Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Tomasz Bruderek ukończył Ultra 68km!

tomasz-bruderek

Tomasz Bruderek w Lądku-Zdrój (fot. arch. wł.)

W Lądku-Zdrój, w Sudetach Wschodnich, odbył się Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Na starcie pojawił się przedstawiciel Runners Team Jabłonna, Tomasz Bruderek.

Lądek-Zdrój to kurort bardzo znany kuracjuszom, którzy mają problemy z reumatyzmem, czy schorzeniami ortopedycznymi i neurologicznymi. Tomasz Bruderek przyjechał jednak w te piękne okolice w zupełnie innym celu. Postanowił wziąć udział w jednym z ośmiu biegów, które odbywały się podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Wybrał Ultra 68km i pobiegł w Górach Złotych i Bialskich. Żeby nie było, że poszedł na „łatwiznę”. Były krótsze dystanse od 10km, poprzez półmaraton czy Złoty Maraton na 45km. Były oczywiście dłuższe z tym najbardziej znanym – Biegu 7 Szczytów na dystansie aż 240km, wokół całej Ziemi Kłodzkiej. Zawodnik jabłonowskich Runnersów ukończył rywalizację na 100 miejscu z czasem 9:29:24. Bieg na tym dystansie ukończyło 369 amatorów biegów górskich.

Ultra Trail 68km okiem Tomka Bruderka

Jadąc do Lądka-Zdroju na Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich chyba chciałem się utwierdzić w przekonaniu, że jednak dystanse sporo dłuższe niż 42km w górach są nie dla mnie. Żeby się przekonać, trzeba było wystartować. Żeby wystartować, trzeba było się zapisać, więc z kolegą z pracy zapisaliśmy się na jeden z biegów w ramach DFBG. W tym roku trafiło na Bieg Ultra Trail na 68km z przewyższeniem prawie 3 tysięcy metrów. Stresu nie było, bowiem miało być „na spokojnie”. To raz, a dwa, że to nie pierwszy bieg górski i nie pierwszy w Lądku-Zdroju. O koledze nie wspominam, bo swego czasu stanął na pudle na dystansie Super Trialu (130km) czy K-B-L-u (110km) – nie pamiętam. Teraz chronologicznie:

– piątek: przejazd, odebranie pakietów startowych, podładowanie węglowodanami, powrót na kwaterę,

– sobota: pobudka o czwartej, ogarnięcie sprzętu wymaganego (w zasadzie ogarnięty był w piątek), spacerek na start. Tutaj zaskoczenie. W Parku Zdrojowym przy samym zakładzie przyrodoleczniczym „Wojciech”, gdzie usytuowany był start zobaczyliśmy sporo ludzi. Sam widok biegaczy nas nie zdziwił, ale ich liczba, trochę tak. Pozytywnie oczywiście. Do tego sporo twarzyczek odprowadzających swoich 68-tkowców i tych oczekujących na kończących dłuższe dystanse (start i meta w tym samym miejscu). Tak, tak, do kończących wspomniane wyżej dystanse trzeba doliczyć jeszcze wyścig na 240 km (sic!), podczas którego śmiałkowie zaliczali przy okazji 7 szczytów z Korony Gór Polskich. Ot, taka ciekawostka.
Godz. 6:00 – start. Spokojnie… bardzo spokojnie, bo miało być na spokojnie. Piękna pogoda, świeże powietrze, fajni ludzie, nic, tylko trochę się poruszać. No i tak do 37km same przyjemności. Na 37 km decyzja, że jednak trzeba odpalić maszynę. I poszło… Podchodzenie pod górę – ogień, zbieganie – ogień (z przymrużeniem oka oczywiście), ale naprawdę było mocno i przyjemnie. Ostatnie przyjemne biegowe kilometry z Pawłem Wojczukiem i pięknie usytuowana meta. In plus,w porównaniu do tej sprzed trzech lat. Po przekroczeniu mety medal, rozmowy, śmiechy z ludźmi, których widziałem pierwszy raz, a jakbym znał przynajmniej kilka lat. Normalka w świecie biegaczy amatorów,

– niedziela: powrót do domu. Szybki przegląd, czyli solidne rozciąganie, rolowanie. Wszystko działa jak trzeba, więc tuptamy na treningach dalej. Ważne, że jest progres…

Wracając do początku. Czy utwierdziłem się w przekonaniu, że dystanse powyżej 42km są nie dla mnie? Hmmm, mogą być dla mnie, ale pod warunkiem świetnego przygotowania, takiego by pozwalało mi podchodzić tylko pod typowo górskie wzniesienia. Reszta ma być w biegu😊Summa summarum dystans królewski to jest mój ulubiony dystans i tego się będę trzymał. Góry na dłuższych dystansach mam nadzieję, też od czasu do czasu będą grane, bo to by oznaczało, że jestem w dobrym treningu (w moim przekonaniu).