Garmin Iron Triathlon Piaseczno 2018. Debiut Julity Wasik, 22 miejsce Łukasza Jaworka

triathlon-piaseczno

Julita Wasik jako pierwsza z Grupy Biegowej CHTMO ukończyła zawody w triathlonie! (fot. J. Wasik)

W Piasecznie odbyła się kolejna impreza z serii Garmin Iron Triathlon. Triathloniści rywalizowali w dwudniowych zawodach na dwóch dystansach 1/4 i 1/8 IM. W podwarszawskiej miejscowości zaprezentowali się „nasi”.

Na dystansie 1/8 IronMan zaprezentował się Łukasz Jaworek z Trzcian oraz debiutująca w tej dyscyplinie sportu, zawodniczka Grupy Biegowej CHTMO, Julita Wasik. Jaworek zajął wysokie 22 miejsce z czasem 1:11:09 i stratą do zwycięzcy 6 minut i 50 sekund.

Debiut w triathlonie

Julita Wasik po raz pierwszy zdecydowała się na start w tak trudnej konkurencji. Przygotowywała się do tego startu… w tajemnicy. Dopiero po ukończeniu rywalizacji w Piasecznie pochwaliła się swoim osiągnięciem. Zajęła 256 lokatę z czasem 1:42:17. Co miała do powiedzenia po imprezie?

Pomysł z triathlonem pojawił się przy okazji wożenia syna na zajęcia w szkółce pływackiej. Żeby nie tracić czasu siedząc na trybunach, zaczęłam pływać na torze obok. Nie umiałam pływać wcale. Jakoś wychodziła mi tzw. żabka dyrektorska, ale po kilku basenach nie miałam już siły. Po jakimś czasie wzięłam kilka prywatnych lekcji i nauczyłam się podstaw kraula. No i zaczęłam chodzić na basen coraz bardziej regularnie. Jednaj mimo najszczerszych chęci nie opanowałam kraula do tej pory tak, żeby pływać swobodnie. Biegam od kilku lat, rower uwielbiam i staram się nim jeździć przy każdej okazji. Nic tylko pomyśleć o triathlonie. Zapisałam się na zawody, na 1/8 dystansu Ironmana. Chciałam zobaczyć czy mi się to w ogóle spodoba. Celem było ukończenie i dobra zabawa.
W sobotę obudziłam się o czwartej rano, zwlokłam z łóżka męża, który miał mnie zawieźć na start i wiernie kibicować. Najbardziej przerażał mnie etap pływania. Bez żadnej bojki asekuracyjnej miałam wejść do wody i płynąć w tłumie innych osób. Ogarnął mnie taki lęk, że przez pół dystansu nie mogłam uspokoić oddechu. Ale jakoś się udało. Nawet nie byłam ostatnia chociaż wiedziałam, że pływanie jest moją piętą achillesową. Do pokonania rowerem miałam 22,5 kilometra i ten dystans pokonałam bez problemu choć mocno zmęczona. Zazwyczaj moja jazda na rowerze jest raczej rekreacyjna, a tu musiałam trochę mocniej pedałować. No i na koniec bieganie. To już poszło bez większego trudu, choć po rowerze czułam trochę zmęczenie nóg.
I cóż mogę powiedzieć… Że chyba mi się spodobało, bo na takich zawodach nie ma nudy, cały czas się coś dzieje. Czas zacząć przygotowywać się na następny start, żeby już nie było to działanie takie spontaniczne tylko bardziej przemyślane.