Trwa proces w sprawie pożaru Bistyp-u. 28 sierpnia br., 36-letnia Katarzyna S., pracownica Mazowieckiego Przedsiębiorstwa Ekologicznego (MPE), gdzie w 2011r. wybuchł pożar, w wyniku którego spłonęła część hal dawnego Bistyp-u, wyjaśniła przed legionowskim Sądem Rejonowym, że na sąsiedniej hali produkcyjnej spółka prowadziła utylizację opakowań po dezodorantach. Swoje wyjaśnienia w tej sprawie złożyli także pracownicy z 2 innych firm.
3 świadków składało wyjaśnienia
Podczas już trzeciej rozprawy w sprawie głośnego pożaru hali magazynowo-produkcyjnej dawnego Bistyp-u, wyjaśnienia składali 66-letni Adam R., pracownik ochrony obsługujący bramę wjazdową na teren bistypowskiej hali od ul. Szarych Szeregów, 42-letnia Katarzyna G., ekonomistka z zarządu spółki „Higienicus”, ówcześnie posiadającej swoje biuro vis a vis pomieszczeń wynajmowanych przez MPE oraz 36-letnia Katarzyna S. specjalista ds. biurowych z MPE, będąca jednym z ważniejszych świadków tego pożaru.
Przestraszyli się ognia
Świadkowie z firm sąsiadujących z halą MPE, Adam R. i Katarzyna G. opisując zdarzenia z 5 października 2011r. zgodnie wyjaśniali, że ok. 9.00 rano usłyszeli wybuchy i zobaczyli ogień wydobywający się z pomieszczeń wynajmowanych przez MPE. Nie wiedzieli, co było przyczyną pożaru ani czym dokładnie zajmowało się MPE i ilu pracowników zatrudniało. Nigdy bowiem, żadne z nich nie było na terenie tej hali. Nie znali, nawet z widzenia, oskarżonych 56-letniego Narcyza H. i 34-letniej Danuty H., szefów firmy, na terenie której wybuchł pożar.
Przez szybę widziała worki z dezodorantami
42-letnia Katarzyna G. z firmy „Higienicus”, sąsiadującej z MPE, wyjaśniła przed sądem, że na terenie hali stoi duża ilość worków ze zgniecionymi puszkami i dezodorantami. Nie wiedziała jednak, w jaki sposób one tam się pojawiały, bowiem nigdy nie widziała rozładunku tych towarów z samochodów ciężarowych, przyjeżdżających do MPE. Dopiero w dniu pożaru, wraz z pękającymi pod wpływem ognia szybami hali i wybuchającymi w powietrzu opakowaniami, poczuła zapach dezodorantów.
Do pracy przyjmowała ją oskarżona
36-letnia Katarzyna S., zatrudniona ówcześnie w MPE na stanowisku specjalisty ds. biurowych, wyjaśniła przed legionowskim sądem, że do jej obowiązków służbowych należały tylko kwestie związane z utylizacją azbestu w firmie i że z chwilą zatrudnienia, przeszkolono ją w zakresie przepisów bhp. Do pracy rekrutowała ją oskarżona 34-letnia Danuta H. i to głównie ona zajmowała się w firmie zatrudnianiem nowych pracowników.
W Jabłonnie nie było zgniatarki
Katarzyna S. wyjaśniła, że początkowo pracowała w siedzibie MPE w Jabłonnie i nie widziała tam, ani opakowań po dezodorantach, ani maszyny służącej do ich utylizacji. Dopiero w czerwcu 2011r. zobaczyła te urządzenia i towar, kiedy MPE przeniosło się na teren hali magazynowo-produkcyjnej dawnego Bistyp-u na ul. Sikorskiego 5 w Łajskach. Nie potrafiła jednak wyjaśnić skąd i kto te opakowania przywoził na halę. Nie wiedziała również, czy opakowania po dezodorantach były pełne, czy też puste. Zeznała, że na hali odbywała się utylizacja tych opakowań. Nie miała wiedzy z kolei, co do dalszego losu tych już zutylizowanych opakowań.
Zgniatarka pracowała codziennie
Według zeznań Katarzyny S. na hali produkcyjnej pracowało zazwyczaj 3 pracowników. Nie wiedziała, czy byli przeszkoleni z zakresu przepisów bhp. Wyjaśniła przed sądem, że zgniatarka pracowała codziennie, zaś w dniu pożaru maszyna pracowała na pewno już przed godz. 8.00. Według jej relacji, maszyna zawsze była już uruchomiona, kiedy ona przychodziła do pracy na godz. 8.00 i zawsze jeszcze pracowała, kiedy ona z tej pracy wychodziła o godz. 16.00. Na hali często również widziała wózek widłowy. Katarzyna S. poinformowała również Sąd Rejonowy w Legionowie, że poprzedni wózek widłowy się zepsuł, a w jego miejsce na kilka dni przed pożarem przyjechał nowy – wyposażony w butlę gazową. W dniu pożaru pracował na nim 46-letni Jacek G.
Od zapachu dezodorantów często bolała ją głowa
Katarzyna S. wyjaśniła przed sądem, że oskarżeni Danuta i Narcyz H. często bywali na hali, a polecenia służbowe otrzymywała od nich obojga. Nie wiedziała, aby byli oni ze sobą w konflikcie. W jej odczuciu, w firmie częściej jednak bywał oskarżony Narcyz H. i to raczej on nią faktycznie zarządzał. Według niej, oskarżona Danuta H. miała wiedzę, czym dokładnie zajmują się pracownicy na hali, bowiem nie sposób było nie zauważyć dużej ilości worków z opakowaniami po dezodorantach na hali, a przede wszystkim, nie sposób było nie poczuć unoszącego się wszędzie ich intensywnego zapachu. Sama Katarzyna S., pomimo że była pracownikiem biura, bywała często na hali produkcyjnej i wówczas często narzekała na ból głowy od tak intensywnego zapachu i głośnej pracy maszyny zgniatającej te opakowania.
Była na hali tuż przed wybuchem pożaru
Katarzyna S. w dniu pożaru była w pracy i nawet na hali widziała już pracującą zgniatarkę. Około godz. 9.00 będąc w sąsiadującym z halą biurze MPE usłyszała wybuch. Przez oszklone drzwi biura, zobaczyła na hali produkcyjnej szybko rozprzestrzeniający się ogień i wybiegających rannych pracowników. Sama nie wie, co spowodowało pożar, ale zeznała przed legionowskim sądem, że w trakcie tamtych wydarzeń usłyszała jak uciekający z hali 23-letni Michał B. powiedział, że coś wybuchło przy zgniatarce.
Kierownictwu MPE grozi nawet 5 lat więzienia
MPE wynajmowało pomieszczenia od firmy Polindus, która kilka lat wcześniej w wyniku prywatyzacji stała się właścicielem hali Bistyp. Ogień wybuchł w magazynach MPE w sekcji utylizacji odpadów i w rezultacie zniszczył ok. 3 tys. m² bistypowskiej przestrzeni magazynowo-produkcyjnej. W wyniku pożaru, oprócz poważnie poparzonych pracowników, straty materialne poniosło wiele firm i ich pracowników. Prokuratura Rejonowa w Legionowie straty samego Polindusa w akcie oskarżenia oszacowała na 6,237 mln zł, zaś fundacji Pro Caritate, ówcześnie tam współistniejącej, na 900 tys. zł. Oskarżonemu kierownictwu MPE, Danucie i Narcyzowi H. za nieumyślne spowodowanie pożaru i wspomnianych powyżej strat, grozi nawet do 5 lat więzienia.
ms