O tym, w czyje ręce trafi blisko 200 nieruchomości położonych na terenie powiatu legionowskiego, które przed drugą wojną światową tworzyły majątek zamieszkałego w Jabłonnie hrabiego Maurycego Potockiego, przesądzają właśnie krajowe sądy.
Prawa do tych ziem z jednej strony roszczą sobie lokalne władze samorządowe, które twierdzą, że na podstawie dekretu z 1946r. ich właścicielem stał się skarb państwa. Z drugiej strony Herakliusz Jerzy Lubomirski twierdzi, że jest spadkobiercą po hrabim Maurycym Potockim, co potwierdza prawomocnym orzeczeniem sądu o stwierdzeniu nabycia spadku.
Z Herakliuszem Jerzym Lubomirskim, spadkobiercą majątku hrabiego Maurycego Potockiego, rozmawiam o kulisach tych kilkuset procesów sądowych toczących się na różnych krajowych wokandach oraz o okolicznościach, w których wszedł on w posiadanie tego ogromnego majątku po swoim wybitnym wuju arystokracie.
Magdalena Siebierska: Tym, co pchnęło Pana do kontaktu z redakcją Gazety Powiatowej była nasza publikacja, w której władze samorządowe zarzuciły Panu, że w sposób przestępczy wszedł Pan w posiadanie prawomocnego wyroku polskiego sądu potwierdzającego Pana prawa do spadku po hrabim Potockim…
Herakliusz Jerzy Lubomirski: Tak. Nie jestem mściwym i pamiętliwym człowiekiem, ale też nie dam wejść sobie na głowę. Ja żadnego przestępstwa nie popełniłem, zaś w sposób przestępczy działali legionowscy urzędnicy, którzy w latach 50. sfałszowali miejscowe spisy mienia opuszczonego i rejestry terenów miejskich mienia opuszczonego, zaś na podstawie tych fałszerstw totalitarny skarb państwa zrabował blisko 200 nieruchomości w przeszłości należących do mojego wuja hrabiego Maurycego Potockiego, zaś obecnie demokratyczne władze samorządowe powołując się na komunistyczny dekret o majątkach opuszczonych i poniemieckich usiłują zrabować blisko 200 kolejnych legionowskich działek, które przed drugą wojną światową również tworzyły jabłonowską posiadłość mojego wuja. Na hrabim Potockim dokonano niejako podwójnej zbrodni komunistycznej, co stwierdził w swoim postanowieniu z dnia 2 kwietnia 2019r. prokurator Instytutu Pamięci Narodowej (IPN). W 2018r. wystąpiłem do IPN-u z wnioskiem o przyznanie wujowi Potockiemu statusu osoby pokrzywdzonej przez system komunistyczny. Śledczy przyznali mi rację, potwierdzając zarazem, że będący i arystokratą i członkiem Armii Krajowej (AK) wuj Potocki był przez komunistów przez wiele miesięcy bezprawnie więziony i represjonowany. IPN zbrodnią komunistyczną nazwał też wytwarzane w tamtych latach dokumenty. Chodziło tu zwłaszcza o fałszerstwa, o których wspomniałem, a których dopuścili się urzędnicy prezydium miejskiej rady narodowej w Legionowie. Do przestępstw tych doszło na pewno po 1952r. tj. przynajmniej 3 lata po śmierci wuja Potockiego. W kwietniu tego roku, śledczy z IPN-u jasno stwierdzili, że działania ówczesnych urzędników miały charakter przestępczy, ponieważ działali oni w celu osiągnięcia korzyści majątkowych na szkodę spadkobierców zmarłego hrabiego Potockiego. Sam hrabia nie mógł wówczas wrócić do Polski, bowiem z rąk polskich władz komunistycznych groziła mu śmierć. Mimo tych ustaleń postępowanie karne zostało umorzone, ponieważ osoby które powinny za te zbrodnie ponieść odpowiedzialność, już nie żyją. Przedmiotowe postanowienie zaskarżyłem, wnosząc o dalsze poszukiwanie sprawców. Sprawa jest nadal w toku. Tej samej zbrodni usiłuje się teraz dokonać na mnie, tyle że czynów tych dopuszczają się demokratyczne władze samorządowe…
Co Pan ma na myśli?
Miasto i powiat legionowskie rozpętały wojnę totalną przeciwko spadkobiercom hrabiego Maurycego Potockiego. Piszą na mnie donosy, włóczą po policji i prokuraturze, opóźniając tym samym finały postępowań sądowych. Nie wskazując nikogo palcem, już w przeszłości ukradziono kilkaset działek należących do mojego wuja. Proceder nielegalnego przejmowania nieruchomości zatrzymał się w 1989 roku wraz z przemianami demokratycznymi w Polsce. Następnie ruszył ponownie w 2015 roku, po tym jak urządziłem księgi wieczyste dla nieruchomości, które nie zostały zrabowane. Technika przejmowania tych nieruchomości jest taka sama jak w czasach komunistycznych, ten sam dekret, podobne metody zakłamywania rzeczywistości – w pismach procesowych skarb państwa wskazuje m. in., że wuj Maurycy był konfidentem Gestapo. Wydaje mi się, że moje ujawnienie się zrujnowało plany obecnych legionowskich urzędników.
W 2015r. dla wielu legionowskich nieruchomości, w przeszłości stanowiących majątek hrabiego Maurycego Potockiego zaczął Pan zakładać księgi wieczyste. Miejscowy sąd założył te księgi dla blisko 200 z nich, jakby nie było na podstawie prawomocnego postanowienia innego sądu, stwierdzającego nabycie przez Pana spadku po hrabim Potockim. W jakich okolicznościach stał się Pan spadkobiercą po jabłonowskim arystokracie i jakie mienie wchodzi w skład tego spadku?
Hrabia Maurycy Potocki był moim wujem. Jego prababka pochodziła z Lubomirskich. W tamtych czasach uważano to za bliskie pokrewieństwo. Wśród arystokracji hołubi się pamięć. Wuja Potockiego nie poznałem, bo zmarł, zanim ja się urodziłem. Bardzo dobrze znałem za to jego drugą żonę, Marię Magdalenę Potocką. Zanim wyszła za mąż za wuja, była znaną aktorką. Potem stała się hrabiną i trzeba przyznać, że świetnie pełniła tę rolę. To była bardzo energiczna osoba, kobieta-generał. Po wojnie, ciocia Maria zajęła się obrotem nieruchomościami, rzecz jasna poza terytorium zależnej od sowietów Polski. Ciotkę poznałem w latach 80. ubiegłego wieku tj. wtedy, kiedy była już ona starszą panią. Ja sam miałem wtedy 14 lat. Nasze spotkania były możliwe, kiedy ciotka przeniosła się z Anglii do Francji do miejscowości, w której mieszkał wówczas mój ojciec, Herakliusz Sebastian Lubomirski. Ojciec mieszkał w domu zakupionym przez polskich kombatantów, zaś ciotka Maria zamieszkała drzwi w drzwi z nim. Zresztą wujostwo tj. hrabia i hrabina Potoccy traktowali mego ojca jak własnego syna. Mój ojciec podczas okupacji zamieszkiwał w pałacu w Jabłonnie. Ich relacje były bardzo bliskie, zaś nasze rodziny od lat się przyjaźniły. Poznałem ciotkę, gdyż regularnie odwiedzałem swojego ojca. Jako nastolatek miałem przyjemność wysłuchać wielu ciekawych jej opowieści dotyczących wuja Maurycego i jego posiadłości znajdujących się w Jabłonnie. Te nasze spotkania przeplatane były opowieściami rodzinnymi i trwały nieustannie aż do jej śmierci w 1990r.
Ciocia Maria w testamencie zapisała cały majątek po wuju Maurycym mojemu ojcu Herakliuszowi Sebastianowi Lubomirskiemu, który zmarł 2 lata po niej tj. w 1992r. Ja zaś przyjąłem spadek po ojcu na podstawie prawomocnego wyroku warszawskiego sądu w 2003r. W tym samym roku przeprowadziłem postępowanie spadkowe, w którym ten sam warszawski sąd orzekł, że na mocy ustawy spadek po Maurycym Potockim w całości nabyła Maria Potocka. 10 lat później na wokandzie, ale tym razem sądu legionowskiego odbyło się trzecie postępowanie spadkowe. W 2013r. Sąd Rejonowy w Legionowie orzekł, że spadek po Marii Potockiej na podstawie testamentu z dnia 21 września 1988r. w całości nabył mój ojciec. Wszystkie te sądowe postanowienia spadkowe są prawomocne i do tej pory nikt ich w żaden sposób nie wzruszył. W skład tego ujętego w ww. orzeczeniach sądowych majątku nieruchomościowego, który odziedziczyłem po wuju Maurycym, wchodzi blisko 200 nieruchomości położonych na terenie powiatu legionowskiego. W skład tego spadku wchodzi również pałac w Jabłonnie, który jest obecnie pod zarządem Polskiej Akademii Nauk (PAN). Większość tych działek w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego miasta przeznaczonych jest pod zabudowę jednorodzinną. Są one niezagospodarowane, zaś duża ich liczba leży w obrębie Bukowca i Grudzi, nieopodal Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMiGW).
Względem prawidłowości wymienionych przez Pana sądowych postanowień spadkowych, władze powiatu legionowskiego i miasta Legionowa mają jednak pewne wątpliwości i obecnie próbują je przed polskimi sądami powszechnymi wzruszyć. Urzędnicy odkryli, że hrabia Maurycy Potocki miał córkę, o istnieniu której sądy orzekające w tej sprawie nie wiedziały.
Przez długi czas ja sam nie wiedziałem, że wujostwo miało córkę. Ciocia Maria w swoich opowieściach nigdy o niej nie wspomniała. Nie dziwię jej się. Ja na jej miejscu, też nie opowiadałbym 14-letniemu chłopcu o takich dramatycznych historiach. Córka Potockich – Natalia – zmarła bowiem w latach 70. ubiegłego wieku, kilkanaście lat przed swoją matką, Marią. Przyczyną jej śmierci było przedawkowanie leków nasennych. O istnieniu Natalii Potockiej dowiedziałem się dopiero w trakcie tych wszystkich procesów sądowych z udziałem skarbu państwa. Z jednej strony, już wtedy zacząłem szukać jej potomków, zaś z drugiej, nie czekając na rozstrzygnięcia sądowe sam rozpocząłem kolejny proces spadkowy ją uwzględniający. Udało mi się też nawiązać kontakt z jej drugim mężem – panem Koziełł-Poklewskim, z którym rozwiodła się. Z jego relacji dowiedziałem się, że Natalia Potocka była bardzo chwiejną osobą o samobójczych skłonnościach, przez co była przedmiotem traumy rodzinnej. Pan Koziełł-Poklewski powiedział mi, że nie wie nic o tym, jakoby miała ona dzieci. Przedstawiciele powiatu legionowskiego i miasta Legionowa dowiedziawszy się o pominięciu Natalii Potockiej w postępowaniach spadkowych złożyli wniosek do warszawskiego sądu o zmianę tych orzeczeń, zaś na ten czas wszystkie procesy sądowe toczące się w Legionowie zostały zawieszone. Ja, nie czekając na rozstrzygnięcie sądu warszawskiego, przed sądem w Krakowie rozpocząłem kolejny proces spadkowy, tym razem z uwzględnieniem Natalii Potockiej i jej spadkobierców. Sprawa ta toczy się w Krakowie z uwagi na to, że tam był ostatni adres zamieszkania na terenie Polski cioci Marii Potockiej oraz Natalii Potockiej. Potem udały się one na emigrację. Obecnie w ramach tego postępowania prowadzone są poszukiwania spadkobierców Natalii Potockiej, zaś wszystkie sądy orzekające o prawach własności do tych blisko 200 legionowskich nieruchomości oraz do pałacu w Jabłonnie zawiesiły swoje postępowania i czekają na postanowienie sądu krakowskiego. Szacuję, że ten proces w Krakowie może jeszcze potrwać maksymalnie rok. Z arytmetyki dziedziczenia ustawowego wprost wynika, że nawet gdyby jacyś spadkobiercy Natalii Potockiej się odnaleźli, to i tak mnie przypadłyby większościowe udziały w spadku po hrabim Maurycym Potockim. Moim zdaniem, kwestia Natalii wypłynęła umyślnie i jest próbą wydłużenia postępowań sądowych ze strony urzędników miejskich.
***
Druga część wywiadu TUTAJ. Cała rozmowa dostępna jest w papierowym wydaniu Gazety Powiatowej z dnia 5 listopada 2019 r.