Brak zaufania oraz niskie stawki odszkodowań to przyczyny, dla których rolnicy nie starają się o zwrot kosztów za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta. Czy w przyszłości się to zmieni?
W 2011 roku do koła łowieckiego Ponowa w Zatorach, działającego na terenie Cupla, Kani i Gąsiorowa wpłynęło 12 podań o odszkodowania. W bieżącym roku tylko jedno. Straty w uprawach są jednak duże. Ich omawianiem zajęli się seroccy radni podczas obrad komisji ds. rolnictwa. Stanisław Krzyczkowski daje przykłady szkód wyrządzonych przez zwierzęta, jakie miały miejsce w Gminie Serock. Twierdzi, że mieszkańcy obserwują dużą liczbę dzików, które nie boją się ludzi i włóczą się stadami liczącymi nawet po 30 osobników. Zarzuca członkom koła łowieckiego, że zdarza się, że w ramach dokarmiania dzików, wysypuje kukurydzę na terenach przy uprawach rolnych czy na obrzeżach lasu. Pytał o realizacje planu łowieckiego i sugerował zwiększenie odstrzałów.
Żony nie chcą futer
– Kiedyś odstrzałów było 10, teraz 15 – mówił przedstawiciel Leśnictwa Zatory Henryk Herbich. Nas obliguje również ta pojemność łowiska uzgadniana raz na 7 lat. Przyznał, że co roku dzików jest coraz więcej. Mimo strat na drogach, zwłaszcza na ulicy Wyszkowskiej, populacja dzików nie jest zagrożona i wciąż wzrasta. Myśliwi niechętnie podejmują odstrzały ze względu na koszty, które przy tym ponoszą. – Podobno to żaden biznes zabijać dzika, ledwo na naboje starczy – pytał Stanisław Krzyczkowski. – To bardzo trudne pytanie. Dla wielu myśliwych polowanie jest przyjemnością. Do tego interesu dokładamy, można powiedzieć, jeśli podchodzimy do tego tematu konsumpcyjnie – tłumaczył Henryk Herbich. Myśliwy opowiadał, że wymaga to dużo pracy i czasu oraz nierzadko ludzie myślistwo traktują tylko jako hobby. – Żony nie chcą w futrach chodzić. Lisa nikt nie skupuje. Dlatego też teraz jest tak duża populacja lisa – twierdził Henryk Herbich. Wymienił tylko niektóre problemy, całonocne czuwania, opłaty składkowe, koszt sprzętu oraz zyski, czyli 5 zł za kilogram dzika w skupie w Pułtusku.
Szkodniki małe i duże
Koła łowieckie narzekają na zbyt niską populację bażantów oraz zajęcy. Na terenie gminy obserwują dużą ilość lisów. W widłach Bugu i Narwi policzono jedynie około 20 jeleni, z czego 4 sztuki (dwa byki, łania i cielak) przeznaczono do odstrzału. Nie wiadomo czy jeleń utrzyma się na tym terenie. Jest zwierzęciem płochliwym i migrującym, a coraz częstsza ingerencja ludzi w tereny leśne powoduje, że populacja się zmniejsza. Do kół łowieckich dotarły informacje z wilkach, które pojawiły się w nadleśnictwie Wyszków. Ta wiadomość, była oparta na obserwacji zaatakowanych zwierząt. Nie jest jednak potwierdzona. Dużym szkodnikiem jest również dla leśników łoś, który potrafi zniszczyć całe połacie młodnika. By zabezpieczyć szkółkę, młode drzewka są smarowane specjalnym środkiem odstraszającym.
W kolejce po odszkodowania
Niestety, jeśli chodzi o dzika, są różne zdania na temat skuteczności środków odstraszających. Zwykle kilka kropel umieszcza się na okrytym przed deszczem waciku. Ale jak twierdzi Henryk Herbich półlitrowa butelka takiego specyfiku kosztuje 1700 zł. By uratować niektóre uprawy rolne należałoby je ogrodzić, ale rolników na to nie stać. – Żeby odtworzyć łąkę trzeba nieraz dwa lata – mówił Stanisław Krzyczkowski. – Owsa i ziemniaków nie zgłaszałem, bo w końcu będę pensję pobierał od koła łowieckiego – żartował na temat ciągłych szkód.
Będą szkolić rolników?
Wiesław Żmijewski ucieszył się na informację, że istnieje możliwość organizacji szkolenia dla rolników oraz radnych. Dzięki temu będą mogli sami negocjować wysokość odszkodowania za szkody i nie będą czuć się wykorzystani. Poznają wytyczne z ministerstwa rolnictwa, jakie dotyczą szacowania szkód i rekultywacji gruntów. Jak zapewniają urzędnicy, każdy rolnik jeśli nie zgadza się z wysokością szkody, zawsze może zwrócić się do urzędu gminy z prośbą o interwencję i taką pomoc otrzyma.
Iwona Wymazał