Z 40-letnim Andrzejem Kalinowskim, kandydatem „Prawa i Sprawiedliwości” („PiS”) na prezydenta Legionowa rozmawiam o jego pomysłach na miasto i zmianach, jakie mogą się w nim pojawić, jeśli uda mu się wygrać wybory.
Magdalena Siebierska: Kilkanaście dni temu w obecności ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka potwierdził Pan, że w ciągu najbliższych 3 lat w Legionowie powstanie szpital. Na jakim etapie są prace związane z wdrożeniem w życie tej najbardziej pożądanej w naszym mieście inwestycji?
Andrzej Kalinowski: Jesteśmy na etapie uzgadniania szczegółów technicznych tej inwestycji. Przypomnijmy, że szpital ma powstać na terenach wojskowych przylegających do przychodni wojskowej na Piaskach. Wojskowe tereny i związana z nimi infrastruktura są na ogół sprawami ściśle tajnymi, a informacje z nimi związane podawane opinii publicznej są zazwyczaj mocno okrojone i enigmatyczne. Potwierdzam, że mieszczący się w Warszawie Wojskowy Instytut Medyczny (WIM) wyraził chęć wybudowania 4-oddziałowego szpitala ze Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym (SOR-em), jako własnej filii, zaś lokalizacja tej filii została wskazana przy ulicy Zegrzyńskiej w Legionowie. Ta inwestycja jest pewna. Na pewno nie jest w fazie wymyślania. Myślę, że już po wakacjach będę mógł przekazać legionowianom więcej szczegółów w tej sprawie. Zanim jednak doszło do powyższych wiążących ustaleń, pragnę podkreślić, że przez wiele miesięcy szukałem dokumentacji związanych z planami realizacji takiego przedsięwzięcia na terenie powiatu legionowskiego w lokalnych urzędach, wielokrotnie usiłowałem np. w legionowskim starostwie dowiedzieć się, dlaczego ten szpital przez tyle lat w ogóle nie mógł tu powstać. Cały czas byłem jednak zbywany. W międzyczasie wraz ze związanymi z Legionowem politykami „PiS-u”, a zwłaszcza z ministrem obrony narodowej Mariuszem Błaszczakiem poszukiwaliśmy rozwiązań, które byłyby bezpieczne i które gwarantowałyby nowej placówce kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia (NFZ). To rozwiązanie, które zaproponowaliśmy przy przychodni wojskowej na Piaskach, jest o tyle optymalne i trafione, że już od dnia otwarcia ten szpital będzie mieć kontrakt. Ta kontraktacja pójdzie z warszawskiego WIM-u. Obecna przychodnia stanie się zaś przychodnią przyszpitalną i tym samym nie straci dotychczasowej kontraktacji z NFZ-u. Wyrażę w tym miejscu nadzieję, że na obietnice szpitala od wielu lat serwowane opinii publicznej przez prezydenta Romana Smogorzewskiego, legionowianie już na pewno w tym roku nie dadzą się nabrać.
Szpital w Legionowie ma szansę na realizację m. in. dzięki silnemu wsparciu PiS? Czy przy ewentualnej spójnej politycznej samorządowo-rządowej koniunkturze, dałoby się dla Legionowa więcej takich dobrodziejstw załatwić?
Upartyjnienie samorządu jest dla mnie bzdurą. Nie wypieram się jednak swoich politycznych korzeni. Przetrwałem czasy, kiedy jako partia byliśmy w opozycji, czy też okresy nagonek na moją osobę w legionowskim samorządzie. Z uwagi na to, że jestem radnym „PiS-u”, a „PiS” obecnie rządzi w kraju, wielokrotnie pytałem najważniejszych polityków w legionowskim samorządzie, czy mogę im w czymś pomóc? Sugerowałem, że w sprawach ważnych dla rozwoju naszego miasta mogę gdzieś pojechać, czy też porozmawiać z decydentami. Spotkałem się jednak z totalnym ich zamknięciem na te propozycje. Legionowski samorząd jest tak skonstruowany, że 95 procent obecnych radnych finansowo uzależnionych jest od prezydenta, a od tych powiązań zależą przecież wszystkie najważniejsze decyzje podejmowane w tym mieście. Jeszcze nie tak dawno i to przez wiele lat mieliśmy w Legionowie właśnie taką spójną polityczną koniunkturę. Tak naprawdę nic pożytecznego dla Legionowa z tego nie zrobiono. W przypadku finansowej finalizacji modernizacji drogi krajowej nr 61 (DK nr 61) potrzebna była pomoc ministra Błaszczaka. Poprzednia ekipa rządząca Polską, co prawda wpisała to przedsięwzięcie do realizacji, ale już na jego wykonanie nie zabezpieczyła niestety pieniędzy.
Poszerzona krajówka staje się obecnie faktem. Wśród pięciu najważniejszych legionowskich przedsięwzięć, które wytyczył Pan sobie na pierwszych pięć lat swojej prezydentury, znalazła się również walka ze smogiem. Jak Pan zamierza to zrobić?
Przede wszystkim bezmyślnie nie dogęszczałbym Legionowa i nie przekazywałbym terenów miejskich w wieloletnie dzierżawy prywatnym przedsiębiorcom, czy też deweloperom. Wyjątek stanowiłyby inwestycje użyteczności publicznej, takie jak np. szkoły, przedszkola, żłobki. Podczas projektowania Legionowa – zresztą podobnie tak jak w przypadku każdego innego polskiego miasta – utworzono w nim korytarze powietrzne, których zadaniem było wyciąganie całego tego smrodu na zewnątrz miasta. Zagęszczenie Legionowa i dobudowywanie w nim kolejnych bloków, czy też inne działania, np. odlesienie działek leśnych na Bukowcu w dłuższej perspektywie czasu do tego zmierzające, sprawiają, że tych wyciągów w mieście nie ma, a smog w nim zostaje. Gdyby zachowano te korytarze powietrzne, cyrkulacja powietrza byłaby taka, że smog byłby wyciągany z miasta.
Mówił pan o potencjale legionowskiej elektrociepłowni, sygnalizując realną możliwość ekspansji tej spółki. Czy podłączenie gospodarstw indywidualnych do legionowskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (PEC) z uwagi na ogromne koszty związane z rozbudową tej infrastruktury jest w ogóle realne?
Uważam, że długofalowo tańsze i efektywniejsze byłoby właśnie takie wykorzystanie produkowanej przez PEC energii. Do elektrociepłowni sukcesywnie podpinałbym odbiorców indywidualnych. Na pewno nie wszystko na raz i nie od razu. Głównym odbiorcą PEC-u jest legionowska spółdzielnia. Gdyby ta powiedziała basta i zbudowała swoją własną elektrociepłownię? Co wtedy? Musielibyśmy zamknąć tę spółkę! Każda szanująca się firma musi mieć zdywersyfikowanych odbiorców, aby nie być uzależnioną tylko od tych jedynych. Poza tym, lada dzień wejdą w życie przepisy, którymi PEC zostanie zmuszony do jak najniższej emisji zanieczyszczeń do atmosfery. Łatwiej jest chyba pilnować jednego truciciela, aniżeli ich rozproszone po Legionowie setki. Podłączenie gospodarstw indywidualnych do miejskiej elektrociepłowni na pewno nie będzie tanie, ale to rozwiązanie jest moim zdaniem realne – poważnie o takich rozwiązaniach myśli wiele polskich miast np. Bydgoszcz, czy też Toruń. Rozwiązanie to jest też na pewno lepsze, niż obecna sponsorowana przez miasto wymiana pieców węglowych na gazowe. Obawiam się, że wielu legionowian finansowo nie udźwignie wysokości rachunków, które będą im wystawiane po sezonach grzewczych. Elektrociepłownię można zmodernizować na wzór miejskich wodociągów. Teraz w Legionowie każdy ma wodę i zdecydowana większość domostw jest skanalizowana. A jak rodziła się ta miejska spółka, takich udogodnień przecież nie było. Pojawiły się one z czasem – wraz z rozwojem legionowskich wodociągów oraz przy pomocy mądrze wykorzystanych pieniędzy unijnych. Na temat ekspansji lokalnej elektrociepłowni już nawet wstępnie rozmawiałem z ekspertami. Obecnie czekam na opracowanie przez nich systemowych rozwiązań – najlepszych z punktu widzenia Legionowa. Podkreślę, że na tego rodzaju problemy nie patrzę biznesowo, tak jak obecny prezydent. Roman Smogorzewski realizuje przecież tylko takie inwestycje, które się opłacają. Słowo „nie opłaca się” w samorządzie i w spółkach miejskich w ogóle nie powinno istnieć. Mamy myśleć o mieszkańcach, a nie o dochodach tych spółek. Takie spółki w ogóle nie muszą przynosić dochodów, one zostały powołane, aby ulepszać życie mieszkańców naszego miasta
Walczyć ze smogiem można również poprzez rezygnację z aut na rzecz autobusów i pociągów. Czy legionowianie mogą sobie na to pozwolić?
Moim zdaniem legionowska komunikacja nie spełnia oczekiwań mieszkańców. Te bezpłatne linie dowozowe w ogóle nie są skorelowane z rozkładami jazdy pociągów i kolejek. Trzeba to poprawić i można to zrobić całkiem tanim kosztem. Innym, ale bardzo podobnym problemem i w dodatku prostym do załatwienia, są niedostosowane do liczby pasażerów składy kolejek, zwłaszcza te kursujące w porannych godzinach szczytu. Legionowianie podróżują do stolicy w urągających człowiekowi warunkach. Jeśli zostanę prezydentem Legionowa, będę dążył do tego, aby nasze miasto znalazło się w oddalonej od nas o raptem 3 minuty drogi pierwszej strefie biletowej. Ościenne samorządy, takie jak Łomianki, czy też Marki mogły zapłacić i wejść do tej strefy, a w Legionowie do tego tematu wciąż widzimy ogromny opór. Legionowianie na pewno ucieszyliby się, gdyby za bilety płacili znacznie mniej. Kolejnym ważnym aspektem związanym z tą tematyką jest sfinalizowanie kolei do Zegrza oraz docelowo zakwalifikowanie tego rodzaju podróży do pierwszej strefy biletowej.
Zapowiedział Pan zmiany w organizacji czasu pracy legionowskich urzędników oraz dostosowanie ich do potrzeb petentów. Czy ma Pan jakieś pomysły na przyciągnięcie do Legionowa dużych firm, które mogłyby stworzyć dodatkowe miejsca pracy dla legionowian?
W Legionowie jest 4 dużych pracodawców. Największym z nich jest niewątpliwie Urząd Miasta (UM). Myślę, że prezydentowi Smogorzewskiemu bardzo na tym zależy – chodzi głównie o ściągnięcie do Legionowa wyłącznie podatników pit. Legionowo zawsze było sypialnią Warszawy i zamiast chcieć to w jakiś sposób zmienić, to nic w tym kierunku nie robiono i wciąż się nie robi. Chciałbym tę sytuację zmienić, ale wiem, że może to być bardzo trudne – przede wszystkim z uwagi na niewielką ilość terenów przemysłowych mieszczących się w granicach administracyjnych naszego miasta, które i tak w przestrzennych dokumentach planistycznych sukcesywnie przeznaczane są pod budownictwo wielorodzinne. W Legionowie – oprócz urzędów i usług – pracy niestety nie ma.
W tej kilkuminutowej autoprezentacji, której dokonał Pan w obecności ministra Błaszczaka, powiedział Pan, że dzięki legionowskiej siatkówce możemy być sławni? Proszę doprecyzować, co miał Pan na myśli?
Jako włodarz Legionowa zainwestowałbym w piłkę nożną, siatkówkę i piłkę ręczną na poziomie juniorskim. W naszym mieście i na naszej nieco poszerzonej w przyszłości infrastrukturze sportowej moglibyśmy szlifować talenty sportowe z całego kraju i to byłaby nasza marka. Legionowo jest obecnie ogólnopolskim potentatem, jeśli chodzi o siatkówkę juniorską. Z całego kraju przyjeżdżają do nas rodzice z dziećmi i chcą, aby trenowały w naszym klubie. Przecież to wyrabia markę Legionowa. Podobną markę moglibyśmy wykształcić w juniorskich piłce ręcznej i nożnej. Podkreślę, że cały czas rozmawiamy o niezawodowym szczeblu tych sportów. W piłce nożnej również mamy bardzo dobrych zawodników. Nie wszyscy oni są przecież mieszkańcami Legionowa. Poniekąd są wychowankami tego klubu. Są to zawodnicy, którzy obecnie grają w klubach zawodowych np. w Górniku Zabrze, Zagłębiu Lubin, czy też w Pogoni Szczecin. Co stoi na przeszkodzie, abyśmy wykreowali „brand”, że w Legionowie kształcą się młodzi adepci piłki nożnej, siatkowej i ręcznej? Wówczas rozpoznawalność naszego miasta cały czas byłaby wysoka, zaś kluby zarabiałyby na transferach zawodników. Taki klub jak piłkarska „Legionovia” mógłby żyć z tego, że wykształca dobrych piłkarzy, daje im się promować w lidze, zaś następnie odsprzedaje ich dalej.
Czego Panu brakuje w rozrywce serwowanej legionowianom, skoro tak źle Pan ją ostatnio ocenił?
Potrzebne są dobre restauracje i puby w Legionowie, do których można pójść wieczorami, czy też w ciągu dnia z rodzinami. Tak naprawdę, w Legionowie nie ma, co robić. Osobiście obserwuję popyt na tego rodzaju rozrywkę. Te wszystkie koncerty i pikniki organizowane przez miasto nasilają się co 4 lata. Wieczorki taneczne organizowane w Parku Zdrowia są trafione i widzę, że jest na tego rodzaju imprezy duże zapotrzebowanie. Kilka miesięcy temu byłem szykanowany za to, że prosiłem, aby zmieniono dzień organizacji tych potańcówek. Wielu moich sąsiadów i znajomych wolałoby, aby te spotkania – z przyczyn światopoglądowych – organizowane były w soboty zamiast w zazwyczaj postne w katolicyzmie piątki. Moja sugestia została jednak zakrzyczana i zasugerowano opinii publicznej, że Kalinowski nie chce imprez w Parku Zdrowia. A to przecież nieprawda. Instytucje kulturalne miasta, takie jak Miejski Ośrodek Kultury (MOK), czy też działająca na dworcu Mediateka mogłyby więcej tego typu imprez organizować. Można też pomyśleć o zapewnieniu lepszych nocnych połączeń komunikacyjnych ze stolicą, gdzie tej rozrywki jest pod dostatkiem. Legionowianie często nie mają jak wrócić do domu po takiej imprezie w Warszawie.
Legionowo za prezydenta Romana Smogorzewskiego inwestycyjnie rozkwitło. Które z tych inwestycji są według Pana trafione, a które chybione?
Nietrafne i na pewno zbyt drogie jest Centrum Komunikacyjne oraz istniejące w nim instytucje publiczne, takie jak przeogromna biblioteka miejska wraz z przynależnym do niego centrum konferencyjnym. Dworzec mogłyby wybudować koleje, a miasto mogłoby pozyskać pieniądze nie na budowę dworca, tylko na budowę tego centrum multimedialnego. Przecież w obecnym wydaniu to Centrum Komunikacyjne w ogóle nie spełnia roli centrum przesiadkowego. Nawet dłuższe czerwoniaki chcące z ulicy Piłsudskiego dojechać do przydworcowej pętli nie są w stanie tam dojechać! Chybioną inwestycją jest również nowy komercyjnie pobudowany przez miasto blok na Piaskach. Zamiast tego władze mogły pobudować tam kolejny budynek komunalny. Zresztą dziwię się, czemu nasi samorządowcy nie budują nowych mieszkań w ramach rządowego programu „Mieszkanie Plus”? Zauważyłem też, że Legionowo w ogóle nie starało się o pieniądze z budżetu państwa na modernizację dróg lokalnych. Inne gminy takie wnioski składały i pieniądze otrzymywały. Dziwnie to dla mnie wygląda.
Skoro o inwestycjach mowa, którą przeprawę przez legionowskie tory kolejowe zafundowałby legionowianom prezydent Kalinowski? Wiadukt na Roi czy na Krasińskiego?
Te pokazane na konsultacjach z mieszkańcami projekty bezkolizyjnych przepraw przez tory kolejowe zostały zrobione naprędce i są bardzo nieprzemyślane. W świetle ulicy Polnej na legionowskim Bukowcu zmieści się przecież tunel dla samochodów osobowych i to rozwiązanie jest dla mnie najlepsze. Są różne metody budowania tuneli i można je zbudować w taki sposób, aby nie powodować wyłączeń w ruchu kolejowym. Co prawda, budowy takie są droższe w realizacji, ale w swych efektach nie zakłócałyby spokoju legionowianom mieszkającym w pobliżu. Zaraz pewnie zostanę oskarżony o to, że wydaję kupę pieniędzy, a moje pomysły są utopijne. Jestem przekonany, że tunele byłyby najlepszymi rozwiązaniami dla Legionowa, mimo ogromnych kosztów związanych z ich realizacją. Obecna koncepcja zakładająca budowę wiaduktu na przedłużeniu Krasińskiego będzie na pewno droższa. Wiadukt ten jest, bowiem dłuższy, aniżeli ten zaproponowany na Roi. Wjazd na wiadukt w Krasińskiego zaplanowano od strony ulicy Kościuszki. Według mnie nie jest to dobre rozwiązanie. W obecnej sytuacji, – kiedy z ust legionowian z Bukowca padło głośne „nie” dla wiaduktu na Roi – obawiam się, że narracja prezydenta będzie taka, że on by chciał, ale mieszkańcy nie chcą, albo, że koleje nie chcą dać pieniędzy.
Jak Pan ocenia poparcie dla „PiS-u” w Legionowie?
Wiem, że to poparcie rośnie, a wnioskuję to po wynikach ostatnich wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Dopiero od grudnia zeszłego roku jestem osobą, która na terenie powiatu legionowskiego jednoczy i skupia ludzi sympatyzujących z tą partią. Mogę się pochwalić, że w tym roku po raz pierwszy w całej historii legionowskich struktur tej partii mieliśmy swoje stoisko firmowe na Dniach Legionowa! Wiele osób – głównie tych, które w ogóle mnie nie znają i nie wiedzą, jakim jestem człowiekiem – patrzy na mnie przez pryzmat „PiS-u”. Przeciwnicy i oponenci polityczni polaryzują moją osobę w kategoriach czarno-białych i usiłują mnie przedstawić, jako takiego „mohera”, którym przecież nie jestem. O urząd prezydenta Legionowa ubiegam się na pewno nie dla pieniędzy. Prowadząc firmę kupowałem nieruchomości na licytacjach komorniczych. Jednak, od kiedy zostałem radnym, takowych działań zaniechałem. Stwierdziłem bowiem, że łączenie takich aktywności nie jest etyczne i może być różnie przez opinię publiczną odbierane.
Czy prezydent Kalinowski zamknie „Miejscową na weekend”? Czy raczej przekształci ją w swój własny organ prasowy?
Ha, ha, ha…Prasa – nie tylko ta legionowska – pełni rolę wentyla bezpieczeństwa. Wszystko po to, aby nie popaść w obecny mocno przerośnięty samozachwyt. Dla mnie ta nasza „Miejscowa na Weekend” jest niczym „Trybuna Ludu” w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (PRL). Jest to gazeta zbędna, tym bardziej, że miasto wydaje jeszcze inne informatory urzędowe. Z redakcji „Miejscowej na Weekend” znam tylko redaktora naczelnego, a tej osoby, która o mnie pisze, w życiu na oczy nie widziałem. Podejrzewam, kto to jest. Jest to pracownik Urzędu Miasta, który sobie w tej redakcji dorabia. Wycieczki trochę kosztują… Od prezes miejskiej spółki „KZB Legionowo”, która wydaje tę gazetę wiem z kolei, że oni tego czasopisma nawet nie bilansują. Wydawanie publicznych pieniędzy na tego rodzaju publikacje mija się zatem z celem, a wręcz graniczy z marnotrawstwem.