Legionowska Hala Arena była w ostatni weekend miejscem prawdziwej siatkarskiej uczty. W piątek i sobotę kibice mogli oglądać na parkiecie starcia siatkarskich reprezentacji Polski i Czech. Druźyna Andrei Anastasiego pokonała w piątek gości 3:0, ale następnego dnia uległa im 2:3. Były to ostatnie mecze Polaków przed wylotem do Japonii, gdzie pomiędzy 20 listopada a 4 grudnia rozegrany zostanie Puchar Świata siatkarzy. Będzie to pierwsza okazja do zakwalifikowania się do Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 2012r.
Pierwsze starcie bez sensacji
W piątkowy wieczór na trybunach hali zjawił się komplet publiczności. Wśród nich między innymi prezydent miasta, Roman Smogorzewski, a takźe druźyna naszych siatkarek Siódemki. Polacy przystąpili do pierwszego starcia z Czechami w najsilniejszym składzie. Trener Anastasi nie oszczędzał nikogo, dając szanse na wykazanie się przed turniejem w Japonii. Mecz zaczął się od gry punkt za punkt, ale to Czesi schodzili na pierwszą przerwę techniczną prowadząc 8:6. Potem jednak Polacy zaczęli doganiać gości, czego efektem było prowadzenie 16: 14 na drugiej przerwie. Obie strony grały równo, nie moźna było wyróźnić lepszej ekipy. Dalsza część seta prowadzona była jedynie pod dyktando Polaków, którzy bez większych problemów wygrali 25:21. Trzeba przyznać, źe Czesi nie stawiali rywalom ogromnych wymagań. Początek drugiego seta w niczym nie róźnił się od pierwszego starcia. Gra znów toczona była punkt za punkt. Gospodarze sprawiali Czechom duźy problem dzięki swojej dobrej grze blokiem, szczególnie aktywni byli Moźdźonek i Winiarski. Polacy prowadzili wyrażnie aź do stanu 16:13. Wtedy to Czesi przebudzili się i zaczęli pogoń za wynikiem. Przy stanie 23:23 zrobiło się trochę nerwowo – Polacy poczuli się chyba zbyt pewnie i pozwolili gościom na odrobienie strat. Dobra końcówka pozwoliła im jednak na wygranie tej partii, tym razem 26:24.
Łatwe zwycięstwo
Trzeci set rozpoczął się od wyrażnego prowadzenie Polaków. Po asie serwisowym Jakuba Jarosza, schodziliśmy na przerwę techniczną prowadząc 8:5. Póżniej podopieczni trenera Jana Svobody złapali wiatr w źagle. Grali zdecydowanie lepiej niź w I i II secie, wychodząc nawet na prowadzenie 17:15. Wtedy właśnie przebudził się polski blok i biało-czerwoni zdołali wyrównać. Czesi natomiast wykazali się niekonsekwencją i gapiostwem, poniewaź nie wykorzystali kilku powaźnych błędów Polaków, które mogły zapewnić im wygranie tego seta. Ostatecznie starcie wygrali gospodarze 27:25 i cały mecz dość łatwo, 3:0. Polacy wystąpili w składzie: Nowakowski, Winiarski, Zagumny, Bartman, Kubiak, Moźdźonek, Ignaczak (libero) oraz Ruciak, Zatorski (libero), Jarosz, Źygadło. Po tym spotkaniu trener Anastasi powiedział: – Jestem zadowolony z postawy druźyny. Spotkaliśmy się po raz pierwszy po ME i po kilku dniach treningów w grze zdarzały się jeszcze przestoje, co nieuniknione, ale mecz przebiegał po naszej myśli.
Emocje miały jednak nadejść drugiego dnia.
Gorszy drugi dzień
Drugiego dnia na Arenie takźe zjawił się komplet publiczności, a wśród gości kamery telewizyjne znalazły między innymi złotego medalistę w pchnięciu kulą z IO w Pekinie, Tomasza Majewskiego. Trener Anastasi desygnował do gry rezerwowy skład, który zanim się obejrzał przegrywał juź w pierwszym secie 3:8. Między naszymi zawodnikami słabo funkcjonowało przyjęcie i komunikacja w ataku. Tuź po pierwszej przerwie technicznej grożnie wyglądający upadek zaliczył Zbigniew Bartman, ale pokazał charakter – nie chciał pomocy lekarza – po kilku chwilach wstał i mógł kontynuować grę. Od stanu 6:8 dla Czechów dobrze zaczął funkcjonować nasz blok. Goście zaczęli się gubić, choć ich wypracowana przewaga nadal się utrzymywała. Polacy dogonili gości przy stanie 18: 18 i wyszli na prowadzenie po bloku Łukasza Źygadły. Końcówka była jednak nerwowa. Podopieczni Anastasiego mieli nawet piłkę setową, ale nie wykorzystali jej po błędzie Jarosza. Czesi skorzystali z tego prezentu i przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść, zwycięźając 28: 26. Początek drugiego seta to kopia wczorajszego meczu – gra punkt za punkt, w której nikt nie zyskuje znaczącej przewagi. Czesi rozkręcili się dopiero po przerwie technicznej i wyszli na zdecydowane prowadzenie. Aź do końca utrzymywali bezpieczną, sześciopunktową przewagę, nie pozwalając rywalom na rozwinięcie skrzydeł. Dzięki temu wygrali i tę partię, tym razem 25:18.
Główni aktorzy – sędziowie
Od początku trzeciego seta Polacy nadziewali się na blok Czechów, którzy kontynuowali dobrą grę z poprzedniej części spotkania. Biało-czerwoni dogonili rywali przy stanie 11:11 i wyszli na prowadzenie po asie serwisowym Michała Winiarskiego. Podopieczni trenera Svobody szarpali, udało im się w końcu odwrócić losy spotkania. To, co zdarzyło się potem nie do końca było dla gości jasne. Przy stanie 25:24, mieli piłkę meczową i mogli wygrać to spotkanie – po ich ataku wydawało się, źe mecz jest juź skończony, ale sędzia przyznał punkt Polakom, co wywołało burzę protestów w czeskiej ekipie. Potem piłka po zagrywce biało-czerwonych przetoczyła się na stronę Czechów, spadając między zdezorientowanych zawodników. Po autowym ataku gości seta wygrali ostatecznie Polacy, 28:26. Set czwarty to pokaz nieco stronniczego sędziowania na korzyść Polaków. Wszelkie wątpliwości były rozstrzygane na ich korzyść. Bardzo dobrze w polskiej ekipie grał Michał Ruciak, który dzięki dwóm asom serwisowym wyprowadził swoją druźynę na prowadzenie, którego nie oddała do końca, zwycięźając 25:21. A więc czekał nas tie-break.
Zasłuźona wygrana Czechów
Piąty set był przypieczętowaniem dobrej gry przyjezdnych. Od początku do końca prowadzili grę, mimo niekorzystnych decyzji sędziów. Przy stanie 11:15 Czesi odbili nasz blok, zdobywając punkt i wygrywając to starcie, a takźe cały mecz 3:2. Błędne decyzje arbitrów dały kibicom moźliwość oglądania jeszcze dwóch setów, ale mecz powinien się chyba skończyć w trzeciej potyczce, gdy sędziowie zabrali gościom zwycięstwo. Polacy zagrali tego dnia w składzie: Nowakowski, Winiarski, Kurek, Bartman, Źygadło, Czarnowski, Zatorski (libero), a takźe Kubiak, Wiśniewski, Jarosz, Ruciak. – Forma będzie za tydzień, a wszystko zweryfikuje boisko – dodał po meczu Zbigniew Bartman. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wiara w jego słowa.
Tomek Piwnikiewicz