Zamknięcie kolejnych branż gospodarki i ograniczenia w przemieszczaniu się na wzór tych już obowiązujących w kilku krajach europejskich – tak może wyglądać narodowa kwarantanna, jeśli w ciągu kilku najbliższych dni polskiemu rządowi nie uda się wyhamować epidemii koronawirusa. Biorąc pod uwagę dane epidemiologiczne z ostatnich siedmiu dni, lockdown, nazwany przez rządzących narodową kwarantanną, może stać się faktem już w ciągu kilku najbliższych dni.
Próg, którego nikt nie chce przekroczyć
– Jeżeli epidemia dotknie powyżej 50 przypadków na 100 tys. mieszkańców na 7 dni w skali kraju, to włączamy ten ostry hamulec bezpieczeństwa. Jeśli będzie w granicy 70-75 to wdrożymy zasady narodowej kwarantanny, czyli również ograniczenia w przemieszczaniu – tak w zeszłym tygodniu zapowiedział premier Mateusz Morawiecki. Na stan dzisiejszy (9 listopada), średnia liczba nowych zachorowań na Covid-19 dla ostatnich 7 dni wynosi 24,65 tys. Jeśli zatem, za ostatnim raportem Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) przyjmiemy, że liczba Polaków wynosi aktualnie około 38,35 mln, daje nam to około 64 przypadków nowych zachorowań na koronawirusa na 100 tys. mieszkańców. Oznacza to, że obecnie znajdujemy się w etapie czwartym, nazwanym w rządowej grafice „bezpiecznikiem”. Kolejnym i już ostatnim etapem będzie narodowa kwarantanna. Rząd zapowiedział, że zostanie ona wprowadzona, kiedy liczba nowych zakażeń osiągnie poziom 70 przypadków na 100 tys. mieszkańców. Zdaniem rządzących, próg ten zostanie osiągnięty w przypadku nowych zachorowań na Covid-19 rzędu 29-30 tys. dziennie w kolejnych dniach.
Powtórka z wiosny
Narodowa kwarantanna to w rozumieniu rządzących lockdown. Na tę chwilę brak jest jednak konkretów – do mediów przeciekają jedynie dość niejasne sygnały ujawniające rzeczywistość kryjącą się pod tym sformułowaniem. – Zamknięcie handlu, usług, części zakładów, zasadnicze zakazy przemieszczania się i poruszania się na wzór tych obowiązujących w takich państwach jak Francja, czy Anglia – to najważniejsze z tych zapowiedzi. Niewykluczone zatem, że jeśli epidemia nie wyhamuje, to czeka nas powtórka z wiosny.
Okiem eksperta
– Już we wtorek zobaczymy, w jakim miejscu jesteśmy, jeżeli chodzi o dobową liczbę zakażeń. Potem jest święto, w środę 11 listopada, więc bardzo ważny będzie także wskaźnik z piątku. Wtedy będziemy mieli już w zasadzie jasność, w jaką stronę zmierzamy – powiedział Polskiej Agencji Prasowej (PAP), prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski. Ekspert ocenił, że narodowa kwarantanna jest dziś niestety bardziej prawdopodobna, niż to, że jej unikniemy. Prawdopodobieństwo właśnie takiego rozwoju wydarzeń ocenił zaś na 60 procent.