10. Marathon International de Casablanca 2017. „Nasi” startowali w Maroku! (galeria)

23140399_1673532509344637_941238726_n

"Nasi" w Casablance (fot. arch. własne P. Witkowskiego)

W minioną niedzielę w Casablance w Maroku odbył się 10. Marathon International de Casablanca 2017. Na afrykańskim kontynencie zaprezentowali się Polacy, a wśród nich dwóch zawodników Wieliszew Heron Team – Hubert Gronowski i Paweł Witkowski oraz Mateusz Oczkowski z Grupy Biegowej CHTMO!

Wyjazd na drugi pod względem wielkości kontynent został zorganizowany został przez dwóch pasjonatów biegania Mateuszówa Banasia i Jasińskiego, którzy zajęli się organizacją przelotu, transportu na miejscu i rezerwacji pokojów hotelowych.

Wyprawa Do Casablanki okiem Pawła Witkowskiego

Jeśli chodzi o organizację wyjazdu, to było bardzo dobrze, wesoło i ciekawie. Mieliśmy okazję zobaczyć trzy kompletnie różne miasta w Maroku: Agadir, Casablanca i Marrakesz. Dodatkowo mieliśmy okazję zobaczyć starą część Casablanki oraz Marakeszu, która robi niesamowite wrażenie. Pomiędzy miastami przemieszczaliśmy się wynajętym busem, co dało też swobodę zatrzymywania się tam, gdzie akurat chcieliśmy.

Parę słów o organizacji maratonu i samego startu

Maraton w Casablance zdecydowanie zmienia sposób myślenia o organizacji biegów. Organizatorzy dołożyli wszelkich starań, aby usunąć wszelkie trudności związane ze znanymi nam czynnościami przed startem. Depozytu na rzeczy nie było, więc też nie było kolejek. Tak samo nie było kolejek do toalet, bo w sumie ich też nie było. To znaczy jak ktoś był wystarczająco dociekliwy, to mógł odnaleźć zasłonięte namiotem organizatorów cztery toi-toie, ale… chyba „nieczynne”. Całe szczęście udało się jakoś dotrzeć na start, a jako depozyt wykorzystaliśmy naszego busa, którym dojechaliśmy odpowiednio wcześnie, tak aby zaparkować blisko startu.

W Casablance startowały trzy biegi:

– 10 km – 1660 mężczyzn i 344 kobiety

– Półmaraton – 1318 mężczyzn i 78 kobiet

– Maraton – 106 mężczyzn i 13 kobiet

Start półmaratonu i maratonu był zapowiedziany na 7:45, a start biegu na 10 km na 8:00. Pierwsze biegi wystartowały punktualnie, ale bieg na 10 km z niewiadomych powodów ruszył nagle o 7:56. Całe szczęście byłem już ustawiony z przodu stawki. Wszystkie biegi miały oznaczenia strzałkami na ulicy: czerwone to 10 km, niebieskie dla półmaratonu i żółte dla maratonu. Trasa 10 km była jeszcze do ogarnięcia bez pomyłek, ale trasa maratonu przebiegała dwoma „pętlami”, niestety nie tożsamymi, więc na części skrzyżowań strzałki były dwie: jedna w prawo lub w lewo, a druga prosto. Bez wskazówek jak należy biec na pierwszej, a jak na drugiej pętli. Miałem okazję biec końcówkę maratonu z jedną z uczestniczek z Polski, Kamilą Perucką, która miała tego pecha, że pobiegła w złą stronę na jednym ze skrzyżowań, o czym się zorientowała po około 1 km i wróciła na poprawną trasę. Dlatego też akurat ten maraton miał dla niej ponad 44 km. Organizatorzy biegu chyba jednak nie do końca zrozumieli, że zawodnicy kończący maraton będą biegli powyżej trzech godzin, bo jak już ostatni zawodnicy kończyli półmaraton, przywrócono ruch uliczny, a punkty odżywiania, na których były tylko butelki z wodą, powoli zaczęły być zwijane. Ponieważ maraton biegło tylko 119 zawodników, stawka się rozciągnęła wyglądało to tak, że samemu trzeba było biec na ruchliwej ulicy, nierzadko pod prąd. Na skrzyżowaniach teoretycznie stali policjanci albo osoby od organizatora, ale nie do końca byli zainteresowani tym co się dzieje i z reguły biegacze musieli sobie radzić samemu. Dobiegliśmy szczęśliwie do mety, choć kilka razy wymuszaliśmy pierwszeństwo na skrzyżowaniach. Na mecie okazało się, że medali dla maratończyków już nie ma, choć mimo przebiegnięcia 44 km, Kamila znalazła się na 45 miejscu w kategorii OPEN z czasem 3:21:40. Medale skończyły się chyba zaraz na początku. Wiele osób było bardzo niezadowolonych z tego faktu, bo choć nie biegnie się dla medalu, to jednak walka o życie na skrzyżowaniach po przebiegnięciu kilkudziesięciu kilometrów zasługuje na jakąś pamiątkę. Znalazło się w zastępstwie kilka medali z biegu na 10 km. Na koniec zostały jeszcze niespodzianki w postaci wyników elektronicznych, na których większości z nas nie było, albo niektórzy zostali klasyfikowani w biegu na 10 km, mimo że biegli półmaraton lub maraton, z czasem liczonym od 7:56.

Czytając tę relację z samego biegu można by odnieść wrażenie, że wyjazd był w jakimś stopniu nieudany – nic bardziej błędnego. To było świetne doświadczenie, z perspektywy paru dni już śmieszne, a na pewno była to super przygoda, której nie zapomnimy.