A gdyby tak rzucić wszystko, założyć kieckę i biec przed siebie? Czemu nie?
W niedzielne samo południe około 200 kobiet i kilku mężczyzn stawiło się na spontanicznie zorganizowanej imprezie pod wdzięczna nazwą „Zadzieram kiecę i lecę” – babski bieg w spódnicach.
Zadarły kiece i pobiegły przez miasto!
Ania Szlendak – Mam Wybiegane, założycielka biegającej ekipy Wybiegaj Siebie, współliderka Bravehearts Legionowo wymyśliła sobie kolorowy, babski bieg przez miasto. Jak pomyślała, tak zrobiła. Chciała by baby zobaczyły, że biegać każdy może, że się da, że są w stanie pokonać te, a potem pięć i dziesięć kilometrów. A jak już zaczną, to nie będą chciały skończyć i się zatrzymać. Nie tylko w bieganiu ale i w życiu. Nowe możliwości, znajomości, miejsca, docenianie małych rzeczy, wiara w siebie, nabieranie pewności, że chcieć to móc.
– Taki bieg chodził mi po głowie już od jesieni, od kiedy istnieje Wybiegaj siebie – jesień, zima minęła i odezwała się Iza Kowalska-Dymek z prośbą o zrobienie czegoś sportowego przy Kiermaszu Sztuk Różnych. Przespałam się z tematem i bingo – bieg w kieckach – będzie głośno, kolorowo i mega rozrywkowo. A potem już potoczyła się lawina. Lawina dobroci, dobrej energii i pomocy przy organizacji ze strony miasta i fajnych babek, lokalnych przedsiębiorców i nie tylko, którzy przekazali mnóstwo upominków na nagrody dla uczestników. A patronat Prezydenta Miasta Legionowo, Areny Legionowo i Powiatu Legionowskiego był dla mnie wielkim wsparciem.
Cudowne słońce, wolna niedziela od handlu, a kilkanaście minut przed 12-tą plac przez Urzędem Miasta zapełnia się kobietami w kolorowych sukienkach i spódnicach. Panowie się zatrzymują, podziwiają, robią zdjęcia. Kilka słów od organizatorki, troszkę więcej od Prezydenta Romana Smogorzewskiego, który objął imprezę patronatem, rozgrzewka i pobiegli.
– Myślałam, że będzie z 30 osób, a ledwo wysiadłam z samochodu i już zauważyłam pełno kolorowych kiecek – mówi Ewa Pokojska z ekipy Wybiegaj siebie.
Zarówno początkujące biegaczki, jak i te bardziej doświadczone postanowiły pokonać te trzy kilometry po legionowskich chodnikach. A nie były to takie zwyczajne kilometry. Mnóstwo endorfin, wspaniałych humorów, uśmiechów widać było z daleka. Energia, taka, że starczyłoby na kilka elektrowni atomowych. Mijane osoby patrzyły ze zdziwieniem i entuzjazmem na ten kolorowy korowód, jak się okazało nie tylko płci pięknej. Kilku panów pokazało, że ma dystans do siebie i potrafi się cudnie bawić. Założyli nie tylko buty do biegania ale i spódnice, w których prezentowali swoje bądź co bądź zgrabne nogi.
– Zadzieram kiecę i lecę było fajnym doświadczeniem – było bez spiny, nikt się nie ścigał – łagodność 200 uczestniczek biegu całkowicie stłumiła testosteron kilku męskich przebierańców, było wesoło i niezwykle przyjaźnie – relacjonował Artur Nowak, który założył zieloną kieckę.
Każdy z uczestników po pokonaniu trasy otrzymał medal i kwiatka, ufundowanego przez Urząd Miasta i Arenę Legionowo. Wzruszeniom uśmiechom nie było końca. – To mój pierwszy bieg, myślałam, że nie dam rady, będę biegać – to tylko niektóre zasłyszane opinie.
Na pewno przybędzie nam biegaczy w tym rozbieganym, już mieście. Po tulipanie i medalu kolejne niespodzianki. Kto nie ma szczęścia w miłości, mógł się sprawdzić w losowaniu nagród od osób, które bezinteresowanie wsparły imprezę, przekazując upominki. Szczęściary i szczęściarze wyszli z jeszcze większymi uśmiechami. A pozostałym gratulujemy miłości 😉
Impreza miała poruszyć Legionowo, a pojawiły się na niej również osoby z Warszawy i całego powiatu. Miała poruszyć i zachęcić do biegania, do aktywności. Pokazać kobietom, że sport jest fajny, radosny, a pot, to blask, który olśniewa. Chyba się udało, bo uczestnicy proszą o więcej, a Ania już zapowiada, że kolejna impreza w połowie czerwca, przy okazji Dni Legionowa. Wtedy kobiety pobiegną w spódnicach, a panowie w krawatach, bo jak wiadomo, klienci w krawatach są mniej awanturujący się.
[relacja Anna Szlendak – Mam Wybiegane, red.]