Nikt z lokatorów dokładnie nie pamięta, ile lat pani Teresa mieszka w budynku komunalnym przy ul. Wyzwolenia w Serocku. Na początku wszystko było normalnie, ale kilka lat temu zaczęła znosić do mieszkania śmieci. Mieszkańcy skarżą się, że pojawiły się myszy i robaki. Czy da się pomóc mieszkańcom i pani Teresie?
Kiedy pojawiamy się na podwórku przy ul. Wyzwolenia 7 w Serocku i podchodzimy do okna lokalu, w którym mieszka pani Teresa, czuć silny, nieprzyjemny zapach. Zaglądamy przez brudną szybę, w mieszkaniu nie ma zbyt wielu śmieci, wszystko zostało wyniesione przez firmę sprzątającą kilka tygodni temu. Smród jednak pozostał. Widząc kręcących się dziennikarzy część mieszkańców wychodzi ze swoich mieszkań i chętnie opowiadają o tym, co się dzieje.
Mieszkańcy już nie mogą wytrzymać
Z rozmów z mieszkańcami wynika, że pani Teresa kiedyś była dobrą sąsiadką. Kobieta była kontaktowa, ale z czasem doszło zbieractwo, które stało się bardzo uciążliwe. Zaczęły pojawiać się myszy i robaki. – Tu sąsiad to nie nadążył łapać tych myszy na te pułapki. Po 6, po 10 ich łapie. Jak wyrzucali te rzeczy, to te myszy tak jakby ich ktoś zasiał. Po podwórku tak biegały, że to coś okropnego – opowiada jedna z mieszkanek. Do tego dochodzi potworny smród. Wystarczy otworzyć drzwi lub okno u pani Teresy, a całe podwórko wypełnia się trudną do zniesienia wonią. To wszystko dostaje się do innych mieszkań. Najgorzej jest latem przy wysokich temperaturach. – Ten pan, co to sprzątał, to mówi, że wiele już takich miejsc sprzątał, ale takiego czegoś jeszcze nie widział. Jak tam sprzątali, to co kilka minut wychodzili. Teraz 20 pojemników na śmieci wywieźli. Tu do samego sufitu było wszystko zawalone – opowiada kolejna mieszkanka. Niestety liczne interwencje w urzędzie nie przyniosły do tej pory efektu, jakiego oczekują mieszkańcy. Ich zdaniem panią Teresę trzeba eksmitować, jednak to nie jest takie proste. – Fizycznie ona jest sprawna. Do gadki to ona jest pierwsza. Jakby wróciła z jakiegoś sejmu – słyszymy od kolejnej osoby.
Zbiera, bo nie ma pieniędzy, by kupić
Chcemy porozmawiać z panią Teresą, ale nie ma jej w mieszkaniu. Sąsiedzi podają nam kilka miejsc, gdzie można ją znaleźć. Niezabudowana działka przy cmentarzu, pobliski park, ławeczki przy Domu Towarowym Wodnik. Niestety dziś w żadnym z tych miejsc jej nie zastajemy, może dlatego, że od rana pada deszcz. Jeździmy po Serocku z nadzieją, ze może ją spotkamy. Udaje się, pani Teresa idzie jedną z uliczek odchodzących od rynku. Niesie dwie foliowe siateczki. Staramy się nie zwracać na siebie uwagi idąc za nią. Zaniepokojona kobieta chowa jedną z siatek pod ławką przy Wodniku. Potem siada na ławce w parku niedaleko swojego mieszkania. Udaje się nawiązać z nią rozmowę. Pytamy, dlaczego zbiera te wszystkie rzeczy i znosi je do mieszkania. Powodem ma być bieda. Kobieta twierdzi, że znosi tylko potrzebne rzeczy, bo nie stać jej na ich zakup. Chociaż rozmawia normalnie i wydaje się, że potrafi logicznie odpowiadać na pytania, jest trochę zagubiona. Nie widzi problemu, twierdzi, że to inni mieszkańcy budynku komunalnego czepiają się jej. Nie rozumie, czego od niej chcą. Zaprasza nas do swojego mieszkania. Wewnątrz smród jest nie do zniesienia. Mimo że niedawno było sprzątane, ściany wyglądają, jakby po nich ściekała jakaś lepka ciecz. Lodówka pani Teresy to parapet jednego z okien, gdzie leży masło, tuż obok szczotki pełnej włosów. Kobieta mówi, że nie potrzebuje pomocy. Jej zdaniem jest samowystarczalna. Mówi, że dostaje pomoc z OPS-u. Jedyny problem to ci sąsiedzi, którzy nie dają jej spokoju. Po wyjściu z lokalu trudno złapać oddech. Cały czas czujemy zapach tego wnętrza.
Szukanie rozwiązania
Problem jest i to ogromny. Pomóc trzeba i pani Teresie i jej sąsiadom. Od jednego z mieszkańców dowiadujemy się, że Miejsko-Gminny Zakład Gospodarki Komunalnej, który administruje tym budynkiem, przygotował pismo w sprawie wszczęcia procedury eksmisji. Nikt jednak nie widział takiego dokumentu. Do tego pojawia się pytanie, gdzie by miała trafić kobieta? Kiedy odwiedzamy MGZGK okazuje się, że żadne pismo w sprawie eksmisji nie wyszło, a dopiero wszystko jest przygotowywane. Urzędnicy potwierdzają, że chcą znaleźć rozwiązanie, ale mają mocno ograniczone możliwości. – Tego problemu nie jesteśmy w stanie sami rozwiązać. Musi być i jest współpraca z ośrodkiem pomocy społecznej. To, co my możemy zrobić i robimy, to opróżniamy lokal z odpadów w zeszłym roku to robiliśmy i w tym też. Robiła to firma śmieciowa. Za każdym razem też dezynfekujemy lokal, spryskaliśmy ściany odpowiednim preparatem. To jest duży problem i widzimy, że takie opróżnianie raz na rok nie daje wiele i jest uciążliwe dla mieszkańców. Uważamy że trzeba będzie to robić regularnie, nawet raz na dwa tygodnie. Oczywiście to jest tylko środek doraźny, a nie jest to rozwiązanie problemu. Nie chcemy pozwalać, by pani Teresa zgromadziła większe ilości odpadów, bo to stanowi zagrożenie epidemiologiczne. Próbowaliśmy tematem zainteresować sanepid, ale nie jest zainteresowany, że to nie ich kompetencje – opowiada Anna Kamola, kierownik ds. komunalnych, ochrony środowiska i zieleni i zamówień publicznych w MGZGK w Serocku. Eksmisja pani Teresy, nawet jeśli będzie zgoda sądu, to jednak nie jest proste rozwiązanie. Trzeba wskazać lokal zastępczy, a tam historie ze zbieraniem śmieci zapewne się powtórzy. We współpracy z OPS podejmowane są próby znalezienia dla pani Teresy miejsca w domu opieki, gdzie miałaby zapewnione odpowiednie warunki bytowe, ale również opiekę lekarza i pielęgniarki. Tu pojawia się jednak kolejna przeszkoda, bo kobieta musi się na to zgodzić. Czy uda się ją do tego przekonać? Przecież sam uważa, że tej pomocy nie potrzebuje.