Na sześciu nogach, pies i człowiek wyruszyli w pieszą wędrówkę, której celem jest zdobycie funduszy na rzecz zwierząt. W tym roku czekają ich bezdroża Polski, w następnym już cały świat.
Adriana Kotowskiego poznaliśmy w jednej z klinik weterynaryjnych. Towarzyszył mu dość dużych rozmiarów pies z nietypowym bagażem na grzbiecie. K-lif, bo tak na imię ma pies Adriana, przechodził ostatnie badania, które miały go przygotować do wielkiej wyprawy. – Biorę pod uwagę cały świat – rozpoczyna opowieść o sobie Adrian Kotowski. Nie zamierza jednak korzystać z hoteli, moteli czy komunikacji. Na wędrówkę zabiera ze sobą plecak z namiotem. Będzie wraz z psem nocował pod gołym niebem i unikał cywilizacji.
Trening czyni mistrza
By przygotować się do takiej wyprawy, już wcześniej nasi bohaterzy podejmowali pewne przygotowania. W treningowych wędrówkach czasem towarzyszyli im przyjaciele i jak mówi Adrian wspierała ich, cierpliwa dla jego pasji, żona Magdalena. W piątek rozpoczęli nową przygodę i wyjechali do Częstochowy, gdzie spod Jasnej Góry ruszą „Szlakiem Orlich Gniazd” aż do Krakowa. Cała piesza wyprawa ma trwać od 10 do 14 dni. To dystans około 200 km.
20 km dziennie
Obaj bohaterzy mają swoje plecaki. Adrian niesie namiot, koc dla psa, ubranie na zmianę, podstawowe narzędzia by móc rozpalić ognisko i biwakować pod gołym niebem. Piłkę do drewna, nóż, śpiwór dla siebie i prowiant to zawartość plecaka, który waży około 20 kg. Dziennie chce pokonać około 20 km, bo nie chce forsować psa. Twierdzi, że trzeba słuchać swojego organizmu i dostosowywać tempo marszu do kondycji i okoliczności, jeśli pogoda jest skrajna, a warunki ekstremalne, trzeba odpuścić.
Przyjaciel ze schroniska
K-lif to pies, który został adoptowany ze schroniska rok temu. Ma około 5,5 roku. W czasie ostatnich miesięcy pozostawał pod opieką Krzysztofa Zdeb z kliniki weterynaryjnej LEGWET. Adrian chciał być pewny, że pies jest gotów sprostać wędrówce. Plecak K-lifa waży około 5 kg. Pies dźwiga w nim swoje rzeczy, czyli suchą karmę i miski. Zwierzak przeszedł badania, oraz przyjął obowiązkowy pakiet szczepień. Ponieważ na drogach zalega jeszcze śnieg, pies będzie wędrował we własnych butach.
Na rzecz zwierząt
Po co właściwie ta wędrówka? Na razie Adrian Kotowski wyrusza „nieformalnie”. Po powrocie zamierza jednak dopełnić formalności i zarejestrować fundację, która będzie zajmować się zwierzętami. Nie ukrywa, że liczy na sponsorów. Swoją pierwszą wyprawę poświęca Fundacji Przyjaciele Braci Mniejszych z Jabłonny. Wpływy od darczyńców zostaną przeznaczone na budowę schroniska dla zwierząt w Nowym Dworze Mazowieckim. Następna wyprawa ruszy w lecie. Pies z człowiekiem ruszy dookoła Polski. Jeśli dzięki tej inicjatywie uda się pozyskać jakiekolwiek fundusze, Adrian zamierza przeznaczyć je na wsparcie szkoleń psów przewodników. Jak opowiada, jego mama jest osobą słabo widzącą, więc zdaje sobie sprawę jak bardzo jest to ważny problem dla innych ludzi.
Świat stoi otworem
W następnym roku bohaterów czeka cały świat, na początek Ukraina, Syberia, Mongolia. Jeśli fundusze pozwolą, by zapewnić im bezpieczeństwo, będzie im wtedy towarzyszyć samochód asekuracyjny.
O tej wyprawie przeczytacie na blogu http://vagabundog.pl/ ale również i na stronie gazety Powiatowej, która będzie relacjonować kolejne przygody właściciela i jego psa.
Iwona Wymazał
Aktualizacje:
Piąty dzień marszu. Mijamy zamki w Mirowie i Bobolicach. Część drogi pokonujemy szosami. Doszliśmy do nasypu kolejowego, gdzie nieopodal w lesie rozbiliśmy obóz. K-lif smacznie śpi w namiocie, a ja przy ogniu suszę ponownie buty.
Po przemierzeniu całej Jury różnymi szlakami (pieszymi, rowerowymi), szosami i bezdrożami 14 kwietnia, dziesiątego dnia marszu zdobyliśmy Kraków. Z przyczyn technicznych (czekanie na przesyłkę z prowiantem dla psa) siódmy i ósmy dzień spędzone zostały w Ogrodzieńcu. Bez wzbudzania podejrzeń miejscowych władz, choć niestety wbrew założeniom wyprawy, ale z ukłonem dla naszego zdrowia – na kwaterze. Dziewiątego dnia przemierzyliśmy 30 km za Olkusz, by rozbić ostatni obóz na noc przed osiągnięciem Krakowa. Ten następnego dnia osiągnęliśmy przemierzając 44 km spod Olkusza.