Kolejne starty Mariusza Wronowskiego. Sukcesy na trasach we Wrocławiu i w Warszawie

Mariusz Wronowski maraton

Mariusz Wronowski po ukończeniu Maratonu Warszawskiego (fot. arch. własne)

Mariusz Wronowski w ostatnim czasie startował w kilku biegach. Strażak z Legionowa, chory na stwardnienie rozsiane, poruszający się na wózku, pokonuje kolejne bariery, a przy okazji… wygrywa!

Biegacz z Legionowa reprezentant Powiatu Legionowskiego, nie próżnuje. Startował nawet w Chotomowskim Pożegnaniu Lata – Biegu Charytatywnym, mimo trudnej trasy, udziela się jako wolontariusz na parkrun Jabłonna. Tym razem wziął udział w trzech ważnych dla niego startach: BMW Półmaraton Praski, Maraton Wrocławski i Maraton Warszawski. Poniżej relacje z tych startów.

III BMW Półmaraton Warszawski

Trasa nocą, obawy o wszelkie dziury w asfalcie i nierówności na warszawskich ulicach i jazdę slalomem. Wielkie oczekiwanie do startu, przygotowania oświetlenia oraz kondycyjne. Mnóstwo ludzi z lampkami z oświetleniem przed startem. Organizatorzy sprawdzają wszystkich wózkowiczów, którzy zebrali się na starcie, czy mają oświetlenie z przody i z tyłu. Nadszedł start i ruszyły wózki i od razu rywalizacja zaczęła się ostro. Na razie jadę na trzeciej pozycji, goniąc dwójkę przede mną. Przed ulicą Zieleniecką udało się wywalczyć pozycje nr 2 w biegu, mając za sobą ogon i czując oddech rywala na plecach. To motywuje do dalszej jazdy, a widząc na pierwszej pozycji konkurenta, ciągniesz ile sił, by tobie nie odjechał na 2km. Dopadł mnie kryzys. Przestać walczyć czy zwolnić, tracąc szansę na wygranie? Determinacja na kolejnych kilometrach ogromna, bo widzę, że stopniowo zbliżam się do zawodnika. Niestety, ale z mostku na Gocławiu ucieka, oddala się i wiem, że na pewno na prostej znów zacznę go gonić. Na 10km skrzyżowanie Fieldorfa i Bora-Komorowskiego udało mi się dogonić lidera i już za nim odpoczywałem podczas jazdy jego tempem. Schowałem się za nim i pełna kontrola biegu do Walu Miedzeszyńskiego. Tam przyspieszam i wyprzedzam rywala. Na 15km udało mi się wypracować różnicę minuty i 9 sekund. Na 18km kryzys. Pusto na trasie, mało biegaczy i samotna walka z wiatrem i samym sobą do końca. Widząc już Stadion Narodowy w głowie już końcówka ale to przecież jeszcze 3km z zakrętami, gdzie można było ocenić jak daleko jest rywal i tak spokojnym już tempem do końca rywalizacji. Dojechałem do mety, ciesząc się, że wielki wysiłek nie poszedł na marne. Ogromnie zmęczony, nie miałem sił cieszyć się z końcowego triumfu. Do trzech razy sztuka! raz byłem drugi, raz trzeci, teraz przyszedł czas na zwycięstwo.

Organizacja zawodów przez Sławomira Szczęsnego i jego obawy o nasze zdrowie podczas nocnego półmaratonu były bezpodstawne. Nikomu nic się nie stał, wszyscy bowiem szczęśliwie dotarli do mety, czy z klasyfikacji „handbike ” wózków z napędem pośrednim (rowerów), jak i wózkowiczów na wózkach z napędem bezpośrednim (wózki aktywne do poruszania się na co dzień). Zawody na bardzo wysokim poziomie i obawy o trasę nocną były na wyrost. Super zorganizowany bieg nocą, mimo wielkiego oczekiwania wolałem bieg z rana jak w poprzednich latach.

3. PKO Wrocław Maraton

Kolejny rok na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu start i meta już w wyremontowanym stadionie. Pogoda dopisuje. Jest chłodno i delikatne słońce przebija się zza chmur. Na starcie maratonu w konkurencji wózkowiczów z napędem bezpośrednim 6 osób, w tym Niemiec, wiec rywalizacja większa niż w poprzednim roku. To mój pierwszy maraton w tym roku i nie wiem, czego się mogę spodziewać. Jaka jest moja kondycja i jak wygląda trasa. Przez pierwsze 13km sporo zakrętów, dużo przejazdów przez tory tramwajowe, więc istna męczarnia. Nie mam możliwości rozpędzenia się, a dodatkowo wiatr pogarsza jazdę. Zebrałem się i ruszyłem w pościg za zawodnikiem zza zachodniej granicy. Udało mi się go dopaść niedaleko przed metą. Nie była to łatwa trasa. Podjazd przy stadionie Śląska Wrocław, prawie mnie wykończył. Tam tempo było bardzo ślimacze, bo 7:20/km. Był to jeden z bardziej morderczych dla mnie maratonów. Nie udało mi się zrobić życiówki i pobić 3:10. Jednak mam ogromną satysfakcję z ukończenia rywalizacji w czasie 3:11:21, co jest dobrą prognozą na kolejny start podczas Maratonu Warszawskiego. Do mety dotarłem jako 21. zawodnik na wózkach, bo nie było rozdzielonych kategorii na handbike i wózkowiczów. Spiker zawodów ogłosił mnie jednak zwycięzcą na wózkach aktywnych, po czym zapanowała ogromna wrzawa na stadionie. Była to bardzo miła i wzruszająca chwila dla mnie.

39. PZU Maraton Warszawski

Po wrocławskim maratonie oczekiwania były większe, co do startu w stolicy. Znam miasto, wiem jaka trasa, aby tylko nie padało. Prognozy były dobre, miało świecić słońce. Niestety rzeczywistość ukazała się inna. Chłodno i deszczowo. Na starcie zapisanych było chyba 8 osób na wózkach z napędem bezpośrednim. Na samym starcie widziałem trzy osoby, ale wiem, że w tłumie jeszcze kilku zawodników było. Między innymi kolega z Maratonu di Roma w 2016 roku gdzie biegliśmy razem. Miłe zaskoczenie i miło, że też na zaproszenie przyjechał z znajomymi. Na początku biegu walka o pozycję, potem spokojne pociągnięcia. Po 10 minutach pobiegła czołówka biegaczy z Kenijczykami i Polakiem Błażejem Brzezińskim, który nie odstępował konkurentów. Po 16 minutach minęły mnie Kenijki i Etiopki, a chwilę za nimi Polka Ewa Jagielska. Trasa w większości pod górę, po Łazienkach warszawskich, gdzie nie utwardzony i mokry teren spowalniał wózek. W Wilanowie dopadł mnie pierwszy Mariusz Marszal „pseudonim „psychopata biegowy”. Walka była na podbiegach, przy rondzie Starzyńskiego i Moście Gdańskim i potem przy Dworcu Gdańskim. Blisko siebie trzy podbiegi dawały nie tylko mi odczuć siłę biegu jak i wytrzymałość mięśni, ale również biegnącym. Kolejny zakręt i znajoma grupa z Tarchomina dopingująca na końcówce do mety. Niestety nie udało mi się złamać bariery 3:10. 3:13:39 to i tak dobry czas. Kilka rad Emila Dobrowolskiego, które przydały się podczas biegu. Dziękuje Emil!! i do zobaczenia na maratonie w Poznaniu.