I Setka Komandosa to nowa propozycja zmagań biegowych organizowana przez klub Meta z Lublińca. Formuła biegu to trzy rożne etapy: pierwszy to 10 kilometrów z plecakiem (10 kg) i w mundurze, drugi to 30 kilometrów w mundurze i ostatnie 60 kilometrów już w stroju sportowym. Limit na ukończenie to 20 godzin i start o 22.00. Trasa w większości wiedzie przez lasy z malowniczymi widokami na jeziora.
W Lublińcu wystartowała dwójka reprezentantów Wieliszew Heron Team Andrzej i Mateusz Głowacki. Obaj ukończyli rywalizację. Na 99 zawodników, którzy ukończyli bieg Głowacki senior zajął 44 lokatę z czasem 15:03:29. Junior Głowacki minął linię mety w czasie 16:19:17, co dało mu 55 miejsce. W zawodach wziął także udział Jakub Orłowski z Kuba Trenuje/Street Workout Legionowo, który zajął 65 lokatę z czasem 16:51:32. 14 zawodników zeszło z trasy…
Co mieli do powiedzenia biegacze po tak morderczej rywalizacji?
Andrzej Głowacki:
Już dwa tygodnie przed startem obawiałem się tego biegu. Jak zareaguję na taki wysiłek?, jak organizm będzie funkcjonował bez snu?, jak to będzie przebiegać kolejne okrążenia i się nie zatrzymać? I jeszcze dużo innych pytań, wątpliwości… Dwie godziny przed startem odebraliśmy pakiety startowe, przygotowaliśmy „przepak” w specjalnie przydzielonym każdemu zawodnikowi boksie, krótka odprawa i start. Pierwsze 10 kilometrów biegło się dobrze, oszczędzając baterie w mundurze i 10-cio kilowym plecakiem pokonałem w 63 minuty. Po zdjęciu plecaka biegło się lżej, ale tego wrażenia wystarczyło na kilka kilometrów. Później zrobiło się ciężko, chciało się spać, czołówka denerwowała, jakieś zielone oczy błyszczały w lesie. 40 kilometrów pokonałem w czasie 5 godzin i 17 minut. I zostało już tylko 60 kilometrów w stroju sportowym. Jak zaczęło świtać niebo zakryły chmury i do końca biegu padał deszcz. 100 kilometrów przebiegłem w 15 godzin (!) 3 minuty i 29 sekund zajmując 44 miejsce na 99 zawodników. W czasie biegu organizator robił zdjęcia i podczas dekoracji, oprócz medalu, każdy otrzymał spersonalizowany dyplom.Poza zadowoleniem z pokonania „100-ki Komandosa” dochodzi ogromna satysfakcja z tego, że mój syn również ukończył ultramaraton!!!
Mateusz Głowacki:
Pierwsza setka w życiu! Na pewno nie byłem przygotowany na wysiłek z jakim wiązał się ten bieg. Pierwszą trudnością była na pewno godzina rozpoczęcia, 22.00 – to czas w którym powoli szykuję się do spania, a nie staję na starcie biegów. W pewnym momencie zmęczenie tak dało mi się we znaki, że próbowałem biec z zamkniętymi oczami, skończyło się to oczywiście wypadnięciem z trasy ale skutecznie rozbudziło. No i duża monotonia, ukończenie Setki Komandosa zajęło mi 16 godzin i 19 minut, zdążyłem w tym czasie pogadać z kolegami na trasie i przesłuchać większość swojej muzyki. Niestety barak zajęcia skłania do skupianiu się na takich rzeczach jak ból nóg i zmęczenie. Szczególne trudności sprawiała ostatnia pętla, głównie przez świadomość „bliskiego” końca, początek tej pętli zrobiłem oczywiście zbyt szybko i spaliłem resztki energii jaka mi została. Ostanie 15 km (pętla miała 20km) ledwo się turlałem, od czasu do czasu robiąc krótkie przystanki. Ale mimo tego na ostatniej prostej kiedy usłyszałem jak tata krzyczy, że ktoś próbuje mnie wyprzedzić znalazłem ostatnie rezerwy siły i wbiegłem na metę a „pełnej” szybkości. Tam oczywiście czekali na mnie moi wierni kibice w osobach taty, mamy, brata i siostry. Nie mogę także pominąć wsparcia mojej dziewczyny Moniki, z którą miałem stały kontakt podczas biegu.