Za upojne noce spędzone w policyjnej izbie wytrzeźwień na legionowskiej komendzie w tym roku musimy już płacić. Jak się okazuje dość słono, bo aż 300 zł. Nieuregulowanie rachunku może skończyć się nawet komornikiem „na karku”.
300 złotych za nocleg…
300 zł za wytrzeźwienie to maksymalna stawka ustawowa w br., wyznaczona przez tegoroczną nowelizację ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi z 1982r. Będzie ona pobierana przynajmniej do końca czerwca br. we wszystkich krajowych wytrzeźwiałkach, często pieszczotliwie zwanych też „żłobkami”. Do tego czasu samorządy utrzymujące własne izby wytrzeźwień oraz wojewodowie, którym podlegają terenowe struktury policji, określą w oparciu o m. in. przeciętne koszty pobytu pijanego w lokalnych „żłobkach” wysokość opłaty za wytrzeźwienie obowiązującą na swoim terenie, oczywiście w kwotach nie większych jak co roku waloryzowane maksimum ustawowe.
Koniec taryfy ulgowej
W 2013r. ze względu na brak przepisów wykonawczych, policja w całym kraju nie pobierała opłat za trzeźwienie na swoich posterunkach. Warszawiacy płacący wówczas za alkoholowy detoks w Stołecznym Ośrodku dla Osób Nietrzeźwych (SOON) przy Kolskiej nawet 250 zł, nie jeden raz zazdrościli mieszkańcom powiatu legionowskiego, czy też innych gmin sąsiednich nie prowadzących własnych izb, tak dużych taryf ulgowych. Jednak już w br. sytuacja ta odwróciła się o przysłowiowe 180 stopni. Bowiem teraz ci, którzy wcześniej nie płacili wcale, zazdroszczą warszawiakom. W cenie o połowę wyższej od noclegu w popularnym „Hotelu 500” w Zegrzu, z pewnością wybraliby detoks alkoholowy pod opieką lekarzy i terapeutów w zestawie z pełnym dobowym wyżywieniem przy Kolskiej, niż trzeźwienie na lokalnym komisariacie policji. Wyboru jednak nie mają…
Pijani na komendę w Legionowie
Wobec braku typowych izb wytrzeźwień, czyli tych z kompleksową opieką medyczną, jedynym miejscem w powiecie, w którym można wytrzeźwieć pod okiem fachowców, są tzw. pdoz–y, czyli pomieszczenia dla osób zatrzymanych, mieszczące się w budynku Komendy Powiatowej Policji (KPP) w Legionowie przy Jagiellońskiej. – Policjanci z całego powiatu legionowskiego nie umieszczają osób w izbach wytrzeźwień, tylko doprowadzają je do pdoz–ów w budynku komendy – poinformowała mł. asp. Dorota Sitarska z KPP w Legionowie. – Obsługujemy również inne jednostki policji, w których w danym momencie podobne pomieszczenia są zamknięte, bądź przepełnione – podkreśliła mł. asp. Sitarska.
Pijani podejrzani o przestępstwo nie płacą
W tych posterunkowych pdoz–ach umieszczane są również osoby podejrzane o przestępstwa, które w chwili ujęcia często są też pod wpływem alkoholu. – Za pobyt płacą tylko osoby doprowadzone w celu wytrzeźwienia, zaś przyjęte od nich opłaty stanowią dochody państwa. Osoby nietrzeźwe, podejrzane o popełnienie przestępstw lub wykroczeń nie ponoszą żadnych kosztów – wyjaśniła mł. asp. Dorota Sitarska z legionowskiej KPP. – Podejrzanych dopiero po wytrzeźwieniu możemy przesłuchać w ramach swoich standardowych czynności procesowych – dodała mł. asp. Sitarska.
W nagłych przypadkach ratują ich szpitale
Zanim jednak nietrzeźwy stwarzający zagrożenie dla siebie bądź innych trafi do pdoz–u na legionowskiej komendzie, badany jest zarówno alkomatem, jak i przez lekarza dyżurującego, decydującego zarazem o jego osadzeniu w posterunku. W przypadkach zagrażających zdrowiu bądź życiu, np. gdy upojenie alkoholowe grozi zgonem, nietrzeźwi trafiają zazwyczaj do jednego z pobliskich szpitali rejonowych.
„Wyborowe” statystyki
Według lokalnych policyjnych statystyk, w całym 2013r. w pdoz–ach przy Jagiellońskiej trzeźwiały 244 osoby – 230 mężczyzn i 14 kobiet. W 2012r. zaś, kiedy za wytrzeźwiałkę płaciło się 200 zł, przebywało tam 343 zatrzymanych – 311 mężczyzn i 32 kobiety. Ponadto w ciągu ostatnich 2 lat w pdoz–ach przy Jagiellońskiej w Legionowie osadzono 4 nieletnich mężczyzn. Policjanci nie dysponują jeszcze podobnymi statystykami za styczeń br. – W analogicznym okresie w 2013r. doprowadziliśmy 13 osób do wytrzeźwienia – 11 mężczyzn i 2 kobiety – zasygnalizowała mł. asp. Dorota Sitarska z KPP w Legionowie.
Z komornikiem na karku
Rachunek za nocleg w „żłobku” winien być zapłacony w ciągu 2 tygodni od dnia doręczenia, a zwykle tym dniem, jest dzień opuszczenia wytrzeźwiałki. Niezapłacenie go wcale lub po terminie uruchamia windykację, często kończącą się u samego komornika. Należność ta przedawnia się dopiero po 3 latach od dnia, w którym upłynął termin jej płatności.
Nie płacą rachunków za „żłobki”
Zgodnie z tegoroczną nowelizacją przepisów, miasta liczące ponad 50 tys. mieszkańców oraz powiaty mogą, lecz nie muszą, organizować i prowadzić własne izby wytrzeźwień. Opłaty pobierane wówczas w tych placówkach są dochodem, bądź stratą danego samorządu. Coraz częściej okazują się jednak stratą, głównie przez swoją niską ściągalność wśród w większości niepracujących i nieposiadających żadnych dochodów bywalców „żłobków”. Koszty, które generują samorządom wytrzeźwiałki, są najczęstszym powodem ich likwidacji.
Lekarze apelują do samorządów
Wielu specjalistów, świetnie znających zgubne, a czasami nieprzewidywalne skutki działania alkoholu na ludzi, apeluje do krajowych samorządów o większą odpowiedzialność i tworzenie leczniczych izb wytrzeźwień na swoim terenie. Sugerują nawet, że gminy z dochodów z koncesji na sprzedaż alkoholu powinny finansować ich działalność. Eksperci podnoszą też, że trzeźwienie pod okiem lekarzy jest dla pijanych bezpieczniejsze i nie obciąża budżetów szpitali, do których i tak nietrzeźwi przeważnie trafiają, właśnie z policyjnych wytrzeźwiałek.
Wytrzeźwiałka sponsorowana z budżetu… krajowego
W powiecie legionowskim nie ma i nie było żadnego „żłobka”. Samo Legionowo współpracowało w przeszłości ze stołeczną izbą wytrzeźwień przy Kolskiej, do której zawożono nietrzeźwych mieszkańców. Pomimo że większość pensjonariuszy nie regulowała rachunków i w rezultacie płacone one były z kasy miasta, według zapewnień władz lokalnych i tak było to tańsze rozwiązanie, niż uruchomienie i utrzymanie własnej wytrzeźwiałki. Obecnie kosztów jest jeszcze mniej. Bowiem rachunki za lokalnych „pijaczków” płacone są z budżetu… ale nie miasta, tylko państwa.