratura umarzając postępowanie, oparła się zatem tylko na zeznaniach podejrzanego prezydenta i innych świadków, weryfikując ich wiarygodność jedynie u producenta markowych zegarków. Naocznych świadków zniszczenia jego zegarka nie udało się jej do dziś przesłuchać. Żona Romana Smogorzewskiego skorzystała z przysługującego jej prawa i odmówiła złożenia wyjaśnień w tej sprawie. Od przesłuchania dziś już 5-letniego jego syna, prokurator sam odstąpił, zaś wiarygodność prezydenckich słów zweryfikował bezpośrednio u producenta Omegi. Potwierdził on, że ceny tego konkretnego modelu zegarka wahały się od 11,6 do 15 tys. zł, a w sklepach wolnocłowych były jeszcze niższe. Pytanie brzmi, czy ceny tych zegarków były identyczne, zarówno w 2006r. jak i w 2008r.? Prezydent Roman Smogorzewski przyznał przecież, że nie pamięta, kiedy dokładnie sprawił sobie tą prestiżową Omegę