Pamiętam swój pierwszy dzień w szkole, wykrochmalony kołnierzyk, worek na tenisówki i podniecenie rodziny, które by sugerowało, źe dzieje się coś wyjątkowego. Pamiętam teź, źe wokół mnie na korytarzach szkolnych przechodziły starszaki i to tak naprawdę one wzbudzały we mnie prawdziwy strach.
Do momentu, kiedy nie zapamiętałam rozkładu toalet w gmachu szkolnym, stres zjadał mnie codziennie. Przypominam sobie pochwałę za rysunek pięknego łabędzia i to cudowne uczucie samozadowolenia z dobrze wykonanego obowiązku. Do tej pory gryzie mnie niesprawiedliwość dziejowa, za pierwszą dwóję, którą niesprawiedliwie wstawiła mi zła pani nauczycielka. A potem było juź z górki. Pytanie: Jak w szkole? – zadaję teraz moim dzieciom i czasem łapię się na tym, źe nie słucham ich odpowiedzi.
To w szkole usłyszałam pierwsze przekleństwa, przeźyłam pierwszą miłość i rozczarowania z powodu niestałego charakteru koleźanek z klasy. Historia lubi się powtarzać. Zmieniają się tylko nauczyciele, moźliwości finansowe rodziców i modele samochodów, które podjeźdźają pod placówki oświatowe. Jako rodzic uświadomiony, znaczy taki co juź usłyszał z ust nauczyciela słowa „ty debilu” i który śledzi zmiany w przepisach wydawane przez ministerstwo szalonych projektów, jestem niczym starszak w świecie pierwszoklasistów. Czy jestem mądrzejsza? Skądźe… miałam na myśli jednoznaczną ocenę świata edukacji i praw nimi rządzących. Dyrektorzy szkół otrzymali złudną samodzielność i decydowanie o własnych placówkach oświatowych. W rzeczywistości skarźą się cichutko, źe dostają polecenie słuźbowe „na gębę” i sami muszą podpisywać się pod dokumentami. A o dodatkową kasę na dzieci z skarbca gminnego, liczyć nie ma co.
1 września to data, która kojarzy się mamie i tacie z dziurami w domowym budźecie. Kiedyś ksiąźka była szanowana przez kilka pokoleń. Dzisiaj co roku trzeba kupić dzieło nowego wydawnictwa. Nauczycielki sprzysięgły się, źeby co roku uczyć na innych obrazkach. I co roku w szalonym ministerstwie obiecują zmiany kolejne mające przynieść ulgę finansową, e-podręczniki lub tanie podręczniki. Niestety zwykle kończy się na obietnicach. Kupujemy więc podręczniki, ćwiczenia, zeszyty do ćwiczeń, testy, linijki, cyrkle, tornistry, kapcie, worki na buty, buty na wychowanie fizyczne, tony zeszytów, ołówków, pisaków i długopisów… i mundurki, które po trzech miesiącach zakładania wyglądają kiepsko na tyle, źe śnią się po nocach. Potem pakujemy to wszystko, zakładamy dzieciakowi na krzywe plecki i mamy nadzieję, źe w 30-osobowej klasie jakoś przeźyje, a nawet wyjdzie na człowieka. Zadziwiające jak bardzo jesteśmy naiwni. Kiedyś nauczyciel miał szacunek. W ramach dobrego wychowania przynosiło mu się kosz jaj, kurę lub pomidory z przydomowego ogródka. Teraz rodzice i dzieci są coraz bardziej pyskate i trudno nad nimi zapanować. Największe szanse przetrwana w szkolnej dźungli mają Ci, którzy udają grzecznych i zapatrzonych w nauczyciela lizusów. Te wyrachowane cwaniaczki ćwiczą swoje umiejętności doprowadzając do perfekcji amoralne zachowania i spojrzenie aniołka. Mylił się bowiem Albert Camus, który twierdził, źe szkoła przygotowuje dzieci do źycia w świecie, który nie istnieje. Rozejrzyjcie się wokół uwaźnie, a sami przyznacie mi rację…