Podbił Wenecję! Po raz trzeci (galeria)

venicemaratohn

Wenecja zdobyta po raz trzeci!

Mariusz Wronowski (Grupa Biegowa CHTMO) po raz trzeci zaprezentował się na trasie maratonu w Wenecji. I po raz trzeci wygrał! Tym razem jednak nie przyszło mu to łatwo. Ba! W mieście kanałów i mostów wody było tym razem aż nadto…

Strażak z Legionowa, chory na stwardnienie rozsiane, upodobał sobie ten zakątek Europy i chętnie tam wraca. Z resztą… kto nie chciałby wracać do miejsca, którego jest dla niego szczęśliwe? Wystartował tam trzeci rok z rzędu i znów triumfował. Oto jego relacja.

Wywrotka, powódź i upragnione zwycięstwo

Noc poprzedzająca start w weneckim maratonie była ciepła. Dodatkowo zmiana czasu, więc godzina więcej snu miała mi pomóc w jeszcze lepszej regeneracji po podróży do Włoch. Niestety często bywa, że w nowym miejscu nie zawsze można szybko usnąć. Dochodzą do tego wrażenia i myśl o starcie. Noc była ciężka, niespokojna, a do tego pogoda zmieniła się diametralnie. Strasznie wiało, a rzęsisty deszcz było dobrze słychać w hotelowych ścianach. Nie zmąciło to w ogóle radości, że startu w weneckim maratonie. Rano udałem się na miejsce startu tramwajem wodnym. Myślami byłem już na trasie biegu, a tu nagle przykra niespodzianka. Chwila rozkojarzenia i… zaliczyłem przysłowiowego „orła”. Ból pleców był dosyć uciążliwy, a pomoc wolontariusza bezcenna. Woltaren, smarowanie, to pomogło mi przetrwać ciężkie chwile na trasie, choć oddychanie przychodziło mi z trudem, a żebra bolą mnie do tej pory. Gdy już doszedłem do siebie, czekała mnie przesiadka do autobusu i podróż do Stra, miejscowości w prowincji Wenecja (ok. 5000 mieszkańców – przyp red.). Tam przydała mi się peleryna od PWK Legionowo, bo deszcz znów się wzmógł. Czas oczekiwania na start to spotkanie ze zwycięzcą maratonu z Bostonu, Japończykiem Yukim Kawauchim. Ten amator, który jest nauczycielem, biega bo uwielbia ten sport. Nie ma sponsorów, ale to właśnie on okazał się najlepszy w 122. edycji Maratonu Bostońskiego. Owacje nie brakowało, a ja mogłem też się cieszyć, że podczas kolejnego maratonu mogę spotkać gwiazdę światowego biegania.

Jak co roku w Venice Marathon na starcie pojawiła się duża rzesza ludzi z SMA. Blisko 30 osób na wózkach z opiekunami, a do tego 3 osoby na handbike – rowerze z napędem pośrednim dla osoby niepełnosprawnej. Już kilka metrów po starcie czułem wcześniejszy upadek. Nie mogłem więc ruszyć szybko, a starałem się równym rytmem wejść w bieg. Swoim spokojnym tempem mijałem kolejnych zawodników. Wpadłem w swój rytm jazdy, co na pewno miało wpływ na końcowy wynik, choć ten mógł być sporo lepszy, gdyby nie warunki atmosferyczne. W tym roku miałem swojego opiekuna – policjanta, który przez 40km „opiekował” się mną podczas maratonu. Byli też inni, którzy pomagali mi w poprzednich latach. Za to bardzo dziękuję. Do 30km wszystko układało się po mojej myśli. Jednak w samej Wenecji czekała na nas „niespodzianka” w postaci wysokiego stanu wody morskiej. To nic, że zamoczyłem nogi, potem było już tylko wyżej… Najgorzej, że moje ręce, które mocno pracowały zalewała fala zimnej wody. Nie było to miłe, a pomoc moich „opiekunów” bardzo mi się w tedy przydała. Pokonanie zalanej Wenecji będę długo wspominać! To ciężko opisać, a w zimnej wodzie, zamiast zdenerwowania i obaw, że nie ukończę rywalizacji, na mojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech. Ten jednak zszedł z mojej twarzy, gdy na mecie, mimo zwycięstwa, musiałem czekać 45 minut na swój depozyt, który gdzieś się zawieruszył.

Po tych przygodach razem z moimi włoskimi przyjaciółmi z wielką radością świętowaliśmy zwycięstwo we włoskiej restauracji przy gorącym posiłku, winie i włoskim teramisu. Oczywiście z tego miejsca muszę podziękować moim sponsorom: Powiatowi Legionowskiemu, PWK Legionowo i Achilles Polska za umożliwienie mi startu i spełnienie moich marzeń biegowych.