Już niebawem zasiądziemy przy świątecznym stole, łamiąc się opłatkiem, składając sobie życzenia i kosztując 12 potraw. Ten jeden raz w roku obok siebie usiądzie narodowiec, fan dobrej zmiany oraz miłośnik koalicji, z uśmiechem przekazując sobie przyprawy do jak zwykle niedosolonego barszczu. Ot, magia świąt.
W miarę jednak pochłaniania kolejnych pierogów z kapustą, popijanych kompotem z suszu lub sfermentowanymi winogronami, prędzej czy później wymsknie się jakieś niewinne na pozór słówko, które może popsuć nastrój. Taka na przykład pogoda. Wystarczy, że babcia zauważy, jak pięknie śnieg leży za oknem, a już narodowiec zrywa się z okrzykiem „Europa tylko dla białych!”. Wujek od dobrej zmiany zacznie oskarżać ciotkę z koalicji, że to przez nią nasz kraj może stać się mekką dla uchodźców, co nierozerwalnie połączy z terroryzmem i narażaniem ich matki na niebezpieczeństwo. Ciocia Halinka będzie bacznie przyglądała się swojej studiującej latorośli, która na hasło „biały” szeroko się uśmiecha. Cóż, studia prawnicze nie są łatwe, ale może powinna jednak częściej zaglądać do wynajętej przez syna i czterech jego kolegów kawalerki?
Przyjmijmy jednak, że śnieg pojawi się dopiero na Wielkanoc, a babcia skomentuje padający za oknem deszcz. Jeszcze gorzej! Jak deszcz, to przecież także parasolki. Siostrze gospodyni, radykalnej feministce z trójką dzieci, zbierze się na opowieści o solidarności kobiet podczas marszu czarnych parasolek, w którym oczywiście uczestniczyła. Narodowiec z dobrą zmianą będą trzymali wspólny front, miłośnik koalicji jak zwykle będzie chciał wypracowanego kompromisu, szwagierka przybliży doktrynę kościoła. Dyskusja nad liberalizacją lub zaostrzeniem prawa do aborcji skończy się dopiero po pytaniu pięcioletniego Mateuszka, który w przerwie na kapustę ze śliwką poprosi słodkim głosikiem i z szeroko otwartymi, błękitnymi oczami o wyjaśnienie, czym jest aborcja.
A gdy nie pada ani śnieg, ani deszcz, a za oknem spokojne plus dwa i zimowa szarość? To na pewno zmiany klimatyczne, bo przecież w zimę powinno być zimno. Tu pole do popisu ma długowłosy narzeczony Kasi, chyba trzeci w tym roku. Smog, gospodarka oparta na węglu, segregowanie śmieci na palone w dzień i w nocy, niszczenie planety, którą zostawiamy kolejnym pokoleniom w tragicznym stanie, wszystko to uda się mu zmieścić w czasie przygotowywania stołu na słodkości. Opozycja przytoczy słynne słowa premiera Morawieckiego, że jesteśmy jednym z liderów redukcji emisji CO2, koalicjant zarzuci zniszczenie programów ograniczających niską emisję, a dziadek spojrzy niepewnie na swoją plastikową reklamówkę z Biedronki, w której przyniósł ulubione, wytarte już kapcie.
I wtedy do akcji wkracza on. Serniczek. Od lat pieczony przez babcię według rodzinnej receptury, bogaty w rodzynki, polany z wierzchu lukrem. I milkną wszystkie dyskusje, a w tle słychać w końcu kolędy. Dzieci zaczynają zerkać na położone pod choinką prezenty i jakoś tak miło, ciepło, spokojnie upływa reszta wieczoru. Bo przecież niezależnie od tego, co nas dzieli, wciąż jesteśmy rodziną.
Wszystkim Państwu, niezależnie od poglądów, życzę radosnych Świąt. I mnóstwa serniczka!