Legionowska Katorga. „Tu liczy się walka z samym sobą” – rozmowa z pomysłodawcą imprezy, Adamem Skopem (galeria)

karwacka

Julia Karwacka najmłodsza uczestniczka pokonała z rodzicami dystans 85km (fot. Miromir Murawski)

Miniony weekend w Powiecie Legionowskim to nie tylko biegi przełajowe, parkrun, siatkówka czy piłka nożna. Na tym terenie odbyła się nietypowa impreza rowerowa, nazwana przez pomysłodawcę, Adama Skopa, Legionowską Katorgą.

Legionowska Katorga to dwudziestoczterogodzinny wyścig MTB na terenie Powiatu Legionowskiego. Zawodnicy mieli do pokonania pętlę o dystansie 85 kilometrów. Wyścig rozgrywał się w formule non stop, bez udziału wsparcia z zewnątrz. Każdy uczestnik był zdany tylko na siebie i swoich kompanów.
Rozmawiam z głównym pomysłodawcą i organizatorem imprezy Adamem Skopem.

Michał Machnacki: Legionowska Katorga to maraton dwudziestoczterogodzinny. Skąd ten pomysł, aby taka impreza zawitała w naszym powiecie?

Adam Skop: Od wielu lat uczestniczę w długodystansowych maratonach szosowych, gdzie pokonujemy dystanse powyżej 300 kilometrów dziennie w ruchu ulicznym i jesteśmy zdani tylko na siebie. Pomyślałem, że gdyby te realia przełożyć na warunki terenowe, mogłaby wyjść z tego niezła Katorga (śmiech). Na polskiej scenie maratonów 24-godzinnych MTB nie ma do tej pory wyścigu podobnego do naszej Katorgi.

Co tak naprawdę odróżnia was od znanych już zawodnikom maratonów dwudziestoczterogodzinnych?

Przede wszystkim trasa jednego okrążenia ma aż 85 kilometrów. To podnosi skalę trudności i sprawia, że nawet pokonanie jednego kółka jest już sporym wyzwaniem. Poza tym, tak długa pętla nie pozwala się nudzić w czasie jazdy i powoduje, że nawet jeśli przejeżdżamy ją kilka razy, możemy na nowo odkrywać jej uroki. Sama impreza nie jest formą wyścigu, tu liczy się walka ze samym sobą i pokonywanie własnych słabości. Każdy uczestnik niezależnie od przejechanego dystansu otrzymuje medal oraz dyplom.

Jak planowałeś trasę, aby była atrakcyjna dla zawodników?

Moim podstawowym celem było zawarcie w imprezie kilku dużych kompleksów leśnych naszego powiatu. Uczestnicy odwiedzili zarówno lasy w Legionowie, Choszczówce, na Bukowcu, w Wieliszewie oraz Chotomowie. Do tego starałem się, aby droga pod kołami była zróżnicowana. Spotkać tu można było zarówno szybkie odcinki po wałach Wisły i Narwi, jak i piaszczyste wydmy Legionowskich i Chotomowskich Lasów, czy rozległe łąki okolic Krubina. Nie zabrakło również odcinka wzdłuż torów kolejowych, których trójstyk znajduje się w samym centrum Powiatu Legionowskiego.

Jak oznaczona była trasa?

Każdy zawodnik dostał do wgrania ślad na urządzenie GPS. Mógł być to profesjonalny odbiornik turystyczny, lub klasyczny smartfon, z których wielu z nas na co dzień korzysta. Na podstawie tego śladu, uczestnicy poruszali się po wyznaczonej trasie. Nie potrzeba było więc rozwieszać strzałek na drzewach czy oznaczać dróg taśmami, a impreza odbywała się w normalnym ruchu ulicznym.

Jazda wedle wskazań gps-a wydaje się chyba dość prosta.

Nic bardziej mylnego. Zawodnik poza samą koncentracją i pokonywaniem trasy, musiał analizować ślad i orientować się w terenie. Nawigowanie za dnia, nawet mając ślad gps, to sporo do ogarnięcia naraz. Gdy zapadnie zmrok, impreza nabiera niepowtarzalnego charakteru. To dodatkowo zwiększyło atrakcyjność wydarzenia i wniosło dodatkowe elementy jazdy na orientację.

Czy nocą w lesie nie jest niebezpiecznie?

Wydaje mi się, że największe niebezpieczeństwo stanowimy sami dla siebie jako ludzie. To w miastach najczęściej dochodzi do incydentów. Lasy jednak wymagają pokory i skupienia. Trasa w lesie nie jest trudna technicznie, ale nasze pole widzenia zmniejsza się tu, tylko do niewielkiego obszaru ograniczonego przez światło lampki. Wyobraźnie zaczyna płatać figle. Łatwo wtedy stracić orientację, czy najechać na niespodziewaną przeszkodę i uszkodzić sprzęt lub zwyczajnie się wywrócić. Zawodnik w lesie musi być podwójnie skoncentrowany na drodze.

A dzikie zwierzęta?

Jadąc po lesie faktycznie możemy spotkać rdzennych mieszkańców tych obszarów, ale najczęściej umykają w popłochu widząc światła lub słysząc głosy. Nie spotkałem się do tej pory z informacjami o konfrontacji zawodnika z dzikimi zwierzętami na trasie, niemniej pamiętajmy, że to my jesteśmy gośćmi w lesie, i to im należy się pierwszeństwo.

Dużo ludzi zdecydowało się jechać nocą?

Na trasę wystartowało w sumie piętnaście osób, ale najdłuższy dystans 280 kilometrów pokonało tylko trzech zawodników: Jacek Posiewka, Sebastian Kaliszewski oraz Kamil Dobrowolski. To oni wykręcili trzy pełne okrążenia, w tym dwa nocą i o świcie. Kolejny super wynik z dystansem 200 kilometrów uzyskali Łukasz Podleśny oraz Piotr Januszewski. Ci zawodnicy przejechali pełne dwa okrążenia oraz połowę trzeciego ze względu na kończący się czas.

Cała organizacja imprezy to jedno wielkie wydarzenie sportowe, ale wspominałeś, że ma także aspekt charytatywny.

Zgadza się. Imprezę zorganizowaliśmy wraz z członkami Rowerowego Legionowa totalnie pro bono. Wszystkie pieniądze, które zostały po imprezie przekażemy na Dom Dziecka w Chotomowie. To dla tamtych dzieciaków najbardziej potrzebna jest pomoc i to dla tego celu powstała ta impreza. Chcemy się dobrze bawić i pomagać innym.

Połączyliście zmagania MTB, wyścig dwudziestoczterogodzinny i imprezę charytatywną, jak oceniasz efekty? Będzie powtórka za rok?

Na pewno chcemy, aby Legionowska Katorga pojawiała się w kalendarzu imprez w naszym powiecie. W tej edycji, mimo bardzo krótkiego czasu od powstania pomysłu do realizacji, udział wzięło piętnaście osób, co uważamy za nasz mały sukces, gdyż wiemy, że czasu na podjęcie decyzji o starcie było bardzo mało. Z informacji od ludzi wiemy, że za rok ta liczba na pewno się zwiększy. Nie mamy jeszcze dokładnych planów gdzie, oraz jak zostanie rozegrany start za rok. Na te analizy przyjdzie czas jesienią i zimą po konsultacjach z zawodnikami oraz po wysłuchaniu ich spostrzeżeń i opinii uczestników Katorgi .

Życzę wam więc samych sukcesów i czekam z niecierpliwością na kolejne edycje Legionowskiej Katorgi. Do zobaczenia!

Do widzenia.

Galeria Adama Skopa

Galeria Miromira Murawskiego

Galeria Moniki Jankowskiej