Z biegowych tras. Cz. 65. Po Karkonoszach… relacja z półmaratonu Dominika Czyża

karkonoski

DOminik Czyż i Krzysztof Czajkowski pobiegli w Półmaratonie karkonoskim (fot. arch. wł.o

Półmaraton Karkonoski. Dwa lata temu pobiegłem osobiście w tym biegu. Jak to się mówi przetarłem szlaki. W minioną niedzielę po tej samej trasie pobiegł mój kolega z Grupy Biegowej CHTMO – Dominik Czyż. Jak mu poszło? Przeczytajcie w poniższej relacji.

9. edycja Półmaratonu Karkonoskiego to część imprezy. Dzień wcześniej rywalizowano na dystansie Ultra Maratonu Karkonoskiego. Jak wspomniałem, dwa lata temu debiutowałem w tej imprezie, o czym można przeczytać TUTAJ.

Jak przebiegała trasa?

Stacja wyciągu na Szrenicę (Szklarska Poręba), następnie: nartostrada Lolobrigida – Schronisko pod Łabskim Szczytem – Śnieżne Kotły –Mokra Przełęcz – czerwony szlak w kierunku Szrenicy – Hala Szrenicka – droga transportowa – (nawrót)– Hala Szrenicka – Mokra Przełęcz – Mokra Droga –Schronisko pod Łabskim Szczytem – nartostrada Lolobrygida –  dolna stacja wyciągu na Szrenicę (Szklarska Poręba).

Półmaraton Karkonoski oczami Dominika Czyża

Przed startem

Zacznę od tego, że ostatni raz byłem w górach 30 lat temu. W miejscowościach położonych na południu Polski byłem też później, ale na wycieczce w górach jeszcze jako dziecko. Dlatego decyzja o starcie w Półmaratonie Karkonoskim była swoistą wyprawą w nieznane. Bieg to bieg. Połówka to połówka. Na całe szczęście, prócz kurtki przeciwdeszczowej, spakowałem jeszcze podkoszulkę termoaktywną. Przecież jest lato i w okolicach Warszawy mamy temperatury przekraczające 20 stopni. Ale jednak coś mnie tknęło i spakowałem. Dojechaliśmy na miejsce, wraz z Krzyśkiem (Czajkowskim z Naprzodu Młociny – przyp. red.) i naszymi połówkami. 16 stopni, chmury i deszcz. Wybraliśmy się po odbiór pakietu startowego, więc wiedziałem, co będzie mnie czekać na starcie – podbieg.

Ruszyli na trasę

Wcześniej, Michał (chodzi o moją osobę – przyp. red.) opowiadał nam o trasie i prezentował nam zdjęcia. Faktycznie, do 5 kilometra miał być podbieg. OK. Nigdy nie próbowałem pokonać podbiegu długości 5 km, ale spróbuję.
Na kolacji, w przeddzień biegu, zacząłem mieć obawy. To są góry. Tu są podbiegi i są też zbiegi. A ja nie potrafię ani podbiegać, ani zbiegać. Ale słowo się rzekło, opłata za bieg dawno uiszczona, pozostało sprawdzić o co tutaj chodzi.
Start biegu, niedziela godzina 9:30. Założyłem termo i koszulkę klubową, gdyż wiał wiatr i kropił deszcz. Kilka minut przed startem lunęło, ale przestało tak szybko, że nie zdążyłem sięgnąć po kurtkę, którą miałem w plecaku. START. Początek dość łatwy, ale niedługo potem zrobiło się stromo. Nauczony doświadczeniem z Ultra Kampinosu, nie rwałem do przodu. Podchodziliśmy, jak cała reszta biegaczy. Na 4 km zaczyna być ciężko, ale dajemy radę. Docieramy do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Łyk izotonika i zaczyna się zabawa, czyli górskie zmagania. Przez te 16 minut mam jedną wielką burzę w głowie. Nawet nie czuję tego, że jest mi zimno. Na szczęście Krzysiek pozwala powrócić mojej świadomości i zachęca do zarzucenia kurtek, co też czynimy. W myśli sprzedaję moje wszystkie pakiety na starty w górach. W myśli dzwonię do Michała i wykładam mu moją opinię o górskich biegach. Podejście polega tylko na patrzeniu pod nogi i uważnym stawianiu kroków. Ślizgam się na kamieniach. Uczę się techniki podejścia tak, aby się nie ślizgać. Ale w głowie jest jedna myśl. Meta jest tam, gdzie start, co oznacza, że to co podeszliśmy, musimy potem zbiec.

Jesteśmy na Grzbiecie Karkonoszy

Poznaję nowe słowo, w moim biegowym słowniku – podejście. 6 i 7 km to podejście po wilgotnych kamieniach we mgle. Zaczynam się zastanawiać o co tutaj chodzi. Przecież wystarczy jeden nieuważny krok i mogę polecieć w tą przepaść, po mojej lewej. Nie ryzykuję, idę. Szósty kilometr wydłuża się do prawie 16 minut.W okolicach 8 km robi się płasko, a zaraz potem w dół. Kolejne kilka kilometrów zbiegam po szutrze nadrabiając, co straciłem na podejściu. Tak jest w zasadzie do Schroniska na Hali Szrenickiej, ale chwilę wcześniej uważam na zbiegu na kamienie, aby nie zaliczyć wywrotki. W schronisku nawrotka, izotonik, banan i powrót pod górę, którą chwilę wcześniej zbiegałem.

A potem już tylko w dół

Trasa skręca w lewo na mokrą ścieżkę. Ścieżka jest na szczęście sucha, gdyż wyszło słońce, a mgła rozwiała się. Mogę w pełni podziwiać uroki górskiego biegania – fantastyczne widoki. Zatrzymujemy się jeszcze na fotę z rąsi i lecimy w dół. Ponownie kamieniste zbiegi, ponownie muszę uważać. Potykam się, ale łapię równowagę. Z tyłu słyszę głos: „Spokojnie, w razie czego cię złapię, a jak polecimy, to razem”. Nie wiem kim był ten człowiek, ale dodał mi trochę odwagi. Jeszcze ostatnia wizyta w Schronisku pod Łabskim Szczytem i już wiemy, że zostało nam 5 km zbiegu do mety. I ponownie boję się zbiegać. Hamuję prędkość, którą nadaje mi grawitacja. Ale powoli się przekonuję. Przekonuję się na maksymalnie 4:30 min/km. Po trzech kilometrach zbiegu mam dość. Nic dziwnego, nigdy nie zbiegałem tak długiego dystansu.
Jeszcze kilka kroków i jest meta. Trochę dziwna, gdyż prawdziwa meta ustawiona jest na górce. Wbiegam na górkę i mam to. Mam swój pierwszy, ukończony bieg górski, z czasem 2:37:29 netto. Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować Krzyśkowi, który nawet po moich zapewnieniach, że może lecieć, bo ja sobie poradzę, dzielnie mi asystował i zającował.

CHTMO, Wieliszew Heron Team i Ministerstwo Głupich Kroków Legionowo pobiegną w Karkonoszach!

Uzupełniając jeszcze relację Dominika, dodam, że w końcu września przedstawiciele wymienionych grup biegowych z naszego powiatu wybierają się na kolejny bieg do Szklarskiej Poręby. Część z nich zmierzy się z dystansem Ultra Trail Karkonosze, a część pobiegnie na 20-kilometrowej trasie. Kolejne górskie emocje gwarantowane!