O emigracji i o polskich emigrantach, wspomnieniach z Legionowa lat 70, śladach II wojny światowej w naszym mieście opowiada Mirek. Obecnie amerykański listonosz, niegdyś polski nauczyciel języka angielskiego. Relacjonuje, jak naprawdę żyje się Polakom w różnym wieku w U.S.A i co naprawdę o nas myślą Amerykanie.
Emigracja ma różne oblicza. Ci, którzy decydują się na długotrwały wjazd z Polski, nie zawsze kierują się perspektywą zarobku, czy benefitów socjalnych dostępnych w bogatszych krajach. Mirek od wczesnej młodości, wiedział, że świat nie kończy się na Polsce. To, czego nauczył się i odkrył w swoim rodzimym kraju, było dla niego tylko zachętą, żeby zobaczyć i nauczyć się o świecie jeszcze więcej. Kiedy jako 20 letni mężczyzna zdążył już przejechać Polskę wzdłuż i wszerz na swoim rowerze, wiedział, że musi wyjechać. Najlepiej do kraju, gdzie limity wyznaczane są tylko przez własne możliwości. W U.S.A. mieszka już od 15 lat, pracując tam jako listonosz i przewodnik wycieczek turystycznych. W wolnym czasie próbuje przejechać również całą Amerykę na rowerze.
Wychowałeś się w Legionowie, spędziłeś dzieciństwo na obozach harcerskich i zwyczajnym osiedlowym podwórku. Lata 70 i 80, nie były najbardziej przyjaznym okresem dla młodego pokolenia dorastającego w Polsce, czy już wtedy wiedziałeś, że kiedyś wyjedziesz?
Pamiętam, jak miałem 12 lat i czekaliśmy na autobus na jednym z obozów w małej miejscowości koło nadmorskiego Pustkowa. Z nudów kopałem nogą w ziemię i poczułem coś twardego. Po 15 minutach wykopałem całkiem dobry pocisk powojenny, który mógł nas wszystkich wysadzić w powietrze. Przerażone panie opiekunki zadzwoniły po saperów, którzy natychmiast przyjechali zdetonować ten niebezpieczny niewypał. I taką właśnie pamiętam Polskę z mojego dzieciństwa. Odbudowujące się po wojnie Legionowo, pełne na wpół ukrytych tajemnic z wojny i historycznych ciekawostek, o których nie mogłem przestać myśleć i czytałem na ich temat tyle, ile mogłem znaleźć.
Jakie ciekawostki historii Legionowa najbardziej nie dawały Ci spokoju?
Domyślam się, że do tej pory z powodu poprawności politycznej nie mówi się o tym głośno, ale w Legionowie na Ludwisinie znajdowało się getto żydowskie. 4 października 1942 roku Niemcy wywieźli stąd do Treblinki około 1500 Żydów pochodzących z Legionowa i okolicy. Około 200 osób zamordowano na miejscu i tu pogrzebano. Przed wojną w Legionowie mieszkało około 2000 Żydów. Zajmowali się przede wszystkim drobnym handlem, rzemiosłem i usługami. Getto powstało 15 listopada 1940 roku na terenie Ludwisina, ograniczonego dzisiejszymi ulicami Sobieskiego, Mieszka I, Prymasowską, Kozietulskiego, Pomorską, Zygmuntowską. Getto nie było ogrodzone. Oprócz policji żydowskiej i granatowej jedynie tablice przy wychodzących z niego uliczkach przypominały, że każdy Żyd złapany poza jego terenem będzie rozstrzelany. 4 października 1942 roku, w dniu święta żydowskiego, nastąpiła likwidacja getta. Ludziom tłumaczono, że zostaną przeniesieni do lepszego getta, do Warszawy, o czym zawiadamiała również gmina żydowska. Wielu jednak wiedziało, co się dzieje, ociągało się i ukrywało. Niemcy biciem, strzałami, podpaleniami, wypędzali ludzi z domów. Niektórzy stracili przy tym życie. Zwłoki ich zostały zakopane w rowie melioracyjnym biegnącym do Jabłonny i w pobliskich zagajnikach na górkach. Kobiety, starców i dzieci załadowano na furmanki, zaś mężczyzn na piechotę popędzono przez Strugę do Radzymina, gdzie również tego dnia odbyła się akcja. Tam wszystkich załadowano do wagonów bydlęcych i transportem wysłano do Treblinki. Świadomość tej zbrodni na terenie mojego miasta nie dawała mi spokoju. Wiedza o wojnie, jej przyczynach i realiach, nauczyły mnie krytycznej ewaluacji każdego odgórnie narzuconego systemu. Paradoksalnie, dlatego też łatwiej mi było wyjechać. W gruncie rzeczy ludzie wszędzie są podobni. To historia, ekonomia i religia w głównej mierze kształtuje ich środowisko. Krytycznie myślący człowiek wszędzie oswoi swoją przestrzeń.
Ty odnalazłeś się w USA, czemu akurat tutaj?
Najpiękniejsza złota jesień ma miejsce rok rocznie w Nowej Anglii. Jeśli ktoś chce zwiedzać wschodnie wybrzeże Ameryki Północnej, powinien przyjechać tutaj, właśnie o tej porze roku. Wszechobecne dynie, farmy, w których tle powiewają złote kolby kukurydzy i domy udekorowane na tutejsze Halloween, to niepowtarzalne widoki, charakterystyczne dla tego właśnie miejsca. W pewnym momencie Polska stała się dla mnie za ciasna i wiedziałem, że chce zobaczyć więcej. O Stanach od dziecka dużo czytałem. Fascynowała mnie idea powstania tego państwa, odważni ludzie zmęczeni skorumpowaną Europą, którzy stworzyli ten wyjątkowy kraj od podstaw. Chciałem też zobaczyć czy tzw. American Dream jest rzeczywistością osiągalną dla każdego.
I jest?
Nie jest. Jest mitem. Może kiedyś, ale na pewno nie w dzisiejszych czasach. Ja i ludzie, których tutaj znam, czy Amerykanie, czy Polacy, muszą bardzo ciężko pracować na swoje utrzymanie. Czasami myślę, że gdyby pracowaliby tak samo ciężko w Polsce, ich styl życia, dużo by się nie różnił.
Jeśli chodzi o Polaków, jakich znasz, czy to prawda, że są do siebie wrogo nastawieni w obcym kraju?
To zależy… Znam Polaków prowadzących świetnie prosperujące biznesy, którzy dorobili się swoją ciężką pracą, a znam i takich, do których nie za bardzo chciałbym się przyznawać.
Z jakich powodów?
Mam wrażenie, że niektórzy na siłę zapominają o swojej Polskości. Do dzieci mówią po angielsku, ale z błędami, zamiast przekazać im ojczysty język. Przecież dzieci i tak perfekcyjnie wchłaniają angielski przez sam pobyt w szkole. Nie ma co ich odzierać z korzeni i bilingwalności, która w przyszłości może być dla nich dużym benefitem.
Co amerykanie myślą o Polakach?
Niestety przeciętny Amerykanin kojarzy Polaka z nisko opłacaną siłą roboczą. Według mnie to wina samych Polaków. Ja rozpoczynając tutaj pracę, czy asymilację w tutejszym społeczeństwie, nie bałem się mówić o Polsce. O tej Polsce pełnej bohaterskiej historii, wybitnych Polaków, kontrowersyjnych wystawach artystycznych. Otwierałem ludziom oczy, kreowałem zupełnie inną perspektywę na nasz kraj. Odwzajemniali się dużym zainteresowaniem i szacunkiem. Oni po prostu nie wiedzą. Dla nich Polska to niestety ciągle jeden w wielu stanów Związku Radzieckiego. Stąd mój apel do wszystkich wyjeżdżających z Polski. Nie wstydźcie się mówić o waszym kraju, podkreślać jego osiągnięć i dobrych strony. Nie utwierdzajcie haniebnych stereotypów!
Czy coś jeszcze chciałbyś przekazać Polakom, szczególnie tym młodym, którym chodzi po głowie emigracja?
Nie bójcie się wyjeżdżać. Jak sami znacie swoją wartość, wiecie, gdzie jedziecie i nigdy nie zejdziecie poniżej swojej godności, to emigracja będzie dla was cennym doświadczeniem. Zainwestujcie w staranną naukę języka angielskiego. Ludzie nie będą zwracali uwagi na wasz akcent, jeśli będziecie wysławiać się poprawnie gramatycznie, będziecie mieli dobry zasób słownictwa i po prostu ciekawe rzeczy do powiedzenia. Pamiętam poziom nauki w legionowskich szkołach. Wspominam lekcje angielskiego w liceum ogólnokształcącym w Legionowie prowadzonym za moich czasów przez Panią Bańkowską, jako te na bardzo wysokim poziomie. Nie macie się czego wstydzić! Moim wychowawcą, był pan Stanisław Pazio, a prowadzone przez niego lekcje historii to było niezapomniane przeżycie. Uczył nas selektywnego myślenia oraz wiązania przeszłości z teraźniejszością. Wpoił w nas zasadę, że naród, który nie wie o swojej tradycji i przeszłości, nie ma prawa do przyszłości. Wykonujcie rzetelnie swoje obowiązki szkolne, dajcie się zainspirować wartościowym nauczycielom, a macie duże szanse, że wasz zasób wiedzy będzie równy albo i większy od przeciętnego napotkanego obcokrajowca.
Co miałeś na myśli mówiąc o godności emigracji?
Będąc w Anglii, miałem okazje zaobserwować, że jest tam po prostu mało miejsca. Mieszkania do wynajęcia są drogie, a na ich kupno rzadko stać samych Anglików. Zresztą podobnie jest na przykład w Nowym Yorku. Nasi rodacy zmuszeni są często do mieszkania jeden na drugim, w małych domkach z jedną łazienką. To nie jest godne. Można inaczej, wystarczy lepiej przemyśleć swoja decyzje o wyjeździe. Zaplanować i sprawdzić, nie jechać w ciemno licząc na łut szczęścia.
Jeśli chodzi o amerykańskich seniorów, jak wypadają na tle naszych seniorów? Masz przecież rodzinę w Legionowie, z którą cały czas utrzymujesz kontakt, mógłbyś porównać te dwie społeczności?
Tutejsi seniorzy to ludzie z reguły samotni. Pracowali ciężko całe życie, a niektórym nie udało się nawet zarobić na godziwa starość. Niby jeżdżą razem na bingo, spotykają się w kościołach, częściej okupują restauracje, ale nie są ta ludzie, z reguły, pełni radości. Na ich przykładzie widać, że indywidualistyczny styl życia, nieinwestowanie w rodzinę, zapewnia samotną starość. Dzieci uczone tego, że muszą w dorosłym życiu liczyć same na siebie, szybko opuszczają rodzinny dom i wyprowadzają się z niego mając zaledwie 18 lat i rozpoczynając college. Mieszkanie z rodzicami w dorosłym wieku jest tutaj uznawane za porażkę życiową. Polski senior mimo wszystko kojarzy mi się bardziej pozytywnie. Wydaje mi się, że ma bliżej siebie dzieci i rodzinę. Odległości pomiędzy sąsiadami i znajomymi też są zdecydowanie mniejsze. Nie trzeba jechać 20 km tylko po to, żeby z kimś wypić kawę… Nasi seniorzy powinni docenić politykę prosenioralną w Polsce, która wszystkich traktuje równo. W Stanach mamy cały czas do czynienia z ogromnym zróżnicowaniem społecznym. Możesz mieć wszystko, ale na to wszystko musi Cię być stać. Innym problemem, z którym się tutaj borykamy, to również starsi kierowcy, którzy nieustannie czują się wystarczająco młodzi, żeby prowadzić samochód. Niestety bardzo spowalniają ruch na drogach i często bywają powodem wielu wypadków. W wielu miejscach w USA a w szczególności w stanie Connecticut, transport miejski ogranicza się do wielkich miast, a ten kto nie jeździ samochodem jest praktycznie kompletnie zależny od innych i uwieziony w swoim własnym domu. Dlatego wielu seniorów, praktycznie ku własnej zagładzie, tak desperacko nie chce wypuścić prawa jazdy z ręki.
Pracujesz także jako przewodnik wycieczek, co masz do przekazania Polskim turystom, którzy pragną odwiedzić USA?
Polecam korzystanie ze sprawdzonych biur podróży, które składają wycieczki do USA od A do Z. Organizowanie przyjazdu na własną rękę, wiąże się z koniecznością bardzo dobrej znajomości języka, tutejszych realiów i bazy hotelowej, która jest specyficzna dla wielu rejonów Stanów. Trzeba się również liczyć z tym, że największym kosztem naszej podróży będzie sam lot do USA. Nie mniej jednak, jeśli ktoś z naszego powiatu marzy o wybraniu się do ,,nowego świata”, i pragnie zwiedzić Nowy York i kolebkę kultury amerykańskiej czyli Nową Anglię, ma spore szanse, że natknie się na mnie jako na przewodnika polskojęzycznych wycieczek. Na pewno będzie mi bardzo miło oprowadzić po tutejszych szlakach turystycznych każdego mieszkańca Legionowskiego powiatu.
Rozmawiała Anna Maria Kierzkiewicz