Gdy dorosnę, zostanę wójtem

5204496c29f28.jpg

 

Na łamach gazety w ciągu całego roku przewijają się fotografie powaźnych polityków. Jednak w tym wyjątkowym dniu, jakim jest Dzień Dziecka, pokusiliśmy się o pokazanie naszym czytelnikom zupełnie innej twarzy naszych liderów samorządowych. Ocieplenie wizerunku, do którego namawialiśmy zaproszonych na tę okazję  polityków, spotkało się źyczliwym przyjęciem, za co serdecznie dziękujemy. Okazuje się, źe Starosta, Prezydent, Wójtowie i Burmistrzowie chętnie podzielili się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa. Czy chociaź część marzeń, o które zabiegali jako małe dzieci, zdołała się spełnić?

 

 

Paweł Kownacki
Wójt Gminy Wieliszew

Urodziłem się w obecnym budynku Muzeum Historycznego w Legionowie. Jako dziecko zaczytywałem się w ksiąźkach Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka. Bardzo chciałem być podróźnikiem. Po pewnym czasie marzyłem, by zostać źołnierzem, jak mój o wiele starszy brat cioteczny Marek, który obecnie jest w randze pułkownika Wojska Polskiego. Marek był moim idolem równieź ze względu na swoje zainteresowanie historią. Podobno byłem strasznym gadułą i najczęstszą uwagą w dzienniczku była informacja, źe rozmawiałem na lekcjach. Niedawno dowiedziałem się, źe zadawałem bez przerwy mnóstwo pytań, czym wprawiałem dorosłych w zakłopotanie. Z ulubionych zabaw pamiętam grę w państwa, kiedy najczęściej deklarowałem, źe jestem Kanadą. A jeśli z powodu pogody nie moźna było grać w państwa, bawiliśmy się z rodzeństwem w podróźowanie samolotem. Pokój stawał się wtedy całym światem. Przewodnikiem była mapa, którą przypadkiem udało mi się kupić w kiosku w Wieliszewie. W mojej rodzinnej Komornicy w lasach bawiłem się z rówieśnikami w miasteczko, które posiadało sieć dróg, własną gazetę, a nawet pieniądze. To były naprawdę przyjemne dni, beztroskie, ale gdy patrzę na nie z perspektywy czasu, bardzo waźne. Oczywiście chciałbym mieć obecne doświadczenie i źyć w tamtych czasach.

 

Jan Grabiec
Starosta Legionowski

 
Urodziłem się w legionowskiej porodówce, a więc w dzisiejszym Muzeum Historycznym Miasta Legionowa. Dzieciństwo spędziłem na tzw. III Parceli, a do ulubionych zabaw naleźało bieganie po kałuźach powstających na piaszczystych drogach po kaźdym deszczu i gra „w kapsle” na kaźdej przerwie w szkole „dwójce”. „Kapslowe” wyścigi wzorowane na „Wyścigu Pokoju” (kapsle udekorowane były flagami państw) rozpalały nasze emocje do czerwoności.
W podstawówce często błąkaliśmy się z kolegami po okolicznych laskach w poszukiwaniu łusek po pociskach. Chyba byłem dosyć grzecznym dzieckiem, choć zdarzało się być „wytarmoszonym” za uszy przez nauczycielkę w szkole. Moźe powodem tych zdarzeń było moje roztargnienie. Pamiętam, źe ciągle coś gubiłem: często wracałem do domu po szkole bez jednego kapcia na zmianę, bez czapki czy rękawiczki.
Latem najczęściej graliśmy w piłkę na leśnej polanie, dopóki nadleśnictwo jej nie zaorało i nie posadziło drzewek. Jeżdziliśmy teź „na klatki” czyli fragment starorzecza Wisły pod Rajszewem.
Generalnie jako dzieci włóczyliśmy się po całej dzielnicy – rodzice ciągle w pracy. Moi rodzice oboje pracowali na 3 zmiany, a o zajęciach pozalekcyjnych czy kołach zainteresowań nie mieliśmy pojęcia. Na rowerze zjeżdziłem więc całą okolicę: lasy legionowskie, w których znałem kaźdą dróźkę aź po Olszewnicę i Skrzeszew…
Świat poza Legionowem poznawaliśmy nie dzięki telewizji, bo na ogół nic ciekawego nie moźna było obejrzeć, ale z ksiąźek. W szkole podstawowej miałem taki okres, źe czytałem kilka ksiąźek w tygodniu, a kiedy rodzice kazali iść spać, z latarką pod kocem moźna było dokończyć jeszcze rozdział lub dwa…
Zdjęcie w samolocie pochodzi z wyprawy do ZOO w Warszawie, moźe z okazji Dnia Dziecka, na którą chyba zabrała mnie babcia…

 

Maciej Mazur
Wójt Gminy Nieporęt

 
Wychowałem się w Warszawie. Rodzice często zabierali mnie na spacery po mieście. Fontanna przy ul. Świętokrzyskiej to było jedno z moich ulubionych miejsc. Moźe juź wówczas, patrząc na wodę, wyobraźałem sobie taflę jeziora?  Z wodą jestem szczególnie związany, to chyba jest rodzinne zamiłowanie. Naukę pływania rozpocząłem bardzo wcześnie. Z rodzicami na wczasy wyjeźdźaliśmy przede wszystkim nad morze. Bywaliśmy teź u moich dziadków w Stargardzie Szczecińskim, nad jeziorem Miedwie. Szybko nauczyłem się pływać, bardzo to lubiłem. W latach szkoły podstawowej chodziłem na basen do Pałacu Młodzieźy, tam mogłem rozwijać swoje zamiłowania. W liceum i podczas studiów uprawiałem sporty motorowodne, kajakarstwo i źeglarstwo. Rodzice zbudowali dom nieprzypadkowo w Nieporęcie, skusiło ich sąsiedztwo Zalewu Zegrzyńskiego. Mieszkam tu od 1992 roku. Obserwuję jak zmienia się i rozwija gmina Nieporęt. Cieszę się, źe juź niedługo nasi mieszkańcy nie będą musieli wyjeźdźać na basen do innych miejscowości. Pływalnia przy Gimnazjum w Stanisławowie Pierwszym będzie do dyspozycji wszystkich, oferując moźliwość nauki pływania. Jest to szczególnie waźne dla najmłodszych mieszkańców, którzy mieszkając nad Zalewem, powinni posiadać tę umiejętność.

Roman Smogorzewski
Prezydent Miasta Legionowo

 

Nigdy nie marzyłem o tym, aby zostać policjantem, straźakiem czy teź lekarzem. Od najmłodszych lat wiedziałem, źe w przyszłości chcę być niezaleźny – jednym słowem, chciałem zostać przedsiębiorcą.
Byłem grzecznym i posłusznym chłopcem, jako najstarszy z rodzeństwa nie tylko pomagałem w domu, lecz takźe wspierałem mamę w wychowaniu młodszych braci. Raz nawet udało mi się ugasić poźar w kuchni i uratować braci.
Co prawda nie urodziłem się w Legionowie, ale mieszkam tu od 2. miesiąca źycia i wszystkie moje wspomnienia związane są z III Parcelą. Bawiłem się w okolicy z braćmi i kuzynami, chociaź mama bardzo nas pilnowała, źebyśmy za daleko nie odeszli. To były typowe zabawy małych chłopców – piłka noźna, rower, lecz otoczony braćmi i rodziną czasem lubiłem pobawić się sam w zbudowanym własnoręcznie namiocie. Zdarzały się teź przykre konsekwencje tych przygód – brat cioteczny złamał mi nogę kiedy zepchnął mnie ze schodów, a jakiś czas póżniej, uciekając przed nim, złamałem teź rękę.
Mogę powiedzieć, źe dzieciństwo wspominam bardzo ciepło, był to bardzo szczęśliwy okres i mam nadzieję, źe mój syn będzie miał równie cudowne wspomnienia jak ja.

Olga Muniak
Wójt Gminy Jabłonna

 

Gdy byłam dzieckiem, marzyłam o tym, aby zostać nauczycielką. Ten zawód zawsze wydawał mi się bardzo ciekawy, a nauczyciele wzbudzali we mnie podziw i szacunek. Nauczycielką nie zostałam, ale jako wójt mam okazję robić to o czym marzyłam, czyli pracować z ludżmi i dla ludzi.
Byłam wyjątkowo grzecznym i posłusznym dzieckiem, więc rodzice nie mieli ze mną kłopotów. To taka cecha, która z jednej strony jest bardzo wartościowa, ale z drugiej powoduje, źe grzecznemu dziecku inni starają się przysłowiowo „wejść na głowę”. Dzisiaj jestem bardziej asertywna. Byłam teź bardzo opiekuńcza. Gdy rodzice pracowali, opiekowałam się moją młodszą siostrą Krysią. Diametralnie róźniła się ode mnie. Gdy tylko spuszczało się ją z oczu, to zaraz coś zbroiła. Juź jako siedmiolatka nauczyłam się odpowiedzialności i dbałości o drugiego człowieka.
Kiedy myślę o zabawkach i zabawach, to na myśl przychodzi mi od razu moja ulubiona i zarazem jedyna lalka. Była gumowa i miała bordowy kolor, a po naciśnięciu piszczała. Pamiętam ją do dzisiaj. Lubiłam teź bawić się w klasy. Zabawa nabierała atrakcyjności, gdy w domu zbił się jakiś ozdobny talerz i udało się znależć ładną skorupkę z wzorem. Im ładniejsza skorupka, tym zabawa była ciekawsza.
Bardzo miło wspominam swoje dzieciństwo i myślę o nim z sentymentem. To taki beztroski czas, ale bardzo waźny dla dziecka, bo właśnie wtedy zaczyna się kształtować charakter.

 

Sylwester Sokolnicki
Burmistrz Miasta i Gminy Serock

 

Moje dzieciństwo związane było z gospodarstwem rodziców w Wólce Zaleskiej, gdzie wychowywałem się z dwiema siostrami. Od małego pomagałem przy pracach gospodarskich. W miarę dziecięcych moźliwości, ale – jak wspominają rodzice – z chęcią do pracy nie było u mnie za dobrze. Wręcz podobno byłem leniwy. Pewnie nie było to dalekie od prawdy, bo pamiętam, źe zawsze chciałem, by to, co mi przydzielano do zrobienia robiła moja starsza siostra. Miałem jednak stałe, bardzo waźne zadanie do wykonania! Powierzano mi bowiem pasanie stada kilkudziesięciu gęsi. Było to dla mnie wielkie wyzwanie, któremu starałem się sprostać. Czasem jednak dziecięca fantazja i zabawa były przyczyną zaniedbań obowiązków, za co spotykała mnie kara. Pamiętam, źe kiedyś pochłonięci zabawą, nie dopilnowaliśmy z siostrą  stada krów, które weszły w szkodę sąsiadowi. I choć siostra wzięła winę na siebie, to bez klapsów się nie obyło.
Jak wszyscy chłopcy lubiłem się bawić z dzieciakami w Indian i oglądałem „Czterech pancernych..”. I bardzo, bardzo lubiłem dłuuugie podróźe z babcią –  wozem konnym oczywiście – do „Naszelska”. Wyjeźdźaliśmy rano na targ do Nasielska, gdzie babcia sprzedawała przywiezione w workach źyto. Mam teź wspomnienia związane z „dniami dziecka”. Dla mnie, i jak pamiętam, dla innych dzieciaków mieszkających na wsi, Dniem Dziecka był kaźdorazowy  powrót rodziców z miasta. Dostawałem wtedy lizaka np. kogutka lub jakieś inne słodycze.

Sylwester Sokolnicki siedzi z prawej strony, w pierwszej ławce.