17 sierpnia w Orzyszu odbył się jeden z najtrudniejszych biegów w Polsce, IX Bieg Tygrysa. W zawodach wystartowały łącznie 3 osoby z powiatu legionowskiego.
Sławomir Jagnyziak w Dużej Beczce
Zawodnicy mieli do wyboru 4 różne biegi. Różniły się one dystansem, liczbą przeszkód oraz dozwolonym ubiorem i ewentualnym obciążeniem. Do najtrudniejszej rywalizacji, czyli Dużej Beczki, stanął Sławomir Jagnyziak, założyciel Bestie OCR Legionowo, który pobiegł w parze z kolegą ze swojej grupy, Jarosławem Gajowniczkiem z Warszawy. Z obciążeniem w postaci 2 cegłówek i atrapą broni, w wojskowych butach i mundurze musieli przebiec 30 km na poligonie wojskowym, a do pokonania na tym dystansie mieli 100 przeszkód. Dobiegli jako 22. para w czasie 5 godzin 6 minut i 43 sekundy.
Patrycja Bereznowska – pierwsza w Małej Beczce
W Małej Beczce, wystartowała Patrycja Bereznowska z Wieliszewa. To, co różniło tę rywalizację od Wielkiej Beczki, był brak dodatkowego obciążenia i bieg bez osoby towarzyszącej. Patrycja ukończyła zawody jako pierwsza kobieta (jako 6. open) w czasie 3 godziny 33 minuty, 37 sekund. Dla Patrycji był to zarówno solidny trening na przeszkodach jak i okazja na sprawdzenie swoich sił przed Ultra Spartanem, w którym wystartuje już 24 sierpnia w Krynicy.
Debiut Tomka Bonisławskiego
Na najkrótszym dystansie, 12 km, i z 30 przeszkodami na trasie zmierzył się Tomasz Bonisławski z Bestie OCR Legionowo. Tutaj również startowało się indywidualnie, ale już bez munduru i obuwia wojskowego. Tomek do mety dobiegł jako 19. z czasem 1 godzina, 18 minut, 33 sekundy.
Relacja Sławomira Jagnyziaka:
Bieg tygrysa to prawdziwy weryfikator przygotowania wytrzymałości i psychiki. Biorąc pod uwagę fakt, jak niewiele czasu mam tak naprawdę na swoje treningi, to uważam, że nasz występ wypadł naprawdę poprawnie 🙂 Już przed samy startem wraz z Jarkiem po pierwszej wizji lokalnej doszliśmy do wniosku, że nie będzie łatwo. Atmosferę podgrzewali amerykańscy żołnierze z kontyngentu NATO, którzy swoim wiekiem i właściwościami skutecznie gasili w nas wiarę w we własne możliwości i z wielkich planów startowych zeszliśmy do zwykłego „aby dobiec”. W pakiecie startowym oprócz kilku gadżetów i koszulki dostaliśmy 2 kostki brukowe i gumową atrapę kałasza, który nie ważył tak dużo, ale był cholernie nieporęczny. Taktyka na te gadżety: kostki do plecaka, kałasz do ręki i co 5 km zmiana. Zaraz po starcie organizatorzy zadbali o to, aby nie było nam zbyt luksusowo i przeprowadzili trasę przez rzeczkę. Mokre buty, mokre spodnie plus 1,5 kg do armour. Bieg, duuuuużo biegu to moja charakterystyka tygrysa. Długie, niekończące się połacie poligonu, pełne parzącego słońca i suchego piachu. Te odcinki zapamiętam na długo…Przeszkody? Pozornie proste, bez problemu do pokonania, ale… po 20 km, kiedy obciążenie zbiera swoje żniwo w postaci coraz częstszych skurczy, bolących stawów… wtedy każda, nawet najprostsza przeszkoda, która wymaga podniesienia nogi, jest mega wyzwaniem. Po 19 km pęka nam ramię od plecaka. Biegniemy trzymając plecak na jednym barku. Po drodze mijamy młodych ludzi, którzy krzyczą z bólu od atakujących ich skurczy, które dopadają już nawet podczas marszu. Ostatni shot magnezowy poświęcamy dla amerykańskiego żołnierza, który próbuje rozbić rękoma pospinane nogi. Słońce robi swoją robotę… Obydwoje z Jarkiem zaciskamy zęby robiąc kolejne kroki. Nie ma dużo rozmowy ze sobą, jest tylko myślenie, o tym żeby biec przed siebie. Zbliża się kanał, noga wpada mi po kolano w czarną breję która zasysa nogę. W tym momencie mocny skurcz, pachwina, udo.. Lecę do przodu i czuję, jak wygina mi kolano w przeciwnym kierunku . Ostatkiem sił robię szybki obrót i przekręcam się na plecy tym samym ratuję nogę przed złamaniem… to chyba jedyna sytuacja, którą zapamiętałem jako niebezpieczną… Dobiegliśmy… Czas 5 godzin i 6 minut . Zarówno organizatorzy jak i uczestnicy, którzy już biegli w tym biegu, określili tą edycję jako najtrudniejszą od wielu lat. Patrzymy na listę i uśmiechamy się do siebie nie mówiąc nic. Zostawiliśmy za sobą 80% amerykańskich żołnierzy z kontyngentu NATO, którzy albo przybiegli za nami albo nie ukończyli biegu w limicie.
fot. SLIVArt.photo