Powrót do korzeni

Za nami drugi koncert w ramach 54 Międzynarodowego Festiwalu Jazz Jamboree. Legionowo już po raz 16 występuje jako festiwalowy klub, dzięki czemu do naszego miasta zjeżdżają znakomici muzycy nie tylko ze świata jazzu. O tym, że impreza wykracza poza ten gatunek mogliśmy się przekonać w minioną sobotę podczas występu Romana Puchowskiego i Beata Orbik Band w Miejskim Ośrodku Kultury przy ulicy Norwida 10.

Koncerty jazzowe w Miejskim Ośrodku kultury sięgają 1991 roku. Wtedy to odbył się koncert Artura Dutkiewicza, Tomasza Szukalskiego, Zbigniewa Namysłowskiego i Janusza Skowrona. Dopiero dwa lata później Legionowo stało się festiwalowym klubem Jazz Jamboree. Od tamtej pory przez MOK przewinęło się wielu znakomitych artystów ze świata jazzu i bluesa. Kiedy pojawiła się Sala Widowiskowa koncerty w ramach Jazz Jamboree przeniesiono do ratusza, gdzie mogły się one odbywać w bardziej komfortowych warunkach. Do ratusza nie udało się jednak przenieść jednego – kameralnego klimatu niewielkiej salki MOK-u, w której w gęstym gorącym powietrzu rozpływała się muzyka i słowa wybitnych artystów. W tym roku postanowiono częściowo odświeżyć tradycję sprzed lat, dzięki czemu część koncertów przywrócono do MOK-u. Tym sposobem w ostatnią sobotę w niewielkiej, odnowionej sali usłyszeliśmy Beatę Orbik z zespołem oraz Romana Puchowskiego.

Jako pierwsza na scenie pojawiła się Beata Orbik w towarzystwie swojego zespołu. Grupa prezentuje niezwykle przyjemną dla ucha mieszankę jazzu, soulu i funkowego pulsu. W repertuarze zespołu znalazły się zarówno covery znanych utworów jak i kompozycje własne. Wśród pierwszych usłyszeliśmy m.in.: Breakout – „Poszłabym za tobą”, Sistars – „Sutra” czy Alicia Keys – „If I Ain’t Got You”. Autorskie kompozycje grupy takie jak: „Gdybym”, „Daj mi szansę” i „Nie mów nikomu”, zabrzmiały równie dobrze jak aranżacje oparte o twórczość innych artystów. Beata Orbik posiada przyjemną i zarazem kojącą barwę głosu nawiązującą bezpośrednio do soulowej stylistyki. Artystka śpiewa z dużym zaangażowaniem i świetnie oddaje emocje. Szeroka skala głosu i umiejętności, którymi dysponuje Beata Orbik, czynią ją naprawdę dobrą wokalistą. Ciężko również powiedzieć coś złego na temat instrumentalistów grupy. Każdy z muzyków wie co ma robić i robić to znakomicie – równa pulsująca sekcja, gitarowe tła i nieprzesadzone solówki oraz dopełniające całość klawisze, saksofon i chórek. Wszystko razem składa się na soczyste i wpadające w ucho dźwięki, które chętnie usłyszałbym ponownie.

Kiedy zespół zagrał ostatni utwór, bardzo szybko okazało się, że publiczność wcale nie zamierza tak łatwo ustąpić. Gromkie brawa ściągnęły grupę na bis, podczas którego usłyszeliśmy ciekawą jazzowo-soulową interpretację „Jesteś lekiem na całe zło” z repertuaru Krystyny Prońko.

Po występie Beata Orbik Band nastąpiła kilkunastominutowa przerwa techniczna, po której na scenie pojawił się tym razem tylko jeden muzyk. Nie małe było moje zdziwienie gdy przekonałem się, iż ten jeden artysta w osobie Romana Puchowskiego spokojnie zastępuje cały zespół. Choć instrumentarium artysty było dość skromne, bowiem sprowadzało się do gitary i głosu, to jednak już pierwsze dźwięki utworu otwierającego koncert dały mi do zrozumienia, że na scenie niczego i nikogo więcej nie brakuje.

Roman Puchowski to muzyk awangardowy i bluesowy. Solista, lider i twórca alternatywnej formacji Von Zeit, członek polskich i międzynarodowych składów oraz projektów muzycznych, wokalista, instrumentalista, kompozytor, autor tekstów, profesor warsztatów gitarowych. Miłośnik techniki slide. Puchowski ma na koncie występy na różnych scenach Europy oraz na najważniejszych festiwalach i imprezach bluesowych. Współpracuje z czołówką bluesowych muzyków europejskich i nie tylko, m.in. z Keithem Dunnem, Nickiem Katzmanem i Sugarem Blue, znanym ze współpracy z Rolling Stones czy Frankiem Zappą. O Romanie Puchowskim można by jeszcze długo rozprawiać, jednak by naprawdę zrozumieć kunszt tego artysty trzeba usłyszeć go na żywo. Jak napisał Krzysztof Kuczkowski z „Gitara i Bas”: -Fascynujące brzmienie gitary, coraz bardziej „czarny” głos Puchowskiego stawiają go w ścisłej czołówce tego typu wykonawców w Polsce. Ciężko się z tym nie zgodzić. Podczas koncertu Puchowski jak na prawdziwego bluesmana przystało pokazał nam prawdziwe korzenie tej muzyki, zabierając w podróż między dźwiękami z Delty Missisipi. W repertuarze artysty znalazły się zarówno covery (mi.n.: Robert Johnson, Blind Willie Johnson) jak i utwory autorskie takie jak: ballada „Rainbow”, piosenka będąca osobistym rozrachunkiem artysty z jego wewnętrznym głosem – „Big Bad Brother” czy protest song przeciwko hipokryzji – „Johny”. Genialny koncert i genialny artysta, który chyba wszędzie czuje się jak w domu bowiem humoru, energii i świetnego kontaktu z publicznością mógłby się od Puchowskiego uczyć nie jeden muzyk.

Wróbel