Kolejne starty biegowe zanotował Mariusz Wronowski z Legionowa. Poruszający się na wózku, strażak, chory na stwardnienie rozsiane znów pokazał się z bardzo dobrej strony!!!
Wheelmageddon – Nasielsk – 14 października
W Nasielsku Mariusz zajął 3 miejsce z czasem 45:30.
Po ciężkie drugiej edycji biegu za cel stawiałem sobie, że powalczę o podium. Udało się! Bieg był ciężki, a dodatkowo zaliczyłem spektakularną wywrotkę na trasie. Na kolejnych przeszkodach udało mi się dojechać na pozycji dającej upragnione miejsce na podium. Podziękowania dla moich koleżanek, Moniki i Danusi, za doping na trasie!
Po dniu przerwy… Maraton w Poznaniu
Już dzień później Mariusz zameldował się w Poznaniu, gdzie wystartował w kolejnym maratonie. Jakie wrażenia przywiózł ze stolicy Wielkopolski?
Powrót do Legionowa i od razu ruszam do Poznania. To była ciężka noc, bo byłem zmęczony i niewyspany. Nie zregenerowałem się, do tego brałem antybiotyk i leki przeciwbólowe. Zapał do walki był, ale już na starcie „niespodzianka” w postaci 55-minutowego opóźnienia startu imprezy. Po starcie, po 8 kilometrze wiedziałem już, że ze ścigania nic tego dnia nie będzie. Walczyłem ze swoimi słabościami i tak jak Emil Dobrowolski, maratończyk z Chotomowa, ukończyłem rywalizację na 5 miejscu w kategorii wózków aktywnych.
Maraton w Wenecji
W minioną niedzielę Mariusz uczestniczył w Venicemaraton. To maraton w jednym z najpiękniejszych miast Europy – Wenecji. Tu nasz rodak wygrał rywalizację!
Wenecja to przepiękne miasto, skrywa pośród swych alejek tajemnice i tramwaje wodne, gdzie przez nie wszędzie można się przedostać. Początek biegu w Stra w miejscowości i gminie w regionie Wenecja Euganejska, w prowincji Wenecja. Stra to miasteczko willowe dosyć malownicze, a na starcie tylko w dwóch zawodników na wózkach. Były jeszcze inne osoby niepełnosprawne z SMA, które przebiegły truchtem cały dystans, około 40 dzieci jak i dorosłych niepełnosprawnych i wolontariuszy którzy pomagali im w biegu. Początek biegu to znakomity start. Na 3 kilometrze asfalt poszarpany jak tarka, niestety dla mnie dosyć ciężko i rywal mnie dogonił i uciekł. Kolejne kilometry jazdy i wyprzedzanych mnie biegaczy mobilizowały do dalszej walki. W mniejszych i większych miasteczkach liczne tłumy mieszkańców stojących przy drogach i oczekujących na maratończyków. Wenecja wspaniała tego dnia, bo w końcu wyszło słońce. Mimo częściowo zalanego placu św. Marka to i tak woda do łydek w najmniejszych punktach zalania, przez które trzeba było przejechać, wiec buty i skarpetki mokre. Przy każdym moście stali strażacy, którzy pomagali maratończykom w wbieganiu, wjeżdżaniu na mostki. Na zjedzie już do Wenecji udało mi się dogonić i przegonić pod górkę kolegę z Włoch i uciec mu na kolejnych mostach w Wenecji. Wspaniały bieg, wspaniała organizacja, wspaniali mieszkańcy Wenecji i turyści którzy też dopingowali podczas maratonu. Do mety udało się dojechać na 1 miejscu, mimo że w to nie wierzyłem już na samym starcie, widząc wózek atletyczny kolegi.