Pracownicy z firm sąsiadujących z halą wynajmowaną przez Mazowieckie Przedsiębiorstwo Ekologiczne (MPE), w której w 2011r. wybuchł tragiczny w skutkach pożar, 26 czerwca zeznawali przed legionowskim Sądem Rejonowym. Żaden z nich nie wiedział, że w spalonej hali były nielegalnie utylizowane dezodoranty. Wszyscy zaś potwierdzili, że to właśnie w hali MPE usłyszeli początkowo wybuchy, a potem zobaczyli wydobywający się z stamtąd dym, a następnie ogień.
Nie było oskarżonej
Podczas drugiej rozprawy w sprawie głośnego pożaru hali magazynowo-produkcyjnej dawnego Bistyp-u, wyjaśnienia składało 2 pracowników ochrony obsługujących wówczas dwie bramy wjazdowe na ten teren, mechanik z Bistyp-u oraz pracownik biurowy z firmy na wprost sąsiadującej z halą produkcyjną MPE. Dwaj pozostali wezwani na ten dzień świadkowie nie stawili się przez legionowskim sądem. Nie było również samej oskarżonej 34-letniej Danuty H., właścicielki MPE.
Latające dezodoranty wybuchały
Pracownicy z firm sąsiadujących z halą MPE, opisując zdarzenia z 5 października 2011r. zgodnie wyjaśniali, że pożar wybuchł w hali produkcyjnej MPE, a dokładnie w części znajdującej się bliżej oszklonych pomieszczeń biurowych. Żaden z nich nie wiedział, co mogło go spowodować. Żaden też nie wiedział, czym zajmowało się MPE i ilu pracowników zatrudniało. Dopiero w trakcie pożaru zauważyli wybuchające w powietrzu dezodoranty. Czuli wówczas również ich woń unoszącą się w powietrzu.
Widywał oskarżonego w towarzystwie jakiejś kobiety
Jedynie 60-letni Henryk S., obsługujący wjazd na bistypowskie tereny od strony ul. Sikorskiego, kojarzył z widzenia oskarżonego 56-letniego Narcyza H. i wiedział, że jest on szefem MPE. Przed sądem wyjaśniał, że często widywał go w towarzystwie jakiejś kobiety. Nie potrafił jednak powiedzieć kim ona była dla oskarżonego. Pozostali świadkowie nawet z widzenia nie znali szefa MPE ani jego pracowników. 29-letni Paweł W., którego firma miała okna vis a vis hali produkcyjnej MPE wyjaśnił tylko, że czasami widywał dwie pracownice z biura MPE wychodzące na zewnątrz zapalić papierosa. Dodał również, że w dniu pożaru widział jednego pracownika MPE uciekającego z płonącej hali. Mężczyzna miał poparzone ręce i udo. Próbował zedrzeć z siebie palące się ubranie. Nie był to jednak żaden strój ochronny.
Wpuszczał samochody do MPE
Pracownik ochrony, 60-letni Henryk S., zawsze rejestrował wjeżdżające na teren hal magazynowo-produkcyjnych samochody. Dopiero potem otwierał im szlaban. Potwierdził przed sądem, że czasami do MPE przyjeżdżały samochody. Nigdy ich jednak nie kontrolował i nie wiedział co one przywoziły. Drugi z pracowników ochrony, 60-letni Janusz Ż. obsługiwał wjazd na teren Bistyp-u od strony ul. Szarych Szeregów. Wpuszczał on jedynie te auta, które przyjeżdżały do firmy dla której pracował. Pozostałe zaś kierował do wjazdu od strony ul. Sikorskiego.
Spalony wózek widłowy
Jeden z zeznających na pierwszej rozprawie pracowników MPE, 46-letni Jacek G. twierdził przed sądem, że w dniu pożaru pracował na hali nowym, dopiero co dostarczonym wózkiem widłowym, a do wybuchu doszło z chwilą kiedy uruchomił pojazd zasilany gazem z butli. Wcześniej z kolei przed prokuratorem twierdził, że był przy drzwiach wyjściowych z hali, kiedy doszło do tragicznego wybuchu.
Wielu poszkodowanych przez MPE
MPE wynajmowało pomieszczenia od firmy Polindus, która kilka lat wcześniej w wyniku prywatyzacji stała się właścicielem hali danego kombinatu „Bistyp”. Ogień wybuchł w magazynach MPE w sekcji utylizacji odpadów i w rezultacie zniszczył ok. 3 tys. m² bistypowskiej przestrzeni magazynowo-produkcyjnej. W wyniku pożaru oprócz poważnie poparzonych pracowników, straty materialne poniosło wiele firm i ich pracowników. Prokuratura rejonowa w Legionowie straty samego Polindusa w akcie oskarżenia oszacowała na 6,237 mln zł, zaś fundacji Pro Caritate, która magazynowała w halach Bistypu min. świecie – na 900 tys. zł. Oskarżonemu kierownictwu MPE, Danucie i Narcyzowi H. za nieumyślne spowodowanie pożaru i wspomnianych powyżej strat, grozi nawet do 5 lat więzienia.
ms