Miniony czwartek na nieporęckiej „Dzikiej Plaźy” moźna zaliczyć do bardzo udanych. Legionowskie słuźby ratownicze podjęły akcję ratunkową i poszukiwawczą, która choć dość nieoczekiwanie to jednak zakończyła się szczęśliwie. Ku zaskoczeniu samych ratowników „topielec” odnalazł się sam, w dodatku 30 km od domniemanego miejsca utonięcia
Podczas wypoczynku na plaźy turysta, korzystający z kąpieli słonecznej zgłosił ratownikom zaginięcie dorosłego męźczyzny. To syn martwił się o swojego ojca, który pozostawił na piasku ubranie oraz dokumenty i zniknął. Poniewaź nie mógł go nigdzie odnależć, zdesperowany poprosił o pomoc ratowników. Biorąc pod uwagę nieskuteczne próby odnalezienia poszukiwanego oraz spoźycie alkoholu, słuźby ratownicze podejrzewały utonięcie i rozpoczęły akcję poszukiwawczą. Na miejsce przybyli ratownicy Wodnego Ochotnicze Pogotowia Ratunkowego, karetka pogotowia i policja. Dzięki dobrej organizacji oraz przychylności plaźujących, ratownikom udało się sprawnie utworzyć źywy łańcuch. We wskazanym miejscu, na prawo od mola, około 100 osób złapało się za ramiona i weszło do wody, by sprawdzić dno i odszukać zaginioną osobę. Taka metoda, mimo prostoty, jest bardzo skuteczna. Osoby, które tworzą łańcuch w sposób systematyczny mogą przeczesywać większe tereny obszaru wodnego, tuź przy linii brzegowej. Jednak na plaźy nieporęckiej w ten sposób nie odnaleziono zaginionego. Poszukiwania trwały od godziny 16.30, około 40 minut. Podczas akcji syn zaginionego uświadomił sobie, źe wypadek mógł wydarzyć się nawet półtorej godziny wcześniej. Krzysztof Jaworski, prezes legionowskiego WOPR, zgodnie z procedurami, podjął decyzję o wezwaniu nurków i zespołu obsługującego sonar. Do akcji szykowała się Państwowa Staź Poźarna w Legionowie. Straźacy wyjechali chwilę po wezwaniu, ale po przejechaniu połowy drogi musieli zawrócić do bazy. Akcję poszukiwawczą przerwał telefon od zaginionego ojca, który jak okazało się był w Warszawie. Według nieoficjalnych informacji, męźczyzna dzień wcześniej obchodził 49 urodziny. Po spoźyciu kilku piw na plaźy wrócił do stolicy w samych kąpielówkach. Niefrasobliwy imprezowicz pozostawił na plaźy ubranie i dokumenty i dopiero w domu przypomniał sobie o telefonie do syna.
iw