Do startu w 8. Halowych Mistrzostwach Świata Masters przygotowywałem się mentalnie i fizycznie od 4 miesięcy. Pomysł uczestniczenia w takiej imprezie wpadł mi do głowy, gdy zobaczyłem, że odbędą się one w Polsce i jest to jedyna okazja, aby stosunkowo niewielkim kosztem wziąć udział w zawodach tej rangi.
Do udziału nie trzeba zdobywać kwalifikacji, wystarczy mieć ukończone 35 lat, ale trzeba się liczyć z tym, że poziom będzie wysoki. Wcześniej wystartowałem kilka razy na zawodach w hali na dystansach od 400 do 3000 metrów, a na tym ostatnim udało mi się nawet zdobyć tytuł wicemistrza Polski w kategorii M35. Zawody Mastersów są organizacyjnie ciężkie do przygotowania, bo konkurencje odbywają się w kategoriach wiekowych liczonych co 5 lat, oddzielnie dla kobiet i mężczyzn.
W Toruniu, na Mistrzostwach Świata mogłem sobie pozwolić na bycie zachłannym, jeśli chodzi o wybór konkurencji, z dwóch powodów. Po pierwsze zawody trwały od 24 do 30 marca, więc można było zaplanować jeden start dziennie oraz przerwy na regenerację. Po drugie, jako amator nie walczyłem o medale, bo te były oczywiście poza zasięgiem, więc miałem luksus niewybierania specjalizacji i możliwość skorzystania z atmosfery stadionu oraz dopingu na kilku dystansach. Wybrałem trzy starty na hali: 3000, 800, 1500 metrów oraz na zakończenie półmaraton uliczny.
Pierwszy start, 3000 metrów
Pierwszy start na 3000 metrów odbył się w niedzielę 24 marca, o 12:40. Pierwszy raz w życiu poczułem na własnej skórze atmosferę wypełnionego stadionu, procedury weryfikacji zawodników oraz sam start w międzynarodowej obsadzie. Nadrzędnym celem na tym biegu było dla mnie nie dać się ponieść stawce, w której znajdowali się byli mistrzowie krajów, bo mogłoby się to skończyć bardzo źle. Udało mi się utrzymać swoje tempo i poprawić swój najlepszy rezultat o ponad 2 sekundy, osiągając czas 9:49,65. Miejsce 11. na 19. zawodników w kategorii M35 to i tak więcej, niż sobie wymarzyłem.
800 metrów
Start na 800 metrów był zaplanowany na środę 27 marca o 17:20, miałem więc ponad dwa dni na regenerację i lekkie treningi utrzymujące organizm w gotowości. Tego wyścigu bałem się bardzo, bo jest on bardzo wrażliwy na wszelkie błędy, takie jak za szybki początek. Niestety nie do końca się udało powstrzymać emocje i po pierwszym 200-metrowym okrążeniu w 30 sekund, zmęczenie narastało bardzo szybko. Trzy okrążenia minęły w czasie 1:35, co dawałoby mi na koniec wymarzony rezultat, ale niestety ostatnie okrążenie było już na bardzo dużym wycieńczeniu i ostatecznie zakończyłem bieg z czasem 2:11,10, co i tak dawało rekord życiowy poprawiony o pół sekundy i miejsce 22. na 29. Jeśli chodzi o miejsce to jestem bardzo zadowolony, bo na 800 metrów startuje dużo byłych profesjonalnych zawodników, z którymi amator biegający zawody uliczne od 5km i dłuższe nie ma żadnych szans.
1500 metrów
Ostatni halowy występ, bieg na 1500 metrów, był w programie w piątek 29 marca o 18:25. To późna godzina i w zasadzie nie wiadomo co robić cały dzień. Ja poświęciłem go na odpoczynek, spokojny rozruch po lesie oraz porządne rozciąganie. Ten dystans lubię, ponieważ jest stosunkowo krótki, ale też nie sprinterski. Czułem się dobrze do niego przygotowany. Podczas biegu jednak dość szybko zacząłem odczuwać zmęczenie większe niż powinienem. Być może to kwestia dwóch poprzednich startów, a może też mniejszej ilości tlenu w hali wypełnionej ludźmi, ale po pierwszym tysiącu w 2:56 wiedziałem, że bardzo źle się czuję. W tym momencie pomógł bardzo mój trener Dariusz Wieczorek, który przyjechał na swój start w półmaratonie sobotnim, ale był obecny już w piątek. Siedział dość blisko linii startu i mógł krzyczeć do mnie międzyczasy oraz zachęty do utrzymania tempa. Przy tym poziomie zmęczenia 500 metrów to bardzo dużo, jedyne co można zrobić, to jak najmniej myśleć i po prostu nie zwalniać. Za moment usłyszałem, że jeszcze tylko 300 metrów, a potem, że jeszcze 100 i wtedy już wiedziałem, że mogę, jak to się mówi „zamknąć oczy i biec”. Dobiegłem w czasie 4:29,54, co dało już trzeci rekord życiowy na tej imprezie, tym razem poprawiony o 5 sekund. Doping ma niesamowitą moc i dzięki temu, że na widowni była obecna również moja żona, Kasia, udało mi się przesunąć swoje granice wytrzymałości, co jest chyba dla mnie najcenniejszym doświadczeniem tych mistrzostw. Miejsce 19. na 25. Po biegu kolega, z którym startowałem, pomagał mi wstać i przejść do szatni trzy razy, a w głowie miałem myśli o zakończeniu biegania.
Półmaraton
W sobotę o 10:00 wystartował półmaraton uliczny, również w ramach Mistrzostw Świata Masters. Do tego biegu podszedłem z poczuciem, że już nic nie muszę, moje cele zrealizowałem, a zapisałem się, dlatego że… była taka możliwość. Po prostu. Nie przygotowywałem się z trenerem do startu w półmaratonie, tylko do szybkiego biegania na stadionie. Biegłem na samopoczucie, jednak z wiarą, że mimo wszystko uda mi się poprawić rekord życiowy z 2017 roku wynoszący 1:26:42. Pogoda była idealna, kilkanaście stopni, lekkie zachmurzenie i słabe powiewy wiatru. Tempo, przy którym czułem się komfortowo, trochę mnie przerażało, ale… czułem się w końcu dobrze, więc nawet przyspieszałem im bliżej było do mety. Ukończyłem bieg w czasie 1:21:12, czyli poprawiłem się o ponad 5 minut, jednocześnie poziom zmęczenia był chyba najmniejszy spośród wszystkich moich wcześniejszych biegów na tym dystansie, w których biegłem na wynik. Czułem się bez porównania lepiej niż dzień wcześniej po biegu na 1500 metrów.
Podsumowując tę przydługą relację mogę powiedzieć tak: zrealizowałem swoje marzenie i poczułem się jak sportowiec na imprezie dużej rangi. I mogę powiedzieć, że każdy z nas może to zrobić. Przeżycia warto kolekcjonować, a sam okres przygotowań był dla mnie niesamowitym doświadczeniem, bo byłem odpowiednio zmotywowany. Teraz oczywiście w głowie pojawiają się nowe cele, ale z tym spokojnie. Chwilę na odpoczynek potrzebuję, w końcu pobiłem 4 rekordy życiowe w jeden tydzień.
Na koniec chciałem powiedzieć, że dużą motywacją dla mnie jest zobaczenie zawodników z kategorii M40, M45, a nawet M65. Dla mnie były to ostatnie zawody w kategorii M35, ale już wiem, że w M40 będę miał większą konkurencję. Podczas mistrzostw sporo czasu spędziłem na trybunach obserwując między innymi jak 60-latkowie biją mój rekord życiowy w sprincie na 200m, jak kobieta w kategorii W80 biegnie tempem poniżej 5:00 na 800m, albo jak mężczyzna w kategorii M95 skacze o tyczce. To było po prostu niesamowite. Zobaczywszy, ile się dało, stwierdziłem, że medalowe szanse mam gdzieś w okolicy kategorii M55, ale na pewno nie na 200m. No cóż, pozostaje tylko utrzymać poziom przez 15 lat.