Bravehearts Legionowo. „Zalany” Poniedziałek

Runmageddon

Legionowskie Waleczne Serca zorganizowały nie lada imprezę sportową w Lany Poniedziałek.

Legionowska grupa Bravehearts, wielcy pasjonaci aktywności fizycznej zorganizowali wraz z Runmageddonem trening, podczas którego 80 śmiałków spaliło bardzo dużo kalorii, świątecznych kalorii! Jak na Lany Poniedziałek przystało woda lała się strumieniami. Tuż przed imprezą zapewniali, że już na starcie wszyscy będą mokrzy i też tak się stało. Dzięki strażakom z OSP na rozgrzewce wszyscy zostali potraktowani strażacką sikawką.
A potem było już tylko gorzej. Brud, pot, krew, siniaki.

Amatorzy aktywności fizycznej wykazali się niebywała odwagą i stawili czoła mocnej ekipie, która uwielbia krzyczeć i zaganiać do walki. Grupą zajęła się trójka z Bravehearts – Ania, Sławek i Paweł. Poprowadzili oni 3 ekstremalne treningi, a każdy był wymagający i każdy w swoim stylu. Wymieniali się tylko grupami i każdą w równym stopniu sponiewierali, upodlili, zlali, kazali biegać, skakać, targać, czołgać się i wspinać. Od 14.00Park im. Jana Pawła w Legionowie zamienił się w ekstremalny tor przeszkód. Na torze każdy z zawodników musiał wspiąć się na linę, drabinki, musiał czołgać się pod ławkami, zasiekami, samochodem. To czołganie było utrudnione błotem i wodą, której strażacy nie szczędzili. Nikomu nie pozwolili zostawić na sobie suchej nitki. Woda lała się koncertowo. Takich brudnych i mokrych wyłapywał Paweł Terminator Kozłowski, który kazał szarpać ciężką line, omiatać Bułgarem i stosował inne męczarnie. Po nich przenosili się do Ani, gdzie mogli poczuć się jak wulkanizatorzy i Mikołaje. Przysiady z oponami, sprinty z workami napełnionymi piachem. Biorąc pod uwagę fakt, że Ania ma donośny głos i dobry wzrok, każdy bał się zatrzymać choćby na chwilę.
Po takiej zabawie przyszedł czas na wykańczającą tabatę siłową u Sławka. Trening w parach, wykorzystujący ciężar ciała partnera dobił towarzystwo.
Po skończonych trzech seriach można było podjąć challenge, podczas którego do wygrania był voucher na następny Runmageddon. Kto dłużej wytrzymał w pozycji deski, ten start w imprezie ma zapewniony. Na koniec imprezy na każdego czekały niezłe babki, napoje od Komodo Energy Drink i ponowne zlanie wodą ze strażackim sikawek. Warto było, popatrzeć, kibicować i przeżywać to razem z nimi, by następnym razem dołączyć, bawić się spalać już nie tylko świąteczne kalorie.

Tekst: Anna Szlendak