Biegiem w Powiecie. Cz. 79. Runners Team Jabłonna biegał w Szczytnie

RTJ

Runners Team Jabłonna w Szczytnie (fot. A. Bruderek)

Szczytno to miasto, które dobrze znamy z lektury książki Henryka Sienkiewicza – Krzyżacy. Tam właśnie odbyła się 29. edycja Maratonu Juranda oraz towarzyszący mu bieg na 10km. W imprezie wzięli udział Tomasz Bruderek i Mariusz Mówiński.

Pierwszy z zawodników Runners Team Jabłonna pobiegł w maratonie, osiągając czas 3:28:10, co dało mu 37 miejsce. Drugi na dziesięciokilometrowej trasie był 54. z czasem 50:51.

Okiem Tomasza Bruderka

No tak, dzisiaj 20 stopni. Wczoraj oczywiście nie mogło być takiej temperatury, bo Bruderek biegł maraton. A jak maraton, to czas na opalanie się… Opalanie przypadło na 29. Maraton Juranda w Szczytnie. Niestety opaliłem się nierówno, bo w regulaminie zawarty był zapis, że muszę biec z numerem startowym, który trzeba było do czegoś przyczepić. To pobiegłem w koszulce, ale za to czapkę mogłem założyć na bakier…

Po Orlen Warsaw Marathon przyszedł czas na królewski dystans w bardziej kameralnej otoczce. Na szczęście mniejsze zawody nie muszą być gorsze. Mało tego, niektóre mniejsze są ciekawsze i zdecydowanie dłużej zapadają w pamięci. Myślę, że tak będzie w przypadku Maratonu Juranda. Wszyscy tacy jacyś swojscy. Można z wszystkimi pogadać jak z dobrymi znajomymi. Nie trzeba szukać depozytów, cateringów i takich tam, bo wszystko jest praktycznie w jednym miejscu. Pierwszy raz widziałem, żeby organizatorzy czekali z dekoracją zwycięzców do czasu wbiegnięcia ostatnich zawodników. Miłe to było. Najlepszych zawodników czekały nie tylko nagrody, ale i … pasowanie przez samego Juranda. Ponoć Elvis żyje, ale jego nie widziałem. Mogę za to zapewnić, że Jurand żyje i ma się dobrze. I do tego wszystkiego jeszcze ludzie z okolicznych miejscowości, którzy nie tylko kibicowali, ale i organizowali punkty z wodą. Przy takiej pogodzie zawodnicy czerpali całymi garściami. Coś czuję, że jeszcze tam zawitam. Z opalania także zadowolony był Mariusz Mówiński, z którym razem wybraliśmy się do Szczytna. Przynajmniej na takiego wyglądał. On nie tylko się opalił, ale także świetnie pobiegł w 2. Dyszcze Jurandówny. Hmm, Juranda widziałem, ale nie widziałem Jurandówny. Pewnie gdzieś się krzątała…